piątek, 27 września 2013

Rozdział dwudziesty

Lena, 13 grudnia 2012r.
 Weszłam do baru, w którym pracuje Veronica. Rozejrzałam się, szukając osoby, która mnie tutaj zaprosiła. Kiedy w końcu dojrzałam go, podeszłam tam. Niall siedział przy stoliku razem z Liamem oraz z resztą grupy. Znaczy się, chyba brakowało jednego… Harry’ego? Tak, chyba tak się nazywał. Przy okazji poznałam ich przyjaciółki: Dan, El oraz Perrie.
 - Cieszę się, że tutaj przyszłaś – szepnął mi do ucha Liam.
 Z uśmiechem popatrzyłam na niego.
 - Ja też. Wiesz, w końcu mogę wyrwać się z domu… i ‘objęć’ Very. Nie żebym coś do niej miała, ale po prostu odkąd dostałam zakaz na wszystko, to powoli zanudzałam się na śmierć.
 Pokiwał głową i złapał mnie za dłoń.
 - Kurde, wiesz, że ja wciąż nie potrafię uwierzyć w to, że w końcu się spotkaliśmy? Do tej pory z przyzwyczajenia wyciągam telefon, żeby sprawdzić pocztę, bo może napisałaś.
 - Tak, ja też się bardzo cieszę. W końcu jesteś jednym z nielicznych, który mnie rozumie.
 Usłyszałam gwizdy, więc odwróciłam się. Przy wejściu zobaczyłam Harry’ego ze śliczną dziewczyną. Najwyraźniej nas szukali, ponieważ Louis wstał i zaczął im całym sobą machać. Zauważyłam, że jego dziewczyna przykryła swoją twarz menu, co przypominało mi coś a la ‘ nie znam go’. Uśmiechnęłam się, widząc to. Zauważyłam, że chłopaki mają ogromne poczucie humoru, dzięki czemu milej się z nimi tutaj siedzi.
 - Cześć wam – rzucił Harry. – Przepraszamy za spóźnienie, były korki.
 - Dobra, dobra – odezwał się Lou. – Gadaj nam kogo tutaj przyprowadziłeś.
 - Myśleliśmy, że przyjdziesz z Emmą – powiedział Zayn i razem z Tomlinsonem wpadli w śmiech.
 Zauważyłam w jaki sposób Harry na nich spojrzał. Jestem pewna, że gdyby potrafił zabijać wzrokiem, to ci już dawno leżeliby martwi.
 - Poznajcie Emmę.
 Wszystkich oprócz mnie zatkało. Najwidoczniej się nie spodziewali takiego obrotu sprawy. Ciekawa jestem jak sobie ją wyobrażali. Spojrzałam na dziewczynę i zobaczyłam szczupłą szatynkę o ciemnozielonych oczach, oraz prościutkich białych zębach, która w żadnym wypadku nie przejęła się reakcją reszty.
 Wyciągnęłam rękę i się przedstawiłam.
 - Lena.

 ***
Veronica, 13 grudnia 2012r.
 Obsłużyłam kolejnego nachalnego klienta w barze i zabrałam się za sprzątanie lady. Wiedziałam, że jestem obserwowania przez John’a. On wciąż nie potrafi się pogodzić z tym, że ojciec zmusił go do zatrudnienia mnie. Miał nadzieję, że już mnie nigdy nie zobaczy. Ale to nie moja wina, że nigdy nie potrafiliśmy się dogadać. Jestem pewna, że szybciej się z rybą porozumiem niż z nim.
 Odebrałam od klienta puste kufle po piwie i uśmiechnęłam się, tak jak za każdym razem, gdy się ktoś z klientów do mnie zwróci… Bo najważniejsza jest kultura.
 - Cześć – przy barze usiadł Steven. – Przyszedłem ciebie uratować od nudy! Porozmawiam sobie z najpiękniejszą barmanką jakie moje oczy w tym krótkim życiu widziały.
 - Jeszcze nic nie wypiłeś, a już gadasz bzdury – trzepnęłam go ścierką. – Cieszę się, że przyszedłeś… Tak jakoś mi smutno jak nie mam do kogo otworzyć ust.
 Przyjaciel wyszczerzył się, a ja z uśmiechem na twarzy zaczęłam lać dla niego piwo. Spojrzałam w kierunku, gdzie do tej pory stał John. Na szczęście znikł z pola widzenia, więc będę mogła sobie na spokojnie porozmawiać z Steven’em. Nie rozumiem, dlaczego on zabrania nam kontaktów z klientami. Od zawsze było tak, że barman był od rozmów. Ludzie przychodzili do niego, żeby się wygadać, a teraz? Teraz jedyne, co mogę, to patrzeć na zatapiających się w trupa ludzi. Czasem mam aż taką ochotę, żeby przeskoczyć przez bar, rzucić ich kieliszkiem o ścianę i doprowadzić takiego człowieka do porządku, ale nie da się.
 - Co powiesz? – Steven przetarł swoje usta kciukiem.
 - Mówiłam ci już, że Liam mnie poznał? – przyjaciel zrobił wielkie oczy i pokręcił głową. – Hmm… To jak my długo się nie widzieliśmy? – uśmiechnął się i ruszył ramionami. – No więc, w końcu mnie poznał. Okazało się, że dziewczyna, która uratowała moje zacne cztery litery, to Danielle, jego była.
 - To jakiś przypadek? – zrobił łyk piwa. – Może to już jakiś znak, żebyś się w końcu ustatkowała?
 Spojrzałam na niego krzywo. Miałam ochotę go jeszcze raz trzepnąć, ale tym razem mocniej. Popatrzyłam na prawo, gdzie czekał na mnie klient. Dałam przyjacielowi znak, że zaraz wracam. Podeszłam do chłopaka, który cierpliwie czekał przy barze. Na pierwszy rzut oka nie poznałam go, po chwili rozpoznałam, że to Niall Horan. Uśmiechnęłam się do niego, tak jak przystało na barmana w tym barze i zapytałam, co podać.
 - Poprosimy 9 drinków, które robisz najlepiej – uśmiechnął się.
 - Tak jest! – zasalutowałam.
 Zabrałam się do roboty, widząc kątem oka, że blondyn mi się przygląda. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy nie mam czegoś na twarzy. Wszyscy mnie dzisiaj obserwują… a to jest przerażające. Nieświadomie uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam do chłopaka, podając na tacy drinki.
 - Czy mogę jeszcze ci w czymś pomóc? – zapytałam.
 - Tak… Czy my się przypadkiem nie spotkaliśmy?
 - Och, nie licząc tego, że parę razy wpadałam na waszą grupkę, zeskoczyłam ze sceny na waszym koncercie, jestem współlokatorką – odsunęłam głowę tak, że z daleka dostrzegłam stolik, przy którym siedziała Lena wraz z 1D oraz Dan, El, Perrie i jeszcze jedną dziewczyną, której nie kojarzyłam – twojej znajomej, Leny oraz to, że bawiłam się z Liamem w kotka i myszkę, to…  nie.
 Uśmiechnęłam się do chłopaka i wróciłam do Steven’a, który rozmawiał z jakąś szatynką. Widząc, że już jestem wolna, pożegnał się z nią i spojrzał na mnie. Zmarszczył nos, więc już wyczuł, że coś jest nie tak. Kiwnął głową, żebym mówiła.
 - On jest tutaj… z Leną – mruknęłam. – Nie mówiła mi, że się dzisiaj gdzieś wybiera.
 - Chyba nie jesteś o niego zazdrosna – prychnął.
 - Nie o to chodzi… Ona raczej z nim nie kręci – uśmiechnęłam się. – Ostatnio była nawet w kinie z Horanem…
 Steven odstawił prawie pusty kufel i zaczął się krzywić.
 - Powiem ci tyle… Nie wypiłem dużo, ale już ciebie nie ogarniam. O co ci chodzi? Wiem, że nie jesteś zazdrosna o Laurę, bo dobrze pamiętam, że zależało ci, żeby w końcu zaczęła się bawić. Przeszkadza ci to, że robi, to bez ciebie, czy jak? Czy może przeszkadza ci to, że może zniszczyć twój plan?
 - Jaki plan?
 - Dobrze wiesz jaki… Z nim będzie tak samo jak z resztą. Może powinnaś odpuścić nim w ogóle zaczęłaś… Zaszkodzisz mu bardziej niż myślisz – odwrócił głowę i spojrzał na tamten stolik. – Popatrz jak dobrze się bawią.
 - A co jeżeli on mnie zmieni? – zapytałam, również patrząc w tamtą stronę. – Co jeżeli on jedyny może mnie zmienić?
 - Zmienić? – prychnął. – Po co chcesz się zmieniać? Ja nie chcę, żebyś się zmieniała… Ja chcę, żebyś odzyskała miłość… Prawdziwą miłość.
 ‘Prawdziwa miłość’ to słowa, które utknęły w mojej głowie. Poczułam jak robiło mi się niedobrze. Spojrzałam na Steven’a, który zaczął się uśmiechać do jakiejś szatynki. Czy ja go skrzywdziłam? Tak, zrobiłam to. Ale dlaczego on nie odszedł jak reszta? Dlaczego on nadal tutaj przy mnie siedzi i doradza… Mógłby wstać i odejść, a po drodze opowiadać jaką żmiją jestem.
 Usłyszałam tłuczone szkło i spojrzałam na ziemię. Upuściłam kufel, który wycierałam. Popatrzyłam się po sali mając nadzieję, że w pobliżu nie było John’a. Gdyby to widział, mógłby mieć pretekst do wyrzucenia mnie z roboty. Przez przypadek natknęłam się na wzrok Liama, który się uśmiechnął do mnie, a ja odwdzięczyłam się tym samym. Zauważyłam jak wstaje i idzie w kierunku baru.
 - Śliczna – Steven przywrócił mnie do żywych. – Rozejm? – wystawił dłoń. – Nie chciałem ci Niszczyc humoru, po prostu wiesz jak się o ciebie martwię.
 Złapałam jego dłoń i nachyliłam się nad barem.
 - Pozwól mi – szepnęłam. – On będzie ostatnim… Jeżeli się nie uda, to odpuszczę te całe ‘ratowanie’.
 Przyjaciel przewrócił oczami i zgodził się na to. Uśmiechnęłam się i pocałowałam jego dłoń, bo za daleko miałam do policzka. Popatrzyłam na prawo, gdzie czekał na mnie Liam. Podeszłam do niego z uśmiechem na twarzy.
 - Cześć Sherlocku – zagadałam. – Co podać?
 - Cześć, poproszę wodę – pokiwałam głową i nalałam mu jej do szklanki. – Posłuchaj, jutro przyjeżdża do Anglii chłopak  Danielle i zaprosiła mnie, żebym za dwa dni wypad z nimi na kolację… Może pójdziesz ze mną?
 Poczułam jak w gardle mi zasycha. Dobrze wiedziałam z kim mam się spotkać. Na samą myśl moje serce przyśpiesza. Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową.
 - Jasne, nie ma sprawy.
 - Świetnie – uśmiechnął się do mnie.
 - King, była umowa, że nie rozmawiamy z klientami o sprawach prywatnych – usłyszałam John’a.
 Przewróciłam oczami i popatrzyłam na niego. Gdybym mogła, to utłukłabym go na kwaśnie jabłko, ale niestety jedynie na co mnie było stać, to pokiwanie głową, że rozumiem i zajęciem się innymi klientami.
 - Zabiję go kiedyś, a ty będziesz moim alibi – rzuciłam w drodze do Steven’a.
 - Zawsze na mnie możesz liczyć.  

***
Liam, 13 grudnia 2012r.
 Złapałem Lenę za rękę. Myślałem, że będzie próbowała ją zabrać, ale nie stało się tak. Zaproponowałem jej, że ją odprowadzę. Najwyraźniej Niallowi to się nie podobało, ale nic nie powiedział, tylko pokiwał głową. Widocznie Lena mu się spodobała. Prawdę mówiąc, kocham ich oboje, ale nie chciałbym, żeby byli razem. Chcę dla Leny chłopaka, który przez większość roku jest w domu, przy niej. Ona przy Mario już wystarczająco wycierpiała, ale nie będę jej utrudniać kontaktu.
 - Polubiłaś Horana, nie? – zapytałem, kiedy przechodziliśmy przez pasy
 - Tak – uśmiechnęła się. – Świetnie się z nim rozmawia na temat piłki nożnej. I jest normalny, nie żebym miała coś do reszty, ale jakoś tak ciężko mi z nimi dojść do porozumienia. Dwa różne światy, rozumiesz.
 - Jasne. Wiesz, że zaprosiłem Verę na randkę? A raczej na podwójną.
 - Tak? – zdziwiła się. – To znowu muszę się przygotować do pytania, co ma założyć na randkę. Boże, co to za pokręcony człowiek! – zaczęła się śmiać. – Ja wciąż  nie rozumiem, dlaczego ona ci się podoba… jest przecież twoim przeciwieństwem.
 Przewróciłem oczami i objąłem przyjaciółkę ramieniem. Trochę zabolały mnie jej słowa, bo była drugą osobą, która w jakiś sposób nie wierzy, że może jest jakaś szansa na udany związek z dziewczyną. Mają racje, jest moim przeciwieństwem, a jak to się mówi ‘przeciwieństwa się przyciągają’. Podoba mi się ona i nic to nie zmieni, chcę spróbować czegoś nowego… Należy mi się chyba.
 - Już jesteśmy, wejdziesz? – zapytała Lena, stojąc pod swoją kamienicą.
 - Nie – pokręciłem głową. – Słyszałem, że dzisiaj twój kuzyn ma do Londynu przylecieć, może będziesz chciała z nim porozmawiać, itp.
 Dziewczyna pokiwała twierdząco głową. Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek, a następnie zniknęła za drzwiami. Chwilę później dostałem SMS:
Kocham Cię ~Lena

***
Mario, 13 grudnia 2012r.
 - Stary – szturchnął mnie Marco. – Długo będziesz się wiercić?
 Przetarłem oczy i spojrzałem na niego. Najwyraźniej nie pasowało mu, że musimy siedzieć razem w samolocie. Złożyłem swój fotel i sięgnąłem po komórkę, sprawdzając, czy dostałem jakąkolwiek wiadomość. Widząc, że nie, odłożyłem ją na miejsce.
 - Przepraszam – mruknąłem, kładąc głowę na podgłówku.
 - Za co mnie przepraszasz? – fuknął Reus.
 Odwróciłem głowę i spojrzałem na niego. Zobaczyłem, że pomiędzy brwiami pojawiła się zmarszczka. Dawniej zacząłbym się śmiać, to widząc, bo zawsze mnie ona śmieszyła, ale nie tym razem.
 - Za to, że nie mam dla ciebie czasu.. Stary, jesteś moim najlepszym przyjacielem i nie potrafię znieść myśli, że masz mnie dosyć. Brakuje mi twojego ADHD.
 Zauważyłem, że jego kąciki drgnęły.
 - Mario zrozum, że mi też jest ciężko bez Leny, jednak w jakimś sensie też jest moją przyjaciółką, ale to ty wpadłeś na pomysł rozstania, a nie ona… A teraz mam wrażenie, że i my się rozstaliśmy. Nie mam z kim pogadać, bo wiecznie jest Sina lub Oliver…
 Na imię Sina zaschło mi w gardle, spojrzałem przed siebie, próbując usunąć sprzed oczu wczorajszego pocałunku.
 - Mario? Co się dzieje.
 - Nie wiem – popatrzyłem na niego. – Ja, ja… po prostu się już gubię w uczuciach. Kocham Lenę, ale przy Sinie się czuję szczęśliwy… A co jak Lena ma kogoś już? Ma?
 - Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć – szepnął. – Zabroniłeś mi nieważne jak byś błagał.
 - Powiedz, proszę.
 Widziałem, że Reus walczy ze sobą w środku. Jego niebieskie oczy miały w sobie ogień, który musiał go pochłaniać od środka. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że i on cierpi… I coś czuję, że tutaj nie tylko chodzi o Lenę… Coś więcej, coś o czym próbował mi powiedzieć, ale ja nigdy nie chciałem go słuchać, bo byłem tak zajęty sobą.
 - Wybacz mi, nie mogę – szepnął i założył słuchawki na uszy.
 Oparłem się wygodnie znowu o fotel i zamknąłem oczy.
Cholera! Że wszystko musi być takie trudne – pomyślałem.

piątek, 13 września 2013

Rozdział dziewiętnasty

Lena, 11 grudnia 2012r.
 Złapałam wizytówkę, którą zabrałam wczoraj z restauracji. Postanowiłam, że to będzie najlepsze miejsce na uczczenie setnych urodzin Kuby. On i tak jest głupi, więc nie doceni mojego wyboru. Wklepałam numer do telefonu i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili usłyszałam głos miłej pani w recepcji. Zarezerwowałam miejsce dla siódemki osób. Z przyzwyczajenia chciałam zarezerwować dla ósemki, ale nie tym razem. Okazało się, że właściciel restauracji z przyjemnością przyjmie takich gości i zapewni nam najlepsze miejsca. Przynajmniej tyle – pomyślałam.
 Musiałabym również w końcu wymyślić jakiś prezent dla Kuby. To jest najgorsza część wszystkich urodzin… wymyślanie prezentów. Przeważnie daję znajomym pieniądze i czekoladę, ale Kuba ma ich już mnóstwo, a czekolady nie lubi. Co to za człowiek, który nie lubi czekolady? No tak… Kuba.
 Weszłam do kuchni, gdzie Vera wypiła już dwie szklanki kawy i zaparza kolejną. Ta dziewczyna zaraz dostanie ADHD… Chociaż nie, ona już je ma. Ale dzisiaj zachowuje się jakoś inaczej, tak jakby się denerwowała. Czy odwiedziny rodziców mogą tak stresować?
 - Pomóc ci w czymś? – zapytałam, siadając przy stole.
 Dziewczyna pokręciła głową i złapała za telefon. Usiadła naprzeciwko mnie i uśmiechnęła się. Wzięła parę wdechów i w końcu się odezwała.
 - Przepraszam, nie lubię tego jak rodzice przyjeżdżają… Zawsze muszą mnie kontrolować, rozumiesz o co mi chodzi, nie? – pokiwałam twierdząco głową. – No, i jest jeszcze jedna sprawa… Ale nie będę cię nią zadręczać… Od tego mam Steven’a.
 Uśmiechnęłam się i złapałam za kanapkę, którą przygotowałam sobie wcześniej.
 - Jak długo twoi rodzice tutaj będą?
 - Nie wiem, mam nadzieję, że jak najkrócej. Kocham ich, ale zbyt długo już z nimi byłam…
 Usłyszałyśmy dzwonek. Vera wzięła głęboki wdech i wstała. Odprowadziłam ją wzrokiem, a po jakimś czasie usłyszałam otwierane drzwi i uroczy, kobiecy śmiech. To musiała być mama Very. Podniosłam się z krzesła i powoli ruszyłam do holu, gdzie zobaczyłam dwoje ludzi. Ojciec dziewczyny był wysokim zadbanym człowiekiem, włosy miał szare, ale to dodawało mu uroku i sama mogę stwierdzić, że był przystojnym mężczyzną. Jej mama zaś była niższą blondynką o włosach sięgających jej do ramion. Kiedy zauważyła w końcu mnie, odsunęła się od Very i popatrzyła na mnie wielkimi oczyma.
 - Czy to ta mała Lena? – podeszła do mnie i złapała za ramiona, żeby przyjrzeć się mi. – Niewiarygodne jak wyrosłaś! Ale nic, a nic nie jesteś podobna do Grzegorza (ojca Leny)! Cała matka zapewne.
 - Tak, po tacie odziedziczyłam coś innego… - uśmiechnęłam się, bo byłam troszkę zaskoczona. – Zna pani moich rodziców?
 - Ależ oczywiście moja droga – uśmiechnęła się i poszła do salonu. – Ja i twój ojciec chodziliśmy do tego samego liceum. W drugiej klasie postanowiliśmy ze sobą chodzić. Wszystkie dziewczyny mi zazdrościły, że wyrwałam najlepsze ciacho w szkole.
 Uśmiechnęłam się, bo teraz trudno mi wyobrazić sobie tatę jako „ciacho”. Usiadłam na fotelu obok kobiety i słuchałam dalej jej historii.
 - Grzegorz był jednym z najlepszych strzelców w tamtejszym klubie, co więc było powodem większego zainteresowania nim przez dziewczyny. Czasem nawet słyszałam, że niektóre miały pomysły jak spowodować, to że miał ze mną zerwać… Uff… Jak na piłkarza nie był głupi.
 - Tak, tak… - mruknął ojciec Very. – Powiedz, że byłaś z nim, bo cię to kręciło, a kiedy skończyło, to zaczęłaś chodzić ze mną.
 - Pan również zna mojego ojca? – zapytałam.
 - Nie, nie... Ja i Angelika poznaliśmy się na koncercie w Warszawie. Wiedzieliśmy od samego początku, że jesteśmy sobie przeznaczeni…
 Kobieta poklepała mężczyznę po udzie i uśmiechnęła się. Widać było, że ta dwójka nie widzi bez siebie świata. Ale teraz nie wiem, dlaczego Vera tak na nich narzeka. Oni są taką starszą wersją jej. Pokręceni ludzie…. Urocze.
 - Ale powiedz mi Leno – kobieta znowu zwróciła się do mnie. – Dlaczego twój ojciec zrezygnował z piłki nożnej? Przecież on kochał ten sport czasem bardziej niż mnie… Nie wyobrażał sobie bez niego życia, tak jak jego starszy brat.
 Wzięłam głęboki wdech, próbując ułożyć odpowiedź w głowie.
 - Mój ojciec, kiedy był na drugim roku studiów uczestniczył w wypadku samochodowym. Podobno był w śpiączce dwa dni. Po obudzeniu odkrył, że jest sparaliżowany od pasa w dół. Wszyscy myśleli, że skończy ze sobą, ponieważ stracił wszystko, co mógł mieć. Wtedy poznał moją mamę. Ona również ucierpiała w tym wypadku, ponieważ samochód prowadzony przez jej kolegę uderzył w samochód ojca. Chociaż ona nic nie zrobiła, miała poczucie winy, więc chciała mu pomóc. Dzięki niej ojciec po paru miesiącach odzyskał czucie, ale niestety nie na tyle wystarczające, żeby znowu grać. Zrezygnował z piłki nożnej i zajął się w końcu randkowaniem – uśmiechnęłam się do kobiety.
 - Szkoda, miał wielki talent.
 Sięgnęła po pilot i włączyła telewizor. Wzięłam głęboki wdech i poszłam do swojego pokoju. Zatrzymałam się dopiero przy drzwiach Veroniki, która siedziała na łóżku i telefonem przy uchu.
 - … tęsknię za tobą – mówiła do osoby po drugiej stronie słuchawki. – Dlaczego się na to zdecydowaliśmy? Znowu skrzyw… Obiecujesz? Dobrze, ja ciebie też. Pa.
 Zmarszczyłam czoło. Vera nie wspominała mi, że kogokolwiek ma. No cóż, to ona. Może przed chwilą rozmawiała z Steven’em? Taak, to na pewno on. Odsunęłam się od drzwi i weszłam do swojego pokoju.
 Sięgnęłam po swoją komórkę i wybrałam numer do Liama. Z chęcią wyrwałabym się z Domu i poszłabym na przykład do kina. Myślę, że nawet nie pogardziłby dobrym filmem. Po trzech sygnałach usłyszałam w końcu głos w słuchawce.
 - Cześć, tutaj ja sekretarka Liama, jeżeli chcesz się z nim umówić, to musisz poczekać – zmarszczyłam nos, bo wiedziałam, że ten głos nie należy do niego. – a jeżeli nie chcesz czekać, to możesz pójść ze mną na randkę.
 - Yyy… Cześć – mruknęłam. – To ja chyba wolę poczekać, ale miło mi byłoby gdybyś przekazał swojemu przyjacielowi, że dzwoniłam.
 - A kto mówi?
 - Lena.
 - Ooo… Cześć! Tutaj Niall…
 Po raz kolejny zmarszczyłam nos, próbując sobie przypomnieć, który to był Niall.
 - Blondyn? – podpowiedział.
 - Ach, pamiętam! – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie jego mordki. – Ale właśnie, nie ma Liama?
 - Niestety, ale nie ma. A coś się stało?
 - Tak, mam ochotę wyjść do kina, ale niestety nie mam z kim.
 - Hmm…. Lena, czy byłabyś zła gdybym się z tobą wybrał?
 Zatkało mnie.
 - Ahmm… Myślę, że tak. Bardzo mi byłoby miło.
 - Więc jesteśmy umówieni. Później podam ci czas i miejsce.
 - Okej.

***
Mario, 12 grudnia 2012r.
 Rzuciłem torbę treningową na ramię i wyszedłem z przebieralni. W sklepiku stadionowym kupiłem sobie jeszcze wodę i jakąś czekoladę. Na początku sprzedawczyni nie chętnie sięgała po to czarne cudo, ale jak jej wytłumaczyłem, że to nie dla mnie, zdecydowała mi to sprzedać. Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem na parking, gdzie czekał na mnie… tak myślę, że na mnie Marco.
 Minąłem go i stanąłem obok swojego auta. Odwróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który cały dzień wyglądał na markotnego.
 - Coś się stało? – zapytałem.
 - Tak – podszedł do mnie. – Odkąd Lena wyjechała nasze kontakty ograniczyły się do minimum. Pamiętasz jak dawniej cały czas gdzieś wypadaliśmy? Tutaj na piwo, tutaj na wywiady… Wszędzie byliśmy razem, a teraz? Cały dzień spotykasz się z Siną i Oliverem, nawet nie zapytasz, co tam u Leny… Cholera! – uderzył pięścią o ścianę. – Nawet ona o ciebie nie zapyta, tylko siedzi w tym Londynie i umawia się z niewiadomo kim.
 - Marco – spojrzałem na niego gniewnie. – Po co mi to mówisz? Dobrze wiesz jaki ja i Lena mamy układ. Mamy wolne od siebie.. Jeden miesiąc, nie rok, czy więcej… Jeden miesiąc. Może ona robić, co chce… A jeżeli chodzi o Sinę i Olivera… oni mnie zmieniają Marco, przy nich czuję się szczęśliwy. Mi też ciebie brakuje, ale nie ma cię, kiedy ja tego potrzebuję.
 - Co ty mówisz? – oparł się o mój samochód. – Jestem codziennie obok ciebie, ale ty nawet się do mnie nie uśmiechniesz, ciągle mnie zbywasz.
 - Dobra, ja muszę już jechać, bo się umówiłem.
 Otworzyłem drzwi i chciałem już wsiąść, kiedy usłyszałem jak Reus wzdycha i mruczy pod nosem.
 - O tym Stary mówiłem.
 Poklepał po dachu i odszedł.
 Rzuciłem torbę treningową na siedzenie pasażera i spojrzałem w kierunku odchodzącego przyjaciela.  Pokręciłem głową i zapaliłem silnik.
 Może Marco ma rację, że się od siebie odsunęliśmy, ale nigdy nie chciałem zrobić tego specjalnie. Po prostu mam szansę być sobą, nie muszę nikogo udawać przy Sinie, a przy Reusie mam wrażenie, że znowu się stanę takim dupkiem jakim byłem do tej pory.
 Skręciłem w stronę parku, gdzie ma na mnie czekać Oliver. Obiecałem mu przecież, że zabiorę go do parku zabaw. Zaparkowałem przed bramą i wysiadłem z samochodu. Z czekoladą weszłam do parku, kierując się do miejsca, gdzie poznałem chłopczyka. Długo nie musiałem iść do tego miejsca. Uśmiechnąłem się na widok chłopca i matki.
 - Mario! – Oliver podbiegł do mnie. – Cieszę się, że przyjechałeś.
 - Ja też się cieszę.. Ooo… i nawet coś dla ciebie mam.
 Wręczyłem mu czekoladę, na co jego oczy zabłyszczały. Pogłaskałem go po głowie i podszedłem do Siny. Przytuliłem ją na powitanie i zaprowadziłem ją do mojego samochodu. Oliver usiadł z tyłu wciąż zafascynowany moim samochodem.
 - Musisz mu to wybaczyć – odezwała się kobieta. – Nigdy nie miał okazji jechać samochodem, które ma większe szanse, że stanie na środku drogi niż ruszy z miejsca.
 - Rozumiem – puściłem jej oczko i zająłem miejsce kierowcy. – Mam nadzieję, że spodoba mu się tamto miejsce. Kiedy byłem młodszy moja mama brała nas w tamto miejsce. Zawsze powtarzałem, że jak będę mieć dzieci, to park zabaw będzie ich trzecim domem…
 Odpaliłem silnik i wycofałem.
 - A co z drugim? – zapytała Sina.
 - Drugim będzie stadion – uśmiechnąłem się. Spojrzałem do lusterka i zobaczyłem jak Oliver wcina czekoladę. – Tylko nie zjedz jej całej, bo będzie ci nie dobrze.
  Chłopczyk tylko się uśmiechnął i zapakował resztę do plecaka, który miał przy sobie. Oblizał sobie jeszcze palce, a ja w tym czasie włączyłem radio. Kątem oka zauważyłem, że Sina sięga do lusterka nad jej miejscem. Odciągnęła deskę, z której wyleciało coś przypominające karteczkę. Popatrzyłem na dziewczynę, która się delikatnie zaczerwieniła.
 - Przepraszam – powiedziała, sięgając palcami po zdjęcie. – To jest Lena?
 Spojrzałem na to, co trzymała w dłoniach. Zdjęcie zostało zrobione w Polsce, w rodzinnej miejscowości Leny. Miała ona wtedy krótsze włosy, na zdjęciu mokre, ponieważ zachciało jej się basenu, więc wrzuciłem ją do wanny, która stała pod domem. Uznałem, że była tak piękna, iż musiałem uwiecznić tą chwilę.
 - Mario! Uważaj! – krzyknęła Sina.
 Odruchowo nacisnąłem hamulec i spojrzałem na przerażoną kobietę, przechodzącą przez ulicę. Przełknąłem ślinę i wziąłem parę wdechów. Wyciągnąłem rękę i zabrałem zdjęcie, chowając je pod siedzeniem.
 - Przepraszam – mruknąłem i ruszyłem dalej.
 Czułem się okropnie. Mogłem narazić życie niewinnej osoby. Muszę w końcu przestać w taki sposób reagować na te wszystkie zdjęcia, na jej imię… Przecież ona nie jest pępkiem świata. Nigdy nim nie była.
 Zaparkowałem samochód przed wielkim budynkiem i wysiadłem z samochodu. Wypuściłem Olivera, który złapał szybko Sinę i zaczął ciągnąć ją do środka. Najwidoczniej nie potrafił się doczekać, żeby zabawić się.
 - Ładna jest – odezwała się w końcu Sina. – Teraz rozumiem dlaczego nie możesz o niej zapomnieć.
 Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a zaraz później się zarumieniła.
 - Zgadzam się – spojrzałem przed siebie. – Lena jest śliczna, ale… Ech… To zdjęcie zostało zrobione, kiedy ja jeszcze nie byłem znany w Bundeslidze. Nie widzieliśmy poza sobą świata, liczyła się tylko ona i ja. Wtedy to nawet odległość miała dla nas małe znaczenie. Niestety, kiedy zaczęła się moja kariera zaczęliśmy się od siebie oddalać. Stałem się kimś innym, kimś kto krzywdził osobę, którą kocha… A teraz chociaż się zmieniam i zaczynam spostrzegać świat inaczej pojawia się Marco, który wyrzuca mi jakim jestem fatalnym przyjacielem.
 Poczułem jak mnie łapie za dłoń. Spojrzałem to w oczy dziewczyny,
 - Jak mam się zmienić, żebym był dobrym przyjacielem i dobrym chłopakiem? Jak?
 - Mario – uśmiechnęła się. – Dla mnie jesteś wspaniałym przyjacielem… I z pewnością chłopakiem również.
 Nachyliła się i pocałowała mnie w usta.

***
Lena, 12 grudnia 2012r.
 - Och, Skarbie źle to robisz – usłyszałam po raz kolejny głos pani King. – Powinnaś to kroić w kostkę, a nie plastry.
 - Mamo! – odwróciła się z nożem Vera. – Daj mi to zrobić po swojemu. Zajmij się swoim ciastem, a ja sama zrobię sałatkę!
 Uśmiechnęłam się pod nosem i kontynuowałam zmywanie naczyń. Muszę powiedzieć, że państwo King są tutaj od wczoraj, a już rozumiem, dlaczego Veronica ma ich po uszy… A raczej matkę, z ojcem da się jeszcze na spokojnie porozmawiać, ale z panią Angeliką? Przecież ten człowiek jest niemożliwy.
 - Dziecko, daj ja to zrobię.
 Zabrała Veronice nóż i zabrała się za krojenie pomidorów. Dziewczyna również nabrała takich kolorów. Złapała szmatkę, w którą wytarła dłonie, a następnie rzuciła na stolik. Wypadła z kuchni i poszła do salonu. Kiedy skończyłam zmywać dołączyłam tam do niej.
 - Nie możesz się tak denerwować – z uśmiechem odezwałam się do niej. – Weź na luz, twoi rodzice jutro wyjeżdżają. Powinnaś z nimi spędzić każdą chwilę.
 - Poznałaś moją matkę, więc jak? Powiedz mi jak? – syknęła.
 Wzięła kilka wdechów, a chwilę później złapała laptopa i zabrała się do pracy. Jakoś ostatnio nie jest chętna do rozmów, a ja jej do tego nie zmuszam. No cóż, każdy ma jakieś tajemnice. Złapałam książkę, którą sobie niedawno kupiłam i zabrałam się za jej czytanie.
 - I jak było na randce? – odezwała się po jakimś czasie.
 - Nie byłam na randce – czułam jak moje policzki zaczynają się rumienić. – Po prostu poszłam ze znajomym do kina. To chyba nie znaczy od razu randki, prawda?
 Vera uśmiechnęła się znad laptopa.
 - Oczywiście, że nie, ale coraz częściej wracasz do domu z takim bananem na ustach, że aż miło się na ciebie patrzy – zaczęła się szczerzyć.
 - Tak, ale to przeważnie po spotkaniu z Liamem… A wczoraj byłam z Niallem.
 - Z Horanem? – zmarszczyła nos. – Hmmm…. No też z niego niezłe ciacho… i wolny. To sobie go bierz, a ja… zabiorę się za Liama – skończyła swoje zdanie w jakiś dziwny sposób. – Właśnie, jak będzie się o mnie pytać, możesz już mu mówić prawdę. Przedwczoraj poznaliśmy się i dowiedział się, że jesteś moją współlokatorką.
 Dziewczyna puściło mi oko, a ja siedziałam jak wryta. Oni ona ani Liam nie powiedzieli mi, że się w końcu poznali. Poczułam, że robi mi się z tego powodu przykro. Pokręciłam głową, próbując odgonić smutek i skupić się na książce.
 Poczułam jak wibruje mi telefon. Wyciągnęłam go i odczytałam wiadomość.
Dziękuję Ci za wczorajszy dzień, było super ~Niall

 Uśmiechnęłam się i wyszłam z salonu.