poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział siódmy


Lena, 26 listopada 2012r.

 Spakowałam walizkę i odłożyłam do kąta w pokoju gościnnym. Schowałam do szafki piżamy Mario, które postanowiłam zostawić w Dortmundzie i poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Ciągle myślałam o jutrzejszym locie do Londynu. Zawsze chciałam tam pojechać, ale nie miałam okazji, a teraz ucieczka przed chłopakiem zamieniła się w moją wymówkę.
 Przewróciłam oczami, kiedy znowu o nim pomyślałam. Sięgnęłam po ręcznik i okryłam się nim.
 Podeszłam do wielkiego lustra i uśmiechnęłam się do siebie.
 - Lena – nie ma to jak mówić do siebie. – Sam chciał miesiąc wolności, więc teraz mu go dasz, a ty zajmiesz się sobą. A może nawet znajdziesz jakiegoś przystojnego Anglika, z którym będziesz szczęśliwa? – Zaczęłam ruszać brwiami.
 Sięgnęłam po komórkę, na której już dawno zdążyłam zmienić tapetę. Otworzyłam pocztę i wzięłam się za czytanie listu od Liama.

Droga Leno,
Nie myślałem, że między Wami jest tak źle. Też chciałbym być przy Tobie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale coś czuję, iż wszyscy Ci to teraz powtarzają. Skorzystaj z tego miesiąca, niech on będzie niezapomniany – może los dał Ci szansę, żebyś mogła zrobić to, co kochasz, a czego nie mogłaś przy nim zrobić?
Tak wracając do tego bycia przy Tobie, to trochę się obawiam, bo nie chciałbym przez przypadek dostać wazonem. – Zatrzymałam się w czytaniu na chwilę i zaczęłam się śmiać. Kochałam go za te poczucie humoru! -  Chociaż jeżeli ten Twój cel jest taki słaby, to chyba nie muszę się obawiać tego, że mógłbym stracić parę zębów.
Chciałbym jeszcze coś napisać, ale niestety, moi przyjaciele mnie poganiają, żebym się ruszył, bo zaraz jadę do kina.
Tak żebym nie zapomniał – masz pozdrowienia od moich przyjaciół! Tych wariatów, którzy nie dadzą mi spokoju, póki tego nie zrobię.
Do „usłyszenia”,
Liam.

 Miałam wziąć się już za odpisywanie, kiedy usłyszałam pukanie, a raczej walenie do drzwi.
 - Zajęte – odpowiedziałam spokojnie i wróciłam do poprzedniej czynności.
 - Ja cię proszę! – głos należał do Łukasza. – Proszę się pośpiesz, bo zaraz się posikam!
 Spojrzałam na zamknięte drzwi i na mojej twarzy pojawił się uśmieszek. Czyżby mi właśnie przypomniało, że należy umyć porządnie zęby?
 - Kochany będziesz musiał wytrzymać, bo właśnie się zabieram za mycie zębów, potem muszę się ubrać i zrobić włosy, więc dopiero za jakieś trzy kwadranse będziesz mógł wejść – sięgnęłam po szczoteczkę i powoli nakładałam na nią pastę.
 - Cholera, Lena! Weź mnie puść! – kuzyn coraz bardziej się niecierpliwił.
 - Czy nie jest to jakiś paradoks, że masz tyle forsy, a nie masz w domu drugiej łazienki?!
 - A idź! Idę się załatwić w krzaki!
 Usłyszałam odchodzące kroki i poczułam, że dzisiejszy dzień będzie bardzo, ale to bardzo udany.

***
 Veronica, 26 listopada 2012r.

 Obudził mnie mój budzik. Przewróciłam się w łóżku i spojrzałam na różowego prosiaczka, który zażądał, żebym w końcu wstała. Uśmiechnęłam się do niego i spod poduszki wyciągnęłam kij do baseballu. Lepiej nie pytać skąd się on tam wziął. Machnęłam ręką i prezent od moich braci, który dali mi w zeszłe święta, spadł na ziemię, rozbijając się na małe kawałki.
 - Ups… - Mruknęłam i podniosłam się na łokciach.
 Spojrzałam na swój pokój, w którym chyba w tym roku zdążyłam trzy razy zrobić remont. Ściany były koloru lawendowego, a meble były wykonane z olchy. Gdzieniegdzie zostały zawieszone obrazy z moimi podobiznami, które namalował zaprzyjaźniony kolega z uczelni.
 Odwróciłam się i spojrzałam na okno, za którym widniał obraz smutnego parku, gdzie z drzew opadły już wszystkie liście.
 - Jak ja kocham poniedziałki! - mruknęłam ironicznie.
 Wstałam i sięgnęłam do szafki, skąd wyciągnęłam nowe jeansowe spodnie oraz koralową koszulę. Stopami wyszukałam jeszcze moich laczek o kształcie dwóch króliczków. Przechodząc obok biurka, wzięłam komórkę i spojrzałam na ekran.
 - …pamiętaj, żeby posprzątać…bla bla bla… - Zaczęłam czytać SMS od mojej mamy.-… zaopiekuj się…bla bla bla… Czy ona jest dzieckiem? – przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju. – Chociaż może będzie potrzebowała mojej pomocy? Szalonej Veroniki.
 Weszłam do łazienki i ubrania rzuciłam na pralkę, ponieważ zdecydowałam się przebrać później. Stanęłam jeszcze przed lustrem i z uśmiechem na twarzy, zaczęłam spinać swoje czerwone włosy.
 - Hmm… A gdyby je tym razem przefarbować na fioletowo? – zaczęłam ruszać swoimi brwiami.
 Ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam się na swoje różowe piżamy ze zwariowanym króliczkiem na piersi. Ruszyłam ramionami i pobiegłam otworzyć drzwi. Stał za nimi Steven, mój były chłopak, który teraz pracuje jako gazeciarz. Na mój widok zaczęły mu się świecić oczy. Uśmiechnęłam się do blondaska i oparłam o framugi.
 - Masz coś dla mnie? – zapytałam.
 - Jak zawsze. – Wyciągnął z torby kolorową gazetę. – Proszę.
 - Dziękuję. – Wzięłam to od niego. – Co tam słychać? Słyszałam, że potrzebujesz modelki do zdjęć…
 - Już doszło to do ciebie? – zagryzł wargę. – A co? Chętna jesteś?
 - Oczywiście! – skoczyłam w jego ramiona, na co on zesztywniał. – To, o której do ciebie mam wpaść? O szóstej?
 - O czwartej. – Chłopak odsunął się i puścił mi oczko. – No to do zobaczenia, Skarbie!
 Pokręciłam głową i wróciłam do mieszkania. Steven jest jednym z tych chłopaków, który po rozstaniu nie zaczął traktować mnie jak jakąś zdzirę. Można powiedzieć, że przyjaźnimy się, ale nie powstrzymujemy się od mówienia sobie przesłodzonych komplementów. Większość z moich byłych oczernia mnie, gdzie tylko można. Szkoda, że nie wiedzą, dlaczego z nimi zrywałam.
 Wskoczyłam na fotel i otworzyłam gazetę na pierwszej stronie, gdzie został napisany artykuł na temat rozpadu One Direction. Powstrzymałam się od śmiechu i zaczęłam czytać o tym, że Niall Horan wyjechał do Irlandii tydzień przed koncertem w Londynie, co oznacza szybki koniec zespołu.
 - Co za ludzie pracują w tej gazecie! – rzuciłam gazetą na stolik i poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. – Ciekawa jestem, co za tydzień o nich napiszą.

***
Mario, 26 listopada 2012r.

 Siedziałem w kawiarence pod ścianą. Popijałem sobie gorącą kawę i przyglądałem się krzątającej za ladą pracownicy. Była już późna pora i prawie nikogo tutaj nie było. Tylko ja, ona i zakochana para.
 Zrobiłem kolejny łyk gorącego afrodyzjaku i spojrzałam na swoją komórkę. Zegarek pokazywał już 21:00. Reus znowu się spóźnia. Kurde, że ten człowiek nie chce mi dać jednego dnia wolnego.
 - Podać panu coś jeszcze? – dziewczyna była w moim wieku, ale wyglądała na zmęczoną. Z pewnością od rana tutaj siedzi. Co za szczęście, że ja nie muszę w czymś takim pracować.
 - Poproszę kolejną kawę. – Mruknąłem.
 Usłyszałem dzwonek nad drzwiami. Ktoś wszedł do środka. Zerknąłem na drzwi i zobaczyłem uśmiechniętego Reusa. Zdejmując czapkę, spojrzał na parę i się skrzywił. Podszedł do mnie i puścił oczko do kelnerki.
 - Czy mogłaby pani przynieść mi ciepłej herbatki? – powiedział zalotnym głosem.
 - Oczywiście. – Pokiwała głową i odeszła.
 - Co tak długo? – mruknąłem i opadłem na oparcie krzesła. – Co chciałeś mi powiedzieć?
 - Stary wyluzuj! – usiadł naprzeciwko mnie i sięgnął po mój kubek po kawie. Potrząsł nim i słysząc, że jest pusty, zrobił smutną minę. – Coś ty nawyrabiał z tą Leną? – pokręcił głową. – Jak mogłeś zapomnieć o randce? I jeszcze tutaj mi wyjeżdżasz, że się spóźniam…
 Kelnerka przyniosła nam zamówienia i uśmiechnęła się do mojego przyjaciela, zagryzając wargę. Przewróciłem oczami i zacząłem popijać kolejną kawę. Marco na kartce papieru zapisał swój numer telefonu i dał jej.
 - Możemy na chwilę zostać sami?! – warknąłem w jej kierunku.
 Reus spojrzał na mnie gniewnie, zmrużył oczy i cicho wymruczał: „Kiedyś cię zabiję”. Ruszyłem tylko ramionami i spojrzałem na swój telefon.
 - Nie przejmuj się nim, właśnie niedawno zerwał z dziewczyną. – Podniosłem wzrok i to ja miałem ochotę, teraz powiedzieć, że go kiedyś zabiję. – Zdzwonimy się później.
 Kiedy dziewczyna odeszła, Reus popukał się w głowę i zaczął popijać swoją herbatkę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
 - Powiesz mi w końcu, o co wam poszło? – zapytał.
 - A co ciebie to obchodzi?
 - Mario! – Marco przewrócił oczami. – Jesteśmy przyjaciółmi i się martwię o ciebie. Ja wiem, że nie zjawiłeś się na randce po meczu z Ajaxem… Ale zastanawia mnie, dlaczego dałeś jej miesiąc wolnego? Człowieku jak ja tego słuchałem, to miałem ochotę ci przywalić…
 - Nie gadaj. Sam nie wiem, co mnie do tego skusiło. Byłem po prostu głupi.
 - Zgadzam się. Wiesz, co możesz stracić? Najlepszą dziewczynę, która ci się trafiła! Mario, czy ty możesz się w końcu zmienić? Dorosnąć?
 - Dorosnąć? O czym ty do mnie mówisz? Uważasz, że jestem dzieckiem? – uniosłem brwi.
 - Tak, właśnie o tym mówię. Jesteś cholernym dzieciakiem, który nie potrafi dorosnąć. Wiecznie myślisz o fanach i karierze. Jak mogłeś zapomnieć o randce z Leną?
 - Po prostu… - Spuściłem wzrok. – Wszystko zawsze zapisuję w kalendarzu, ponieważ mam słabą pamięć…
 - I niech zgadnę, zapomniałeś zapisać?
 Pokiwałem głowę, a ten zaczął się śmiać. Zacisnąłem szczękę, mając ochotę przywalić mu w tą rozbawioną twarz.
 - Śmieszne… - Mruknąłem.
 - Stary, to nie jest śmiesznie... – W końcu spojrzał na mnie z powagą. – To jest przerażające, że ty nawet nie umiesz zapamiętać, kiedy masz randkę z dziewczyną. Mam nadzieję, iż ona w tej Anglii znajdzie sobie kogoś odpowiedzialnego.
 - W Anglii? – zmarszczyłem czoło. – Ona wyjeżdża?
 - Tak.– Uśmiechnął się. – Ale z pewnością i o tym zapomnisz, bo nie zapiszesz sobie tego.
 - Zamknij się już, ja ciebie proszę – warknąłem.
 - Nie, bo jestem twoim przyjacielem. – Nachylił się nad stolikiem. – Teraz mnie posłuchaj. Dałeś jej miesiąc, to i daj sobie. Masz miesiąc na zmienienie swojego życia.
 Uśmiechnął się i wstał od stolika. Spojrzałem na niego, mając nadzieję, że wytłumaczy mi, o co mu chodzi, ale ten tylko puścił mi oczko i wyszedł z kawiarenki.
 Zmienić się? Ale w jakim sensie?

***
Liam, 26 listopada 2012r.

I'm in love with you. And all these little things.
- Nareszcie koniec! – wrzasnął Harry i wybiegł z sali do prób.
 Spojrzałem na chłopaków, którzy dzisiaj już też mieli dosyć. Wśród nas brakowało tylko Nialla, który obiecał, że przyjedzie na ostatnią próbę przed koncertem. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę i spojrzałem na wiadomość od Leny.

Drogi Liamie,
Wyjeżdżam do Londynu! To jest daleko od Twojej miejscowości? A co jeżeli nie i na przykład, przechodząc w galerii, miniemy się i nawet sobie z tego nie zdamy sprawy? Wiesz jak chciałabym Cię w końcu spotkać, ale boję się, że po naszym spotkaniu to nie będzie tak jak dawniej. Co Ty o tym myślisz?
Lena

 Patrzyłem na tą wiadomość, nie wiedząc, czy mam skakać ze szczęścia, czy  martwić się o naszą przyszłość. Ja również nie raz chciałem poznać Lenę, ale z drugiej strony się bałem naszego spotkania, bo co jeżeli ona jest fanką One Direction? Co jeżeli za każdym razem, kiedy nas słyszy, piszczy jak opętana? A może wie o tym, kim jestem, ale nie okazuje tego, ponieważ nie chce mnie zrazić?
 - Liam? – Podniosłem wzrok i spojrzałem na Zayna, który stał przy drzwiach. – Wszystko w porządku?
 Pokiwałem twierdząco głową.
 - Stęskniłem się za Niallem…
 Przyjaciel się uśmiechnął.
 - Ja też.
 - Kto ukradł moje żelki?! - usłyszeliśmy wrzask Hazzy z korytarza, który prowadził do wyjścia.
 Zayn pobladł i szybko się ewakuował. Ze śmiechem na twarzy pokręciłem głową.
 - Co ja bez nich bym zrobił? - Powiedziałem sam do siebie.

Kochani! Dzisiaj ostatni dzień tego pięknego roku, który zmienił moje życie! To właśnie w tym roku zaczęłam publikować swoje pierwsze opowiadanie o One Direction. Niesamowite, jak to wszystko minęło... Teraz zaczyna się kolejny rok, jesteśmy coraz starsze... Dzisiaj wspominam Sylwester sprzed dziesięciu lat, to jest pierwszy, który pamiętam z moich dziecięcych lat. Och.. jak ten czas leci. Chciałabym Wam wszystkim życzyć udanej zabawy oraz żeby ten zbliżający Nowy Rok, okazał się jeszcze lepszy od tego!
Dziękuję wszystkim za komentarze, bo chyba tylko one mnie motywują do pracy. Oczywiście też dziękuję wanilii., której słowa biorę do serca. A jeżeli chodzi Ci o więcej opisów, to chyba należy poczekać. Ze mną jest tak, że każde opowiadanie mnie czegoś nowego uczy.
Następny rozdział (chyba) najwcześniej w piątek, bo niestety, nauczyciele nas tak kochają, że już po świętach zapowiedzieli nam kartkówki i sprawdziany... 
Do usłyszenia,
Kinga.

piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział szósty


 Lena, 25 listopada 2012r.

 - Zrobimy to! – nad moim uchem wrzasnął Kuba. – Ja wiem, co jest lepsze!
 - Doprawdy? – spojrzałam na niego jak na idiotę, który próbuje mnie przekonać, że biały to czary, a czarny to biały. – To może powiesz mi jak się to robi?
 - No pisze tu! – pokazał na sposób wykonania jednego z najtrudniejszych dań w tej książce kucharskiej. – No ja wiem, że nie umiesz czytać… Wybaczę ci to, ponieważ jesteś kuzynką mojego przyjaciela.
 Kuba poklepał mnie po policzku i z tryumfalnym uśmiechem podszedł do lodówki, żeby zacząć wyciągać produkty do tego potrzebne. Ja tylko na ten widok przewróciłam oczami i zabrałam się za ratowanie jeszcze niezrobionej przez niego kolacji. Krokiem pierwszym było zabranie książki kucharskiej sprzed jego nosa.
 - Ej! – Błaszczykowski już zorientował się, o co chodzi i zaczął mnie gonić. – Wiesz, że i tak cię dorwę!
 - Robert! – zaczęłam wrzeszczeć na cały dom, licząc, że zjawi się zanim on mnie dorwie, bo wiem, iż później będę tego żałować. – Robert!
 - Masz pecha, Robert pojechał po kwiaty dla dziewczyn, a Łukasz zamknął się w swoim pokoju.
 Zawsze ich nie ma, kiedy są mi najbardziej potrzebni. Wzięłam głęboki wdech i przeskoczyłam przez sofę, nie zatrzymując się dobiegłam do szafy, która była na klucz. Na szczęście on tam był i schowałam książkę, a klucz włożyłam do miejsca, gdzie nawet Kuba nie ma ochoty sięgać – czyli mój boski biustonosz.
 - No weź…. – spojrzał na mnie błagalnie. – To było takie fajne danie.
 - Fajne? A jesteś wstanie wymówić jego nazwę? – uniosłam wysoko brwi.
 - Ugh… Nie, ale wyglądało na smakowite.
 - Kuba, Kuba – zaczęłam kręcić głową. – Może i jesteś dobry na boisku, chociaż wątpię w to –przewróciłam teatralnie oczami, żeby go sprowokować. – Ale witaj w kuchni, w której jak na razie ja rządzę, więc się mnie słuchaj.
 - Ciebie? – wybuchnął  śmiechem, a ja w niego rzuciłam plastikową butelką, która na jego nieszczęście była do połowy napełniona wodą. – Ała to bolało!
 - I miało! – pokazałam mu język i wróciłam do szukania jakiegoś ciekawego dania.
 Cały czas słyszałam marudzenie Kuby. Czasem się zastanawiam, dlaczego Bóg nie stworzył u mężczyzny guzika „ WYCISZ”. Kiedy w końcu znalazłam jakiś ciekawy przepis, podeszłam do lodówki i zaczęłam wyciągać potrzebne produkty.
 - Wróciłem! – usłyszałam Roberta, który wszedł do mieszkania od tyłu. W rękach trzymał trzy wielkie bukiety róż. Podobało mi się w nich to, że każdy jest inny. Białe były z pewnością dla Agaty, żony Kuby, różowe dla Ani, narzeczonej Roberta i czerwone dla Ewy. – Gdzie mogę je włożyć?
 - Dałbym ci wazon, ale wiesz… - dołączył do nas Łukasz ze złośliwym uśmieszkiem. – Przy pewnych osobach trzeba być ostrożnym.
 - Śmieszne! – mruknęłam i odwróciłam się na pięcie.
 - Też cię kocham! – powiedział i zaczął grzebać coś w szafce. – Trzeba tylko nalać wody do tego i zanieść je do mojej sypialni… Cholera!
 Odwróciłam się i spojrzałam na kuzyna, który spojrzał na swoje rodzinne zdjęcie.
 - Zapomnieliśmy o Sarze i Oliwii… - mruknął.
 - Wcale, że nie – odezwał się Kuba, który do tej pory siedział cicho i wyjadał tylko migdały. – Słyszałem, że Lena ma dzisiaj wolny wieczór i z przyjemnością się zajmie Szkrabami…
 - Sama? – Łukasz zabrał mu paczkę z orzechami i sam zaczął je wyjadać. – Przecież nie da sobie sama radę…
 - No to niech zadzwoni do Mario – przewrócił oczami jakby to było oczywiste. – Chociaż może on jeszcze jest obrażony za to, że celowałaś w niego wazonem.
 - Robert trzymaj mnie! – zwróciłam się do Lewego, który nadal stał jak jakiś borok z kwiatami w rękach.
 Pokręciłam głową i podeszłam do niego, zabierając róże. On się odwdzięczył uśmiechem i zaczął napełniać wazony wodą. Włożyliśmy do nich kwiaty i zanieśliśmy razem do sypialni.
 Kiedy chciałam już wyjść, Robert złapał mnie za rękę.
 - Nie chciałbym się wtrącać w nieswoje sprawy, ale co się dzieje między wami? – zapytał mnie chłopak.
 - Chodzi ci o mnie i o Mario? – spojrzałam w jego niebieskie oczy. Chłopak pokiwał głową. – Pokłóciliśmy się i dał mi miesiąc wolności…
 - Miesiąc wolności? – zmarszczył czoło.
 - Chodzi o to, że przez najbliższy miesiąc będę żyła tak jakbym go nie znała i dopiero za miesiąc się z nim spotkam… I powiem mu, czy go dalej kocham.
 Robert słabo się uśmiechnął i mnie przytulił.
 - Nie mów o tym Kubie, proszę… - mruknęłam.
 - Jemu? Nigdy!

***
Mario, 25 listopada 2012r.

 - Stary, a może zrobimy sobie przerwę? – krzyknął za mną Marco. – Biegamy już półtorej godziny.
 Pokiwałem głową i zwolniłem tempo. Rozejrzałem się po okolicy. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że dobiegliśmy do parku. Usiadłem na ławce i spojrzałem na Reusa, który właśnie dobiegał do mnie.
 - Dopiero wróciliśmy z meczu, a ty już się znęcasz nade mną? – powiedział żartobliwie przyjaciel. – Stary, co się dzieje?
 - Nic, a co miałoby się dziać? – z kieszeni wyciągnąłem paczkę gum. – Chcesz?
 - Nie, dzięki… - pokręcił głową i usiadł obok mnie. – Widzę jak się zachowujesz… Mało, kiedy da się ciebie wyciągnąć na dodatkowy trening, a tutaj ledwo przyjechaliśmy i już chcesz biegać. Stary Mario zawsze biegł do Leny…
 Spojrzałem na niego wilkiem, słysząc jej imię.
 - No to najwidoczniej Starego Mario już nie ma. Nie mówmy o niej, okej?
 Wstałem, chcąc znowu pobiegać, ale Reus zatrzymał mnie, podając swoją komórkę.

Hej. Marco, mam prośbę… Czy mógłbyś dzisiaj mi pomóc z Sarą i Oliwią? ~Lena

 - Dlaczego mi to pokazujesz? – nie spodziewałem się, że ten SMS może wywołać taką zazdrość.
 - Bo jesteś moim przyjacielem. Jeżeli nie będziesz mi miał za złe, pomogę jej – poklepał mnie po ramieniu.

*** 
Liam, 25 listopada 2012r.

  Wskoczyłem na sofę w salonie i spojrzałem na sufit. Byłem tak zmęczony i senny, że byłem w stanie zasnąć nawet tutaj, ale moi przyjaciele jakoś nie mieli dosyć. Louis zaczął śpiewać do swojej marchewki, czekając na wolną łazienkę, którą zajął Zayn, a Harry podziwia swoje ciało w lustrze i komentuje, gdzie zrobiłby sobie jeszcze jakieś dziary.
 Przewróciłem oczami i wyciągnąłem rękę po pilot, który leżał na stoliku. Wybrałem kanał z bajkami i odprężyłem się.
 Z kieszeni wyciągnąłem jeszcze moją komórkę i otworzyłem pocztę, licząc na wiadomość od Leny. Na moje szczęście moja wieloletnia przyjaciółka odpisała.

Drogi Liamie,
Gratuluję ruchu! Gdybym ja poznała kogoś tak wyjątkowego jak opisujesz tę dziewczynę, to z pewnością też odważyłabym się na taki ruch. Szkoda, że nie mam teraz takiego wyjścia… Między mną, a moim chłopakiem doszło do kolejnej kłótni i niestety przeszłam do rękoczynów, a dokładniej rzuciłam w niego szklanym wazonem. Z pewnością teraz uśmiechasz się od ucha do ucha, wyobrażając sobie tę akcję. Nawet nie muszę Ci pisać, że spudłowałam, bo z pewnością to już wiedziałeś.
Wiesz, co jest teraz najgorsze? To, że on dał mi miesiąc wolności… Przeraża mnie to, bo boję się, że zdecydował się na to, dlatego, iż mnie już nie kocha…. Oczywiście, Łukasz cały czas mi tłumaczy, że Mario nie wyobraża sobie życia beze mnie, ale nie potrafię tego pojąć… Miesiąc bez niego… Wszystko wróci do normalności, bądź nie wróci we Wigilię. Chciałabym, żebyś w takiej chwili był ze mną.
Kocham,
Lena.

 Było mi teraz szkoda Leny. Rozumiem, co czuje, bo sam niedawno straciłem kogoś kogo kochałem, tyle że ona ma szczęście, ponieważ u niej może to wszystko wrócić do normy. Usiadłem na sofie i spojrzałem na Lou, który już zdążył skonsumować swój mikrofon. Pokręciłem głową, kiedy na mnie spojrzał i od razu zabrałem się za sprzątanie stoliku, gdzie były porozwalane moje książki.
 - Liam – Tomlinson usiadł w miejscu, gdzie przed chwilą leżałem i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami. Kiwnąłem głową, dając mu znak, że może mówić. – Wracając do naszej wczorajszej rozmowy, czy zdecydowałeś się o tym, żeby zamieszkać u tej mojej cioci?
 - Louis – usiadłem bezradnie na stoliku i na niego spojrzałem. – Nie wiem… Bo chciałbym trochę zostać sam i poukładać jakoś swoje życie, tak żeby już was nie dołować… Ale jakoś boję się was zostawiać, bo jednak jesteśmy przyjaciółmi. Już z jednym z nas zawaliłem sprawę i teraz tego żałuję… Brakuje mi jakoś Nialla.
 - Nie martw się o niego. On długo się nie obraża – poklepał mnie po ramieniu. – Sam mi powiedział przed wyjazdem, że nie jest na ciebie zły i rozumie to, co się z tobą dzieje… W końcu znalazł jakiś pretekst, żeby jechać do Irlandii.
 - Dziękuję, że mi to powiedziałeś.
 - Od tego się ma przyjaciół – przybiliśmy sobie piątki. Kiedy wróciłem do sprzątania, Lou znowu się odezwał. – Emm… Liam?
 - Słucham? – tym razem się już nie odwracałem i nie przerywałem mojej pracy.
 - Bo wczoraj tak myślałem o tej twojej przyjaciółce Lenie i tym dortmundzkim piłkarzem… Może to jest jej kuzyn? Może jak chcesz to znajdziesz ją w Internecie, wystarczy napiszesz: kuzynka Luka…
 - Louis – spojrzałem na niego i pokręciłem głową. – Nie chcę tego sprawdzać… Wolę jak jest, a jak już to chciałbym ją poznać w rzeczywistości, a nie przeglądać jej zdjęcia w internecie.
 - Jak chcesz…

***
Lena, 25 listopada 2012r.

 Spojrzałam na trójkę chłopaków wystrojonych w garnitury. Każdy z nich przyciągał moje kobiece oko. Najwyższy z nich, Robert znowu poprawiał swój krawat – dobrze wiem, że jakby mógł ściągnąłby go na miejscu. Kuba nakładał na swój pyszczek kolejną porcję wody kolońskiej, a Łukasz poprawiał swoje włosy.
 - Możecie już skończyć? – założyłam rękę na rękę i zaczęłam tupać nogą. – Wyglądacie przepięknie w tych krawatach – spojrzałam tutaj na Roberta. – Pachniecie wystarczająco… A wasze włosy są idealne… Ugh! Chłopaki! Oświadczyny macie już dawno za sobą! To tylko zwyczajna kolacja, ze swoimi żonami… i narzeczoną. Mam nadzieję, że dziewczyny u Ani nie stroją się tak jak wy.
 Chłopaki zaczęli się śmiać.
 - Nie… Co ty! – Lewy zaczął kręcić głową. – Zaniosłaś każdej dwie pary sukienek, żeby mogły sobie wybrać… Znając życie, jeszcze się zastanawiają, którą założyć. Jeszcze do tego fryzury, makijaż…
 - Oj proszę cię… - przewróciłam oczami i podeszłam do stołu, gdzie poprawiłam jeszcze zastawę tak, żeby wszystko było idealne. – Mam nadzieję, że nie zwalicie tej kolacji…
 - A dlaczego tak ci zależy? – Kuba podejrzliwie spojrzał na mnie.
 - Bo obiecałam dziewczynom, że nie pozwolę wam gotować!
 - Trzymasz z nimi?! – cała trójka krzyknęła w tym samym czasie.
 Przewróciłam oczami, sięgając po największą poduszkę z sofy i jakimś trafem dostał tylko Kuba. Co za pech…
 Spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że powinnam się powoli zmywać. Wszyscy usłyszeliśmy melodię z Gangnam Style. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na chłopaków. Każdy zaczął szukać po kieszeniach.
 - Wszyscy macie taki dzwonek? – zdziwiłam się.
 Pokiwali głowę i w tym samym czasie wyciągnęli komórkę, lecz zwycięski uśmiech miał tylko Łukasz. Przyłożył telefon do ucha i odszedł odrobinę. Ja zaś schyliłam się i zabrałam torbę, która dzisiejszego wieczora będzie mi potrzebna. Spojrzałam na chłopaków i kiwnęłam chłopakom, dając im znak, że idę.
 - Lena – zatrzymał mnie jeszcze mój kuzyn. – Dzwonił Marek i załatwił ci mieszkanie na jakiś czas w Londynie…
 - Wyjeżdżasz?! – Kuba zmarszczył czoło.
 - A co będziesz tęsknił? – pokazałam mu język.
 - Co ty!
 - Mogę mówić dalej? – Łukasz zaczął się niecierpliwić. Pokiwałam głową i przysiadłam na skraju sofy. – Przyjaciele Marka mieszkają w Londynie, ale na parę tygodni wyjechali, pozostawiając tam swoją córkę. Jest ona w twoim wieku, więc szybko się dogadacie.
 - Kiedy mogę już jechać?
 - Myślę, że już jutro możesz się zacząć pakować.
 - Dziękuję – przytuliłam się do kuzyna. – Dobra chłopaki, ja już zmywam się. Bawcie się dobrze. Nawet ty, Kuba.
 Wyszłam z domu i pobiegłam przed bramę, gdzie czekał już samochód Reusa. Cieszę się, że zgodził się dzisiaj mi pomóc z dzieciakami. Wsiadłam do samochodu i pocałowałam blondyna w policzek.
 - Dziękuję, że chcesz mi dzisiaj pomóc.
 - Jesteś dziewczyną mojego przyjaciela, więc jakbym mógł odmówić?
 Uśmiechnęłam się do niego i rozsiadłam się w jego aucie.

Jak obiecałam, tak jest ;) Dziękuję Wam za komentarze oraz wanilii., która się tak rozpisała. Powiem Ci, że Twój komentarz zadziałał na mnie gorzej niż krytyka xD Po prostu teraz się boję, że coś zawalę i w ogóle... No, ale cóż, takie życie pisarza... ;p Hmm... Wyznaczam następną datę na... SYLWESTRA! No to teraz z niecierpliwością czekam na kolejne komentarze i do usłyszenia! 
Kinga

środa, 26 grudnia 2012

Rozdział piąty


Liam, 24 listopada 2012r.

 Wepchnąłem się do łazienki, w której siedział Zayn przeszło godzinę. Podszedłem do lustra i zacząłem kombinować coś z moimi włosami. A gdyby je tak ściąć?! Nie… Lepiej nie.
 Złapałem szczoteczkę do zębów i zacząłem myć zęby, a przy okazji czytać wiadomości na tt. Oczywiście, Danielle wstawiła nowe zdjęcia z występu. Uśmiechnąłem się na widok jednego, gdzie robiła śmieszne miny. Gdzie się takie dzieci rodzą? – pokiwałem głową i wróciłem na stronę startową.
 - Tak się cieszę, że jedziemy na dyskotekę – do łazienki wpadł Harry, który zaczął się rozbierać na moich oczach. – Wreszcie oderwę się od tej nudnej rzeczywistości. Wiesz o tym, że moja mama chyba po raz czwarty chciała mnie umówić z córką jej koleżanki?!
 Hazza wskoczył pod prysznic, piszcząc jak zawsze, kiedy włącza wodę, bo raz ciepła jest, a raz zimna.
 - Dlaczego się nie zgodziłeś? – wypłukałem swoje zęby i zabrałem się za prostowanie włosów. – Okazja, żeby się wybrać z dziewczyną na romantyczną kolację...
 - Tyś jej nigdy nie widział – mruknął. – Metr pięćdziesiąt wzrostu, osiemdziesiąt na wadze i jeszcze ten różowy aparat na zębach… Yyył.
 - A ja myślałem, że lubisz różowy – dogryzłem przyjacielowi.
 - Lubię, ale nie jak ona go ma! – oburzył się.
 - Ale ty powiedziałeś mi tylko jak wygląda… A jaka jest?
 - Nie wiem, nie znam jej… - wyłączył wodę i wyszedł spod prysznica.
 - To nie oceniaj jej jeszcze. Może jest twoim ideałem, ale nie z wyglądu, a z charakteru. Popatrz na mnie. Ja nie mam zielonego pojęcia jak wygląda Lena, z która piszę tyle lat, ale kocham ją jak siostrę, która zna wszystkie moje tajemnice, a może też ma metr pięćdziesiąt, osiemdziesiąt na wadze i krzywy zgryz…? Po prostu daj tej dziewczynie szanse, a nie przekreślaj jej na samym początku, bo sam wygląd nie jest ważny.
 Poklepałem przyjaciela po policzku i wyszedłem z łazienki. Poszedłem do salonu, gdzie na sofie leżał Louis i oglądał jakiś mecz.
 - To chyba nie jest Premier Legue? – zapytałem przyjaciela.
 - Nie – pokręcił głową. – Bundesliga… Oglądam sobie mecz FSV Mainz 05 i Borussia Dortmund.
 - I jak tam im idzie?
 - No jak na razie 1:1, ale to jest dopiero 42 minu… - nie skończył, ponieważ w bramkę wpadła piłka i teraz było 2:1 dla BvB. – Muszę przyznać, że ten Polaczek jest niezły.
 - To jest Polak?!
 - Jest tutaj trzech Polaków – Louis podniósł się na sofie i zerknął na zegarek. – Ten się nazywa Robert Lewandowski, czy jakoś tak, jest jeszcze Kuba Blaszesf… No nie ważne, ma głupie nazwisko, no i Łukasz Piscek…
 - Piscek? A pisze się je P-I-S-Z-C-Z-E-K?
 - Dokładnie! Skąd wiedziałeś?
 - Lena, z którą pisze ma tak na nazwisko i ma kuzyna o tym imieniu…. A co najciekawsze, też jest piłkarzem.
 Podniosłem się z sofy i zabrałem się za ubieranie butów. Tomlinson zaczął robić to samo, ale był zamyślony jakby to, co powiedziałem, dało mu jakiś powód do myślenia.
 Po chwili po schodach zbiegł Harry z bananem na ustach. Długo nie musieliśmy czekać na odpowiedź, żeby wiedzieć, co go tak rozbawiło. Z góry usłyszeliśmy krzyk Zayna i groźby rzucane w stronę Loczka.
 Spojrzeliśmy z Louisem na Młodego i zobaczyliśmy, że w ręce trzyma ulubiony dezodorant Malika.
 - Cholera! – po poręczy zjechał Mulat. – Gdzie on jest!?
 - Co się stało? – Harry próbował zachować się tak jakby się nic nie stało. – Szukasz kogoś, a raczej czegoś?
 - Radzę ci go oddać! – warknął.
 - Bo co?! – Harry zaczął ruszać swoimi brwiami.
 - Bo zadzwonię do twojej mamy i powiem jej, że chcesz się umówić z tą dziewczyną, która ma metr pięćdziesiąt, osiemdziesiąt na wadze i różowy aparat… - Malik uśmiechnął się tryumfalnie.
 - 1:0 dla Zayna – powiedział Louis jak jakiś spiker piłkarski.
 Dopiero po godzinie wszystko się uspokoiło i mogliśmy dojechać na dyskotekę. Przez całą drogę modliłem się, żeby ona tutaj dzisiaj była. Jeszcze przed wejściem do środka otworzyłem w komórce pocztę i wybrałem Lenę jako adresata.

Lena, postanowiłem jednak pojechać na tą dyskotekę. Liczę na to, że Ona tutaj będzie, ale znając Ciebie, powiesz mi, żebym się przypadkiem nie przeliczył. Jeżeli jej dzisiaj tutaj nie będzie to zrozumiem, ale chyba szybko z niej nie zrezygnuję.
Powiedz mi, czy się wszystko wyjaśniło z Twoim chłopakiem?
Kocham Cię,
Liam

 Wysłałem wiadomości i wysiadłem z samochodu. Podszedłem do paru dziewczyn i zrobiłem z nimi kilka zdjęć oraz rozdałem autografy. Po chwili wszedłem do środka. Przybiłem jeszcze piątkę z ochroniarzem i „rzuciłem” się w tłum.
 Było tutaj dokładnie jak wtedy, tylko brakowało mi jej. Zacząłem szukać Rudej Bestii. Lecz nigdzie nie widziałem rudych płomieni. Przecisnąłem się przez tłum i podszedłem do baru, gdzie siedzieliśmy ostatnio. Na moje szczęście obsługiwał dokładnie ten sam barman, co wcześniej.
 - Przepraszam – zaczepiłem chłopaka za ladą. – Byłem tutaj trzy dni temu z taką rudą dziewczyną…
 - Chodzi ci na pewno o Veronicę – powiedział, obsługując parę.
 - Tak, właśnie o nią. Znasz ją?
 - Veronica parę miesięcy temu tutaj jeszcze pracowała…
 - Powiesz mi jak mogę się z nią skontaktować?
 Chłopak na mnie spojrzał. Po chwili pokiwał głową i obsłużył kolejną parę, a wówczas gdy już nikt o nic nie prosił, podszedł do mnie.
 - Jestem ciekawy, dlaczego wy wszyscy chcecie się z nią umówić? – pokręcił głową z uśmieszkiem na twarzy.
 - Wszyscy? Czyli nie jestem jedyny?
 - Nie, nie… Teraz jesteś, bo ona nie jest taka jak sobie przed chwilą wyobraziłeś. Po prostu jak skończy z jednym być, to szuka kolejnego, a wszyscy po prostu są w niej po uszy zakochani…
 - Mówisz jakbyś jej nie lubił…
 - Ja i Veronica mamy wspólną przeszłość – uśmiechnął się do mnie. – Byliśmy ze sobą rok, a potem zerwaliśmy kontakt i jak sam ostatnio zauważyłeś, nawet nie zwróciła uwagi, że to ja ją obsługiwałem… Hmm… Wyglądasz mi na porządnego chłopaka, ale coś w twoim życiu jest nie tak, że zwróciła uwagę na ciebie… Przepraszam na chwilę, muszę obsłużyć klienta.
 Pokiwałem głową i odwróciłem się na krześle, żeby spojrzeć na bawiący tłum. Próbowałem jakoś przeanalizować słowa barmana i określić jaka ona jest, ale nadal miałem taką wielką ochotę ją zobaczyć.
 - Dobra, posłuchaj – odwróciłem się, kiedy usłyszałem chłopaka. – Veronica przeważnie przychodzi w soboty, dzisiaj też była, ale się minęliście. Więc przyjdź za tydzień o tej samej porze, bo dzisiaj wyjątkowo wcześnie wyszła.
 - Za tydzień nie mogę, mam koncert… - skrzywiłem się.
 - No to za dwa. Dobra, a teraz muszę wrócić do pracy – barman poklepał mnie po ramieniu i podszedł do klientki.
 - Dzięki – krzyknąłem za nim.

***
Lena, 25 listopada 2012r.

 Leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Cały czas myślałam o tym, co wczoraj powiedział mi Mario. Jeden miesiąc wolności… Co to w ogóle ma znaczyć?! Chyba, że chce mnie się pozbyć, bo już mnie nie kocha.
 Starłam kolejną płynącą łzę. Może wszystko będzie lepsze, kiedy go nie będzie w moim życiu. Nie będę musiała już czekać na niego, nie wiedząc, czy tym razem przyjdzie na czas czy nie. Szkoda, że wszystko musi być takie trudne i to ja muszę decydować.
 Usłyszałam niemiecką melodyjkę w mojej komórce i bez patrzenia odebrałam ją.
 - Słucham cię mamo – no, a kto inny może mieć taką melodyjkę?
 - Hej! – w jej głosie jak zawsze było słuchać radość, jakby wygrała w totka. – Co tam u was słychać? Ciocia się pyta, czy nie narozrabialiście tam z Łukaszem…
 - Ciocia, czy Ewa? – uniosłam brew, chociaż i tak tego nikt nie widział.
 - Ewy już nie ma, więc wiesz… Jeżeli narozrabialiście to szybko mi tam posprzątać…(Już to widzę jak oni sprzątają – usłyszałam w tle tatę). – Zmarszczyłam czoło i ugryzłam się w język, żeby nie zacząć pyskować.
 - Wszystko jest na swoim miejscu. Nie rozumiem, dlaczego zawsze nas o to oskarżacie. Ja i Łukasz jesteśmy porządnymi ludźmi… No może czasem nam się zdarza coś popsuć, ale nie zawsze!
 Usłyszałam dzwonek do drzwi. Ulżyło mi, bo mogłam się jakoś teraz wykręcić z rozmowy.
 - Mamo, wrócił pan Piszczek, więc pozwól, że pójdę mu otworzyć, bo jak zawsze gamoń zapomniał kluczy.
 - No dobrze… Pa.
 - Pa.
 Rozłączyłam się i rzuciłam komórkę na biurko. Zbiegłam po schodach i na chwilę podeszłam do lustra, a dzwonienie i pukanie do drzwi z czasem narastało.
 Włosy upięłam w jakiegoś niedbałego koka. Spojrzałam jeszcze na moją piżamę w kratkę i nawet wczoraj nie zdałam sobie sprawy, że to jest ta, którą ukradłam Mario kiedyś z szafki.
 Po chwili się ogarnęłam i otworzyłam drzwi, za którymi stał zirytowany Łukasz.
 - Już się martwiłem i chciałem zadzwonić po policję – wszedł do środka i przytulił mnie. – Jest coś na obiad…? Czy ty dopiero wstałaś?
 - No tak jakby… - zagryzłam wargę i poszłam do kuchni. – Hmm… Czy dzisiaj ja muszę robić obiad?
 - Chyba nie myślisz, że ja zrobię – kuzyn podszedł do lodówki i wyciągnął z niej zimną wodę. – Dobrze wiesz, że ja nie potrafię gotować, a raczej potrafię, ale nigdy to nie smakuje Ewie – przewrócił oczami i wskoczył na blat.
 - Dzisiaj wszystkie wracają, prawda? – podeszłam do półki z przepisami.
 - Chodzi ci o dziewczyny? – pokiwałam twierdząco głową. – No tak, dlaczego pytasz?
 - To może z chłopakami zrobicie im jakąś niespodziankę i ugotujecie razem kolację, oczywiście pod moim rygorystycznym nadzorem? Zrobicie im jakoś przyjemność – uśmiechnęłam się słabo.
 Łukasz jak zawsze wyłapał moją nagłą zmianę humoru. Zeskoczył z blatu i podszedł do mnie, tuląc do siebie. Poczułam jak bariera, za którą do tej pory chciałam ukryć mój smutek, zaczęła się rozpadać. Czułam się taka bezbronna i nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić.
 - Nie płacz – szepnął mi do ucha. – Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze…
 - Nie będzie, on już mnie nie kocha…
 - Nie mów tak, dobrze wiesz, że tak nie jest. Rozmawiałem z nim dzisiaj i powiedział mi, że dla niego to też jest trudne, ale nie dziwię się mu – odsunął mnie tak, żeby spojrzeć mi w oczy. – Powinnaś wykorzystać ten miesiąc, to może być wam potrzebne. Spójrz na mnie i na Ewę… Gdyby ona była tutaj na okrągło, to z pewnością też byśmy się ciągle kłócili, a tak mamy odrobinę czasu dla siebie.
 - Ale ja się boję, że nie dam rady…
 - Dasz, dasz... A jeżeli chcesz to zadzwonię do Marka, czy mógłby ci załatwić na ten miesiąc jakieś mieszkanie w Anglii...?
 - Mógłbyś? – spojrzałam z nadzieją na Łukasza.
 - A od czego nas masz?
 Uśmiechnął się i troskliwie pocałował mnie w czoło. Teraz już wiem, że nie jestem sama.

Przepraszam za takie krótkie. Więc jeżeli będziecie chciały, to w piątek opublikuję rozdział szósty ^^ Dziękuję Wam wszystkim za komentarze. Oczywiście, że ja-wredna nie podam Wam numeru do mojego dilera, bo jeszcze się w nim zakochacie - tak jak Bujka! xD
Jak tam święta? Udane? ;D Na pewno przejedzone jesteście tak jak ja xD 
Dobra, ja nie przynudzam i czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze ;*
Kinga

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział czwarty


Mario, 23 listopada 2012r.

 -Słońce, chcesz może trochę zupy? – odezwała się mama. Pokiwałem przecząco głową i wróciłem do rysowania bezsensu po nowej gazecie. – Skarbie, co się dzieje?
 Mama usiadła naprzeciwko mnie i położyła swoje dłonie na moich. Podniosłem niepewnie oczy i spojrzałem na nią.
 - Pokłóciłem się z Leną… - mruknąłem. – Boję się, że to koniec…
 - Dlaczego tak myślisz? Jeżeli się kochacie to na pewno znajdziecie jakieś rozwiązanie… Przecież się kochacie, prawda?
 Pokiwałem głową i wziąłem łyżkę do zupy.

 ***
Liam, 23 listopada 2012r.

  Siedziałem na parapecie i patrzyłem na to jak chłopaki żegnają się z Horanem. Byłem niesprawiedliwy wobec niego. Zawsze się śmiałem, że kłócimy się jak stare małżeństwo. Szkoda, że tym razem tego nie mogę powiedzieć.
 Niall podniósł głowę i spojrzał w moim kierunku. Nie potrafiłem powiedzieć, co czuł. Odwróciłem się i próbowałem skupić się na czymś innym.
 Doszedł do mnie SMS. Złapałem komórkę i go odczytałem.

Liam, przepraszam, ale nie mogę się dzisiaj z Tobą spotkać. ~Danielle

 - Cholera! – mruknąłem.
 - Chyba nie chcesz kupować nowego telefonu? – usłyszałem Louisa.
 Podniosłem głowę i uniosłem jedną brew na znak, że nie wiem, o co mu chodzi. Ten wskoczył na moje łóżko i sięgnął po książkę z mojej nocnej szafki.
 - Nie rozumiem, dlaczego w książkach nie ma obrazków…
 - Louis…?
 - Tak? – spojrzał na mnie i się uśmiechnął. – Aaa… Z pewnością chcesz wiedzieć, co ja tutaj robię? – pokiwałem mu twierdząco głową. – Gadałem z moją ciocią, która tutaj mieszka, tutaj to znaczy w Londynie, ale po drugiej stronie i powiedziała, że w przyszłym tygodniu wyjeżdża na dwa tygodnie do USA, więc jeżeli chcesz to możesz się do niej wprowadzić.
 - Chcesz się mnie pozbyć?
 - Liam! Jak tak możesz myśleć!? – chłopak próbował, żeby to zabrzmiało poważnie, ale jak zawsze mu to nie wychodziło. – Po prostu zrób sobie od nas wolne. Na szczęście Niall już wyjechał, bo gdyby jeszcze jeden dzień został to nie wiem, czy nie rozpoczęłaby się III wojna światowa.
 Przewróciłem oczami i podszedłem do biurka, gdzie zacząłem sprzątać papierki po moich nieudanych piosenkach.
 - Payne! – Marchewka znowu podniósł głos. – Słuchasz mnie, czy nie? Czy może nadaremnie się produkuję?!
 - Przepraszam – odwróciłem się tak, żebym mógł go zobaczyć. – Po prostu źle się czuję z tym, że to przeze mnie Niall wyjechał. Trochę wczoraj przesadziłem…
 - Stary, ja ciebie rozumiem. Ja czasem też mam was wszystkich dosyć… - szepnął.
 - Ty?! – uniosłem w zdziwieniu brwi. – Ale jak to możliwe? Ty, Louis Tomlinson?
 - Tak, tak… Wiem, że to dziwne i wszyscy myślicie, iż ja zawsze mam się z wami super i że nigdy nie mam was dosyć, ale czasem mam ochotę przestać być sobą tylko stać się kimś innym… Przestać grać zespołowego klauna, a stać się chłopakiem, który może się zacząć troszczyć…
 Usiadłem koło przyjaciela na łóżku i spojrzałem na niego.
 - Nie musisz tego ukrywać przed nami – położyłem swoją dłoń na jego ramieniu.
 - Liam, gdyby nie ja to wy wiecznie bylibyście zabuczani… Ktoś musi cały czas być mną – uśmiechnął się. – Payne, ale jeżeli komukolwiek się wygadasz, że się tobie o takich rzeczach zwierzałem, uwierz mi, iż twoje życie w najbliższych latach będzie koszmarem zwanym: Louis Tomlinson.
 - Nie martw się, nikomu nie powiem – poczochrałem jego włosy. – Louis…?
 - Hmm…?
 - Pojedziesz ze mną na dyskotekę, na której byliśmy ostatnio?
 - Jasne, ale czemu chcesz tam wrócić? Myślałem, że już tam nie pojedziesz.
 - Chcę kogoś znaleźć…

***
Lena, 23 listopada 2012r.

 Siedziałam przy stole i moczyłam łyżeczkę z płatkach z mlekiem. Cały czas myślałam o tym, co się stało wczoraj. Dopiero dzisiaj mogłam to na spokojnie przemyśleć.
 Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten jeden ruch… Jak mogłam w niego rzucić wazonem? Chciałabym go unikać, ale niestety będę musiała jechać do niego i go przeprosić. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało i żaden kawałek szkła go nie zranił.
 Do kuchni wszedł smutny Łukasz.
 - Dzień dobry – mruknął i usiadł obok mnie.
 - Nic się nie da zrobić z tym?
 Pokiwał głową i spojrzał na mnie.
 - Dlaczego wybrałaś właśnie ten wazon? – mruknął. – Cholera, ty chyba mnie nie kochasz?! – zobaczyłam jak jego kąciki się podnoszą do góry. – Ale dziękuję ci…
 - Nie lubiłeś go, nie? – poklepałam jego policzek.
 - Oczywiście, że nie! Dała go nam mama Ewy w naszą pierwszą rocznicę… A teraz tego nie ma!
 Łuki wskoczył na wyspę kuchenną i zaczął tańczyć… chyba irlandzki taniec, ale przy nim to nic nie wiadomo.
 Usłyszałam dzwonek do drzwi i podwójne pukanie – tylko dwie osoby tak pukają.
 - Hallo! Jest ktoś tutaj! – pan numer jeden, Robert. – Ktoś zamawiał mnie?!
 - Stary, co ty brałeś?! – oraz pan numer dwa, czyli Kuba.
 Długo nie musiałam czekać, żeby zobaczyć ich w kuchni.
 - To samo, co Łukasz! – ryknął Lewy, widząc mojego kuzyna tańczącego na wyspie. – Coś ty mi dał w autobusie…
 - Nie wiem… Chyba Reus coś mi podrzucił. Ty! – wskazał na Kubę. – Nasze żony coś kombinują…
 - Zauważyłem – Błaszczykowski podszedł do lodówki i zaczął coś w niej grzebać. – Ej! Jesteście już spakowani?
 - Kiedy wyjeżdżacie? – zapytałam.
 - Ooo… - Kuba zrobił wielkie oczy, widząc mnie. – Pokłóciłaś się z grzebieniem?!
 Złapałam jabłko i rzuciłam w zadufanego w sobie chłopaka.
 - Lena! – Łukasz pisnął. – Nie wystarczy, że na twoim koncie jest już wazon? Czy ty masz mnie już dosyć i chcesz, żeby Ewa mnie zamordowała?
 Pokazałam kuzynowi język i wróciłam do moczenia łyżeczki w mleku.
 - Co to za sprawa z wazonem? – odezwał się Robert, który zaczął obierać sobie jabłko.
 Spojrzeliśmy z Łukaszem na siebie. Pokiwałam twierdząco głową i odezwałam się.
 - Wczoraj wieczorem pokłóciłam się z Mario i rzuciłam w niego wazonem…
 - Cholera! – Kuba aż zachłysnął się wodą. – Ty chyba sobie kpisz?! – spojrzał na mnie w szoku. – Dobra… To ja może się odsunę…
 - Śmieszne.
 - To jest przerażające! – Robert wstał i spojrzał na mnie. – Powiedz, że mu się nic nie stało! Proszę!
 - Nic…

***
Mario, 23 listopada 2012r.

 Sięgnąłem z szafki moją torbę sportową i zabrałem się za pakowanie na trening. Chociaż to zajęło mi chwilę, bo moja mama jak zwykle mnie wyręczyła. Odłożyłem więc wszystko na bok, czekając na godzinę, kiedy miałem wyjść z domu.
 Wkurzała mnie ta bezczynność, bo cały czas myślałem o Lenie i o naszej rozmowie. Czy ona chociaż na jeden dzień nie potrafi wyjść z mojej głowy?
 - Mario? – do mojego pokoju weszła mama. – Czy mogę cię dzisiaj odprowadzić na stadion?
 - Jasne… Tylko po co?
 - Ponieważ coraz rzadziej tutaj przebywasz i się za tobą stęskniłam… - usiadła obok mnie i spojrzała w oczy. – Kocham cię i tak bardzo mnie boli na ciebie patrzeć, kiedy cierpisz.
 - Ja ciebie też kocham – poklepałem jej dłoń. – Będę rad, że mnie odprowadzisz jak wtedy, kiedy po raz pierwszy tam poszedłem.
 Uśmiechnęła się i przytuliła mnie do siebie. Tak bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie, gdyby ktoś miałby mi ją zabrać. To ona tyle lat mnie wspiera i wybacza wszystkie moje niedociągnięcia.

*** 
Lena, 24 listopada 2012r.

 - Łukasz, może jednak ty poprowadzisz? – Kuba zaczął szturchać mojego kuzyna.
 - Stary zaufaj jej kiedyś!
 Błaszczykowski przewrócił oczami i usiadł z tyłu, a obok niego usiadł Robert, który jak myślę znowu pisze z Anią, bo tak dziwnie się uśmiecha.
 Postanowiłam dzisiaj odwieźć chłopaków na miejsce skąd pojadą na kolejny mecz, a przy okazji liczę na to, że przypadkiem wpadnę na Mario, żeby porozmawiać o ostatniej naszej kłótni. Jestem mu winna przeprosiny, ale również chcę wiedzieć na czym stoimy. Najzabawniejsze jest to, że boję się do niego zadzwonić i napisać.
 - Ruszysz wreszcie? – nachylił się nade mną Kuba.
 - A śpieszy ci się gdzieś? – mruknęłam, a w odpowiedzi dostałam w głowę parą jego brudnych skarpetek.
 Po paru minutach byliśmy na miejscu. Oczywiście, musiałam się nasłuchać narzekań Kuby, wybuchów śmiechu Roberta i fałszowań Łukasza. Wyłączyłam silnik i spojrzałam w lusterko, żeby zobaczyć czy chłopaki już się wyczołgali z samochodu. Kiedy się upewniłam, że to się stało, spojrzałam na kuzyna.
 - Myślisz, że powinnam tam do niego iść? – zapytałam.
 - Tak – uśmiechnął się i dotknął mojego policzka. – Tyle, że się boję, iż dzisiaj będziesz mnie potrzebować, a mnie przy tobie nie będzie…
 - Poradzę sobie.
 Posłałam mu uśmiech i wyszliśmy z samochodu. Szłam blisko niego jakbym się czegoś bała. Z każdym krokiem zbliżałam się do Mario, z każdym krokiem byłam bliżej prawdy.
 W końcu weszliśmy na wielką salę, gdzie już chłopacy z drużyny się zebrali. Zaczęłam wzrokiem szukać Götze.
 - Szukasz kogoś? – usłyszałam jego głos za sobą. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego. – Nie spodziewałem się, że ciebie tutaj zobaczę.
 - Musiałam tutaj przyjechać.
 - Mam nadzieję, że nie masz przy sobie żadnego wazonu – odważył się na delikatny uśmiech.
 - Spokojnie nie mam – pokręciłam głową. – Mario, chciałabym cię za to przeprosić. Po prostu wszystkie emocje we mnie tak jakby wybuchły. Ja… ja naprawdę tego nie chciałam.
 - Chyba uratował mnie twój słaby cel…
 - Mario, co z nami teraz będzie?
 Chłopak podszedł bliżej i położył swoje dłonie na moich policzkach.
 - Kochanie, ja ciebie kocham ponad wszystko i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, ale nie mogę pozwolić, żebyś cierpiała. Przez całą noc myślałem, co z nami będzie i w końcu doszedłem do wniosku, że dam ci miesiąc wolności…
 - Miesiąc wolności? – zmarszczyłam czoło. – W jakim sensie?
 - W takim, że przez najbliższy miesiąc będziesz żyła tak jakbyś mnie nigdy nie poznała, będziesz mogła chodzić na randki, spotykać się z kimkolwiek zechcesz – ja nie będę cię sprawdzać, a za miesiąc, we Wigilię spotkamy się o 19:00 przy naszej dortmundzkiej choince i powiesz mi, czy chcesz dalej być ze mną, czy znalazłaś jakiś inny sens życia.
 - Mario, to jest oczywiste, że chcę być z tobą.
 On tylko pokręcił głową.
 - Nie możesz tego wiedzieć, ponieważ tego nigdy nie doświadczyłaś – chłopak nachylił się nad moim policzkiem i dał buziaka na pożegnanie. – Jeden miesiąc… Nie dzwoń, nie pisz… Zacznij żyć nowym życiem.

Niesamowite, że to już czwarty rozdział i znowu czuję tą radość pisania dla Was. Mam nadzieję, że i tym razem Was nie zawiodłam, ponieważ jak wcześniej mówiłam te pierwsze rozdziały są tak jakby nudnawe, chociaż sama się przyznam, że podoba mi się akcja w kuchni, ale to musiałam pisać na prochach xD


Kochane! Dzisiaj Wigilia, jutro Boże Narodzenie, więc chciałabym Wam życzyć dużo zdrówka, żebyście cieszyły się każdym kolejnym dniem danym Wam przez Boga. Święta są po to, żeby wybaczać bliskim oraz w radości spędzać ze sobą czas. Życzę Wam również spokojnych i wesołych świąt, duuużo prezentów oraz któregoś z Panów pod choinką ^^
Życzy Kinga


piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział trzeci

Lena, 22 listopada 2012r.

 Otworzyłam drzwi i po cichu weszłam do domu. Zdjęłam swój płaszcz i powiesiłam na wieszaku. Zerknęłam do lustra, które wisiało w przedpokoju. Moje oczy były całe zapuchnięte i czerwone. Od dwóch godzin chodziłam bezsensu po mieście i cały czas płakałam.
 Nie było mnie tutaj trzy tygodnie, trzy tygodnie bez Mario, a on zapomniał o naszej randce. Czasem mam wrażenie, że moje życie łatwiejsze byłoby gdybyśmy nie byli razem.
 - Lena! – w holu pojawił się Łukasz w swoim dresie i marchewkowym sokiem w ręku. – Czy ty płakałaś?
 Pokiwałam tylko głową i jeszcze raz spojrzałam w lustro.
 - Co się stało? – kuzyn nalegał.
 - Mario… - szepnęłam. – Nie pojawił się na naszej randce… Nawet nie zadzwonił… Nie chcę go znać.
 Minęłam kuzyna i pobiegłam do swojej sypialni. Wskoczyłam na łóżko i zaczęłam szlochać w poduszkę.  Czy kiedyś wszystko będzie jak powinno? Dlaczego Kuba i Łukasz mają normalne rodziny? Dlaczego nigdy się nie spóźniają na randki?
 Podniosłam się trochę i spojrzałam na mój laptop. Może powinnam napisać do Liama. Tak dawno nie pisaliśmy…
 Podeszłam do laptopa i go włączyłam. Zalogowałam się na e-mail, gdzie zastałam list od chłopaka. Poczułam przypływ radości. Szybko otworzyłam go i zaczęłam czytać.

***
Liam, 22 listopada 2012r.

 - Liam? – Niall usiadł obok mnie na kanapie i zaczął się przyglądać. – Kim była ta dziewczyna?
 Zmarszczyłem czoło i usiadłem tak, żeby się mu przyjrzeć. Dotknąłem jego czoła, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie ma gorączki.
 - O czym ty mówisz? – sięgnąłem po pilot i przełączyłem stację. – Jaka dziewczyna?
 - Ta ruda na dyskotece… - przewrócił oczami jakby to było oczywiste. – Myślałeś, że nie zauważyłem?
 - Miałem nadzieję…
 Powiedziałem i wstałem. Minąłem go i chciałem pójść na górę, ale pociągnął mnie za rękę. Spojrzałem na jego twarz, na której był wymalowany żal, którego nie zrozumiałem.
 - Zmieniłeś się – syknął. – Znamy się tyle lat, a ty miałeś nadzieję, że nie zauważę, iż jesteś szczęśliwy? Stary, ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi…
 - To źle myślałem - warknąłem. - Ciągle wtykasz swój nos w nieswoje sprawy. Może powinieneś zająć się swoim życiem, a nie jak zawsze wtrącać w moje...
 - A... czyli nazywasz to wtrącaniem - pokiwał głową. - Hmm... Chyba masz rację. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale w końcu jestem tylko głupim blondaskiem, z którym tylko i wyłącznie śpiewasz... Sorry, nie było tematu!  Życzę szczęśliwego życia z kimkolwiek tam jesteś.
 Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
 - Niall – nie wiedziałem, co powiedzieć. – nie chciałem, żebyś mnie źle zrozumiał…
 Odrzuciłem głowę do tyłu i przewróciłem oczami. Teraz tylko brakowało, tego że pokłóciłem się z przyjacielem. Wskoczyłem po schodach i wszedłem do swojego pokoju. Wziąłem komórkę do ręki i wybrałem numer do Danielle, z którą chyba powinienem porozmawiać. Może ona jest w stanie mi pomóc.
 - Liam? – usłyszałem jej głos. – Coś się stało?
 - Danielle… - nie wiedziałem jak zacząć. – Czy zgodziłabyś się na to, żeby ze mną porozmawiać?
 - Oczywiście… Ale o czym?
 - Pokłóciłem się przed chwilą z Niallem i obawiam się, że on ma rację… Chcę, żebyś mi pomogła i proszę nie odtrącaj mnie…
 Przez chwilę w słuchawce zaległa cisza.
 - Liam, oczywiście, że ci pomogę. Jesteśmy przecież przyjaciółmi.
 Uśmiechnąłem się do siebie i zerknąłem na nasze wspólne zdjęcie.
 - Dziękuję.
 Rozłączyłem się i rzuciłem komórkę na łóżko. Chciałem wyjść z pokoju, kiedy spojrzałem na mój laptop.
 Może odpisała? – pomyślałem.
 Usiadłem przed moim komputerem i zalogowałem się na pocztę.
 - Napisała – szepnąłem.

 Drogi Liamie,
Przepraszam, że nie odpisałam Ci na ostatni list. Miałam tyle zamieszania wokół siebie, że zapomniałam o tym.
Nieciekawie to wygląda z Twoją pięknością. Może powinieneś spróbować pójść tam, gdzie ją spotkałeś albo wynająć detektywa! Tak, tak, wiem, że dowaliłam… Wierzysz w przeznaczenie? Jeżeli tak, to uwierz, że ją spotkasz jeszcze raz, pod warunkiem, że to ona…
Zapytałeś się, co u mnie. Nieciekawie… Mój chłopak zapomniał o dzisiejszej randce i boję się, że to był jakiś znak… Kocham go ponad wszystko, ale nie wiem, czy potrafię tak żyć… Tak bardzo chciałabym Ciebie spotkać i wypłakać wszystkie swoje łzy w Twoje ramiona, ale niestety muszę je ocierać już zamoczoną chusteczką.
Daj mi znać, co dalej z nią…

Twoja najlepsza przyjaciółka,
Lena

 Uśmiechnąłem się do monitora. Uwierzyć w przeznaczenie? Hmm… To coś nowego. Sięgnąłem po kawałek karki i zacząłem skrobać jakieś słowa, który układały się w tekst piosenki. Może w końcu uda mi się coś napisać.
 Usłyszałem pukanie do drzwi. Odwróciłem się i zobaczyłem zaspanego Zayna.
 - Pogadamy, czy ze mną też nie chcesz gadać? – mruknął.
 - To nie tak – zacząłem się tłumaczyć.
 - Liam, ja cię nie oskarżam i nie wymagam od ciebie niczego – do głowy przyłożył sobie worek z lodem. – Tyle, że ty i Niall jesteście moimi przyjaciółmi i nie chcę, żebyście się kłócili z jakiś głupot. Horan zdecydował się jutro wyjechać do Irlandii…
 - Co? – zmarszczyłem czoło. – Chyba nie z mojego powodu.
 - Ech… - oparł głowę o futrynę. – Powiedział, że potrzebujesz czasu i nie chce ci przeszkadzać. Może i ma rację… Chyba powinieneś zrobić sobie wolne? W przyszłym tygodniu mamy ostatni koncert, więc weź gdzieś potem wyjedź…
 - Może masz rację…

***
Lena, 22 listopada 2012r.

 Do kosza wrzuciłam kolejną chusteczkę. Nie mam już nawet ochoty patrzeć na moją komórkę i odrzucać telefony od Mario. Zawiódł mnie po raz kolejny i nie jestem w stanie tego znieść.
 Nałożyłam nu uszy słuchawki i puściłam piosenki z mojej listy. Nie wiem, dlaczego zawsze muszę słuchać takich dołujących piosenek… Może dlatego, że moje życie przeważnie było radosne i to dawało jakąś równowagę…?
 Kiedy usłyszałam piosenkę „My importal”Evanescence, wskoczyłam do łóżka i schowałam twarz w poduszkę.
 - Będzie dobrze – szepnęłam do siebie.
 Przełączyłam piosenkę i trafiłam na LWWY jakiegoś brytyjskiego zespołu. Hmm… Ciekawe skąd się wziął w mojej komórce? Na pewno Łukasz, Robert albo Kuba postanowili mi sprawić prezent i wgrać jakąś piosenkę, która nie dołuje.
 Usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się z łóżka i wyszłam z pokoju. Nastawiłam słuch, żeby usłyszeć, czy Łukasz odtworzył drzwi. Lecz usłyszałam tylko pochrapywanie z jego pokoju. Przewróciłam oczami i podbiegłam na dół.
 Otworzyłam drzwi i zobaczyłam za nimi Mario. Na jego widok odebrało mi mowę. Nie wiedziałam jak się w tej chwili zachować. Z jednej strony chciałabym mu dać niezłego liścia w policzek, ale z drugiej strony wskoczyć w jego ramiona i powiedzieć mu jak bardzo go kocham i jak bardzo za nim tęskniłam.
 - Dzwoniłem do ciebie – powiedział zachrypniętym głosem.
 - Wiem – odwróciłam wzrok.
 - Nie zaprosisz mnie do środka? – zapytał.
 Spojrzałam na niego wilkiem, ale po chwili pokiwałam głową i wpuściłam do środka. Nie oglądając się za siebie, weszłam do salonu i spojrzałam przez wielkie okno, które tam się znajduje.
 - Dlaczego nie odbierałaś? – czułam jego bliskość, co mnie coraz bardziej przerażało. – Martwiłem się o ciebie.
 - Powiedz mi jak po tym mogłam odebrać twój telefon?
 Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie tak inaczej, tak jakbym ja byłabym winna.
 - Przepraszam cię, że zapomniałem o naszej randce, ale to każdemu może się przecież zdarzyć.
 - Masz rację – otarłam prawe oko, które zaczęło mi łzawić. – Tyle, że tobie to za często się zdarza…
 - O czym ty mówisz? – usłyszałam jakieś rozgoryczenie w jego głosie.
 - To, że to nie był pierwszy raz.
 - Cholera jasna, Lena! Myślałem, że już rozmawialiśmy o tym. Nie mogłem zrezygnować z treningu dla jakieś tam randki!
 - Dla jakieś tam? – czułam jak we mnie się gotuje. – Czyli ja jestem nie ważna, mną można pomiatać?
 - O czym ty mówisz?
 - Sam powiedziałeś, że nasza randka miała być byle jaka…
 - To ty to powiedziałaś.
 - Zamknij się! Mam już tego dosyć! – wszystko we mnie wybuchło. – Zawsze tylko ta twoja cholerna kariera była na pierwszym miejscu! Może powinieneś z nią się związać, a nie ze mną!
 - Tak się zastanawiam i może masz rację. Ona przynajmniej nie obraża się, kiedy zawalę.
 Szybkim ruchem złapałam szklany wazon i rzuciłam nim w ścianę, która stała tuż obok niego. Spojrzał na mnie wtedy z nienawiścią.
 - Tym razem przesadziłaś! – syknął i wyszedł.
 Wskoczyłam na kanapę i zaczęłam zalewać się łzami. Miałam taką ochotę wybiec z domu i dogonić Mario. Powiedzieć, że nie chciałam tego i żeby mnie przytulił, ale to nic nie zmieni.
 - Co tu się stało? – usłyszałam zaspanego Łukasza. – O cholera, Ewa mnie zabije za ten wazo… Ej! Skarbie, ty płaczesz?
 Długo nie musiałam czekać aż mnie przytuli jak wtedy, kiedy miałam siedem lat i upadłam na ziemię, skręciwszy sobie kostkę.
 - Nie ważne, co się stało… Wszystko będzie dobrze.
 - Nic nie będzie dobrze – szepnęłam do niego. – Teraz wszystko się zmieni…

***
Mario, 22 listopada 2012r.

 Spojrzałem na zdjęcie Leny w moim telefonie. Po raz kolejny ją zawiodłem…
 Nałożyłem słuchawki, gdzie na moje nieszczęście leciała piosenka „Goodbye my lover” Jamesa Blunta.  
 A co jeżeli to koniec?!

Dziękuję za komentarze, które napełniają mnie taką radością. Cieszę się, że podoba Wam się to, co piszę, bo to naprawdę motywuje do pracy. Za niedługo święta, więc się zastanawiam, czy we Wigilię dodać kolejny rozdział, bo jak się nie mylę będzie również smutny... Hmm... Zobaczy się :D Chociaż nie... Będę musiała go dodać, bo chcę Wam złożyć życzenia! 
 Oooo.... Właśnie! Dziękuję wszystkim za życzenia urodzinowe, czytając je zrobiło mi się tak miło... <3
 Dobrze Skarby, ja z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i do usłyszenia we Wigilię ;*
Kinga