piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział dwunasty

Liam, 01 grudnia 2012r.

 Nie potrafiłem dzisiaj spać. Ciągle w głowie miałem rozmowę z Danielle. Dawno już nie rozmawialiśmy tak szczerze. Mam wrażenie, że to niezręczne uczucie po zerwaniu powoli zanika. Wreszcie możemy porozmawiać o sprawach, które nas krępują, a nie za bardzo chcemy o nich rozmawiać z innymi.
 Przewróciłem się w łóżku i spojrzałem na zegarek, który pokazywał, że jest piąta rano. Podniosłem się na łokciach i oparłem głowę o ścianę. Może powinienem iść kupić dwa bilety na London Eye i jeden wysłać Lenie pocztą? Tak zrobię, ale jak zjem śniadanie i wezmę długą kąpiel.
 Wstałem z łóżka, ścieląc go za sobą i podszedłem do biurka, gdzie włączyłem laptopa. Założyłem na uszy słuchawki i puściłem play listę, którą ostatnio przesłał  mi Niall. Otworzyłem moją pocztę i zerknąłem na wiadomość od Leny.

Hej!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale moja współlokatorka wymyśliła takie durne zasady, że głowa boli. Teraz udało mi się znaleźć odrobinę czasu, żeby do9 Ciebie napisać. Co się wydarzyło w skrócie? A więc jestem cała posiniaczona, ale nie będę tutaj się rozpisywać, bo szkoda gadać. Z pewnością i tak będziesz się ze mnie nabijać…
Wczoraj byłam w kinie i poznałam takiego chłopaka, że gęba opada! Jest prawie tak tajemniczy jak Twoja dziewczyna, tyle że ja mam z nim kontakt! Dobrze, ja już nie będę taka niemiła, przecież Ty cierpisz! Wiem, wiem… Odbija mi, no ale co ja poradzę.
Plany na dzisiaj? Idę na koncert jakiegoś brytyjskiego zespołu, chyba zwie się One Direction, ale nie jestem pewna – jak mówiłam, nie mam za bardzo dostępu do laptopa, żebym mogła tam to sprawdzić.
Dobra, ja kończę, bo zaraz panna King będzie coś podejrzewać.
Lena

 Ona dzisiaj będzie na koncercie! - pomyślałem.
 Patrzyłem cały czas na jedno zdanie, które brzmiało: „…koncert jakiegoś brytyjskiego zespołu, chyba zwie się One Direction…”. Aż zrobiło mi się ciepło, bo co jeżeli ona domyśli się, że to ja? Nigdy jej nie powiedziałem, że należę do zespołu… A na dodatek, ja sam jej nie zobaczę. Coś czuję, że dzisiaj wszystkie dziewczyny staną mi się podejrzane.
 Przymknąłem laptopa i wyszedłem z pokoju. W kuchni czekał na mnie stos talerzy do umycia. Przewróciłem oczami i podszedłem do lodówki, wyciągając z niej zimne mleko. Przy zamykaniu drzwiczek napotkałem wzrok Harry’ego. Uszczypnąłem się w dłoń, żeby sprawdzić, czy nie śpię, ale to bolało, więc była to jawa. Ale jak to możliwe? – pomyślałem. Przecież Styles przeważnie o tej porze jeszcze przewraca się z boku na bok.
 - Co tam? – usiadłem obok niego na krześle.
 - Myślałem nad słowami, które powiedziałeś mi parę dni temu. – Zmarszczyłem czoło i wziąłem łyk mleka. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, więc pozwoliłem mu mówić dalej. – Chodzi mi o to, że ja wiecznie patrzę na dziewczynę jak na jakiś pięknie zapakowany prezent, ale nie znam jej zawartości. Zawsze czuję się... podniecony, kiedy na niego patrzę, a jak już otworzę go, to czuję rozczarowanie. Tyle dziewczyn nabiera się na to. Są we mnie zakochane na zabój, ale nie znają mnie.
 Pokiwałem głowę i położyłem dłoń na jego ramieniu.
 - Styles dojrzewasz!
 - Zgodziłem się na randkę z Emmą, tą dziewczyną, o której ci kiedyś mówiłem.
 Uśmiechnąłem się do niego.
 - Jestem z ciebie dumny – poklepałem jego policzek. – To może zgodzisz się ze mną iść kupić bilety na London Eye.
 - Zapomnij, jeszcze tak bardzo nie dojrzałem.

***
Mario, 01 listopada 2012r.

 Dzisiaj jeden z najważniejszych meczy, a ja wciąż myślę o chłopcu, którego wczoraj poznałem. Nazywa się Oliver i mieszka tylko ze swoją babcią oraz mamą. Jego ojciec zginął w wypadku budowlanym parę lat temu.
 Kiedy go wczoraj odprowadziłem i zobaczyłem jak mieszka, poczułem jakiś ucisk w klatce piersiowej. W pokoju śpi razem z mamą, bo nie ma gdzie indziej miejsca, mają małą kuchnię i łazienkę. Chłopak ma tylko stary telewizor. Wszystko było tam takie skromne, ponieważ wszystkie pieniądze, które jego mama zarobi, idą na lekarstwa i jedzenie.
 Z torby wyciągnąłem lekko pognieciony obrazek, który został narysowany przez Olivera. Przedstawia on mnie i jego podczas meczu. Uśmiechnąłem się, ponieważ przypomniał mi on o moim dzieciństwie.
 Wziąłem głęboki wdech i odłożyłem to na bok. Poszedłem na stadion, gdzie zaraz miała się rozpocząć rozgrzewka. Dzisiaj trener ma pogadankę z każdym z osobna, ponieważ ma parę spraw do przekazania.
 Zobaczyłem, że chłopaki już biegają, więc szybko dołączyłem się do nich. Podbiegłem do Roberta, który właśnie wrócił od trenera.
 - Czego chciał? – spytałem kumpla.
 - Wiedziałeś o dodatkowym meczu? – spojrzał na mnie, a ja pokręciłem głową.- Okazało się, że w urodziny Kuby zagramy sobie sparing z Arsenalem.
 Uniosłem brwi. Przecież to za niecałe dwa tygodnie. Dlaczego dopiero teraz nas o tym informuje Klopp?
 - Mario! – usłyszałem głos trenera.
 No to na mnie nadszedł czas! – pomyślałem i podbiegłem do niego. Pokiwałem głową na powitanie.
 - Dlaczego trener nic nam wcześniej nie wspomniał o meczu z Arsenalem?
 - Wspominałem – uśmiechnął się do mnie i spojrzał w papiery. – Tyle, że wy nie potraficie słuchać.
 Przewróciłem oczami i usiadłem na ławeczce.
 - Posłuchaj, ten mecz jest bardzo ważny – trener podniósł wzrok. – Dobrze wiesz, że w tym meczu kibicują nam wszyscy poza kibicami Monachium… Nie dziwię się im…
  - Trenerze, do rzeczy.
 - Mario jesteś wspaniałym chłopakiem i cieszę się, że nie przenosisz swoich prywatnych problemów na murawę. Odkąd mi Reus powiedział o tym, że ty i kuzynka Piszczka macie kryzys przestraszyłem się. Jestem z was chłopaki dumny.
 Uśmiechnąłem się.
 - Dziękuję, że tak pan myśli – spojrzałem w lewo i zobaczyłem rozgrzewające się Bayern Monachium. – Chyba powinienem wrócić do rozgrzewki..
 - Tak, tak – pokiwał głową. – Chciałbym ci jeszcze to wręczyć.
 Z kieszeni wyciągnął wizytówkę, którą mi podał. Spojrzałem na mało mi mówiącą nazwę.
 - Co to jest? – zapytałem.
 - Zaproszenie na wywiad, a teraz wracaj do rozgrzewki.
 Zasalutowałem i pobiegłem do kumpli. Na znak innego z naszych trenerów odwróciliśmy się i zaczęliśmy bieg tyłem. Biegłem równo z Lewandowskim, który dziwnie na mnie patrzył.
 - Mam coś na twarzy? – zapytałem. Pokiwał głową, a ja zacząłem się wycierać, na co on zareagował śmiechem.
 - Stary, ty się uśmiechasz!
 - A dlaczego miałbym się nie uśmiechać?
 - Nie wiem – ruszył ramionami. – Ostatnio tego nie widziałem u ciebie. Ej, patrz – kiwnął głową na Reusa, biegnącego przed nami. – Trzeba się jakoś zabawić przed meczem.
 Zmarszczyłem czoło i zobaczyłem jak Lewy zwolnił, a w końcu klęknął, opierając swoje ręce na ziemi, a nieświadomy tego Marco wpadł na niego, robiąc przepięknego koziołka. Wszyscy, którzy to widzieli wybuchli śmiechem, nawet trener, który z pewnością po meczu da kazanie Lewemu, za to, iż go naraził na niebezpieczeństwo i jeszcze przed tak ważnym meczem.
 - Co do cholery!? – warknął Marco, ale już nikt nie raczył mu odpowiedzieć.

***
Lena, 01 grudnia 2012r.

 Siedziałam w kuchni, popijając kawę i zastanawiając się jakiego koloru lakieru dzisiaj użyć. Znając życie, Veronica sama zechce za mnie to zrobić. Przecież z nas dwóch, to ona zna się na kolorach.
 Odłożyłam kubek z prosiaczkiem i spojrzałam przez okno, gdzie znowu było szaro i zimno. Szkoda, że zima tak krótko tutaj trzymała.
 - Cześć. – Do jadalni wpadła King, która wyglądała jakby czegoś szukała. – Widziałaś Grigorija?
 Uniosłam brwi i spojrzałam na nią w szoku. Z tą dziewczyną chyba jest coraz gorzej.
 - Kim jest ten twój Girg-coś-tam..?
 - Skąd ty się urwałaś? – powiedziała to w taki sposób, jakby to było oczywiste. – Grigorij jest bratem bliźniakiem Kazimira, mojego laczka – pokazała na swoje stopy, gdzie na prawej stopie był różowy królik.
 Pokręciłam głową ze śmiechem i wstałam od stolika, zabierając stamtąd naczynie, które włożyłam do zlewozmywaka. Zerknęłam na zegarek nad drzwiami, który pokazywał już jedenastą. No tak, powinnam już zabrać się za szykowanie na koncert, bo jednak trzeba będzie znaleźć jakiś odpowiedni strój.
 - Tutaj jesteś! – krzyknęła Veronica.
 Odwróciłam się i zobaczyłam jak tuliła swój różowy laczek. Klepnęłam się w czoło, na co, dziewczyna zareagowała tylko tym, że przewróciła swoje oczy. Założyła Kazimira na stopę i usiadła przy stoliku, biorąc do ręki lakiery. Odłożyła na stół czarny, fioletowy i niebieski. W ręce został jej tylko kakaowy i czerwony.
 - W czym idziesz? – zapytała i podniosła oczy.
 - No chyba w czarnych rurkach oraz beżowej marynarce.
 - To ty bierzesz to – uniosła rękę z jasnym lakierem. – A ja sobie użyczę tego.
 Wzięłam to od niej i usiadłam naprzeciwko. Zerknęłam na swoje paznokcie, które już zdążyłam oczyścić i zaczęłam nakładać lakier.
 - Kiedy umówisz się z tym chłopakiem, którego poznałaś w kinie? – zapytała.
 - Yyy… - Zmarszczyłam czoło. – Ja nie wiem, czy w ogóle do niego napiszę… Nie chcę mu dawać żadnej żmudnej nadziei. Miły chłopak, ale ja jednak wolę się już nie bawić w związki. Chcę po prostu zacząć żyć wolnością.
 Dziewczyna popukała mnie w czoło i zaczęła się śmiać.
 - Jesteś niemożliwa. Nie wiesz, co tracisz… - mruknęła. – Chłopak, którego poznałaś w kinie, to James McVey.
 - A skąd to wiesz?
 - Bo ja w odróżnieniu do ciebie jestem obeznana z tym światem.
 Poklepała mnie po ramieniu i wyszła z kuchni.

Parę godzin później…

 W końcu dojechałyśmy na stadion, gdzie miał się odbyć koncert zespołu One Direction. Mijało mnie tutaj tyle dziewczyn, które w większości płakały ze szczęścia, że zaraz usłyszą swoich bogów. One wszystkie mi przypominają kibiców, którzy przychodzą na stadiony, żeby kibicować swoim drużynom. Tyle, że tutaj jest tylko jedna…
 Spojrzałam na Veronicę, która dzisiaj spięła swoje czerwone włosy w koka.
 - Chyba muszę iść do łazienki – powiedziała.
 Pokiwałam głową. Na wszelki wypadek lepiej z niej skorzystać, niż potem cierpieć. Dotarłyśmy do kolejki, która prowadziła do damskiej toalety. Była taka długa, że nie wiem, czy przypadkiem do jutra zdążyłybyśmy się tam dostać.
 Spojrzałam na King, która zmarszczyła czoło. W końcu złapała moją dłoń i pociągnęła w jakiś korytarz, który z każdą chwilą był coraz bardziej pusty.
 - Gdzie idziemy? – zapytałam niepewnie.
 - Na pewno gdzieś jest jeszcze jedna łazienka.
 Dotarłyśmy do jakiś drzwi. Veronica popchnęła je i przed nami pokazał się taki sam korytarz. Ruszyłyśmy dalej, słysząc za sobą huk zamykanych drzwi. Coś mi w nich nie pasowało. Miałam wrażenie, że już je kiedyś spotkałam. Podeszłam do nich i próbowałam otworzyć, ale nie szło. Wspaniale.
 - Chodź! – Vera znowu mnie pociągnęła.
 Miałam ochotę rudzielca zabić, to nie wiadomo, gdzie nas zaprowadziła. Szukałyśmy tutaj jakikolwiek otwartych drzwi, ale wszystko było pozamykane na klucz. W końcu z jakiegoś pomieszczenia wyszedł młody mężczyzna z tabletem w ręku i słuchawce w uchu. Spojrzał na nas i się skrzywił.
 - Dziewczęta! – uniósł ręce. – Powiedzcie mi, dlaczego wy jeszcze jesteście nieprzebrane?
 Z Verą popatrzyłyśmy po sobie, ale nie zdążyłyśmy się wytłumaczyć, ponieważ wciągnął nas do środka.
 - Ale to chyba jakaś pomy…- chciałam jakoś wyprostować naszą sprawę, ale mężczyzna położył mi palec na ustach.
 - Ani słowa więcej. Ściągaj to i załóż to, co powinnaś. Ty również – pokazał na King. – Kogo ci ludzie zatrudniają? Same nieodpowiedzialne osoby.
 Dobra… To mnie coraz bardziej przeraża – pomyślałam. Spojrzałam na moją współlokatorkę, która zaczęła się ubierać w jakieś pstrokate sukienki. Zabiję ją kiedyś… Złapałam za swój kostium i włożyłam go na siebie.
 - Jak będziemy mieć kłopoty… - nawet nie miałam ochoty tego zdania kończyć.
 - Oj wyluzuj się – uśmiechnęła się do mnie. – To będzie fajna zabawa.
 Do pokoju wpadł chłopak o burzy kręconych włosów, uśmiechnął się do nas i rzucił z mazakiem na ramie Very. Ta spojrzała na jego ‘autograf’, a potem na niego i tak parę razy.
 - Chcesz w dziób? – warknęła. – Myj to! – pokazała na swoje ramie.
 Chłopak poklepał ją po policzku i z uśmiechem na twarzy podszedłszy do mnie, zrobił różowym mazakiem to samo. Pogłaskał mnie po głowie i wyszedł.
 - Kto to był? – spojrzałam w szoku na Verę.
 - Miałaś okazję poznać Harry’ego Stylesa.
 Pokiwałam głową, nie chcąc już nic więcej widzieć. Do pokoju znowu wpadł ten koleś z tabletem, który najwidoczniej nas nie polubił. Złapał nas za ramiona i prowadził ciemnym korytarzem. Po pewnym czasie usłyszeliśmy krzyk fanek.
 - Dziewczyny, gdzie wasze czapki? – podeszła do nas dziewczyna, która również na głowie miała burzę loków.
 - Nie miałyśmy żadnych czapek – odezwała się Veronica.
 Dziewczyna przewróciła ciemnymi oczami i zaczęła szukać po szafkach, które stały za sceną. Wyciągnęła jakieś dwie pstrokate nakrycia głowy i nałożyła nam na głowy. Pociągnęła nas na miejsca, a sama podeszła to kanapy.
 Mamy przechlapane – pomyślałam. Na szczęścia, ja w odróżnieniu do Very, stałam bardziej na tyłach. Spojrzałam na tłum rozwrzeszczanych fanek. My też powinnyśmy dzisiaj tam gdzieś być. Miałam wrażenie, że się czerwienię, ale na szczęście nikt nie mógł tego zobaczyć.
 W końcu usłyszałam gitary i zdałam sobie sprawę, że mój koszmar się zaczyna. Spojrzałam na jakiś szyld, który pokazywał: Live While We’re Young – One Direction.
 Usłyszałam czyjś śpiew i odwróciłam się, gdzie zobaczyłam wbiegającą bandę. Wybiegli oni na środek, gdzie próbowali dorównać kroku tancerkom. Dla swojego bezpieczeństwa wycofałam się do tyłu i schowałam za perkusistą, skąd mogłam patrzeć na Veronicę, która szybko załapała, o co chodzi.
 - Co ty tutaj robisz? – krzyknął do mnie perkusista, który najwidoczniej ma teraz przerwę.
 - Yyy… - Przełknęłam ślinę. – Podziwiam piękno twoich bębenków?
 - To jest perkusja…
 - Wszystko jedno.
 Znowu popatrzyłam na Veronicę, która cały czas się uśmiechała. W pewnej chwili spojrzała w moim kierunku i puściła oczko. Wraz z tym kiedy muzyka ucichła, ona krzyknęła:
 - Zawsze chciałam to zrobić! – i rzuciła się w tłum.
 Wstrzymałam oddech.
 - Cholera! Teraz to już dopiero mamy przechlapane!
 - Muszę się zgodzić! – mruknął perkusista.

***
1) Mecz został wymyślony na potrzeby opowiadania. Tak naprawdę się on nie odbył. Data meczu: urodziny Kuby - 14 grudnia
2) Jeżeli komuś jest trudno sobie wyobrazić akcję na treningu, to polecam ten filmik
3) James McVey - wokalista grupy znanej na YouTube - The Vamps
4) Koncert jest bardzo naciągnięty, ponieważ wątpię, żeby w rzeczywistości miało coś takiego wystąpić. Słaba ochrona - tyle Wam powiem! 

***

Rozdział jest dedykowany w całości mojej przyjaciółce, Dominice, która wymyśliła całą akcję podczas koncertu. Bardzo Ci dziękuję ;* Teraz dwa dni rajdu, gdzie aż się boję, co tam wymyślimy <3
Przepraszam, że nie dotrzymałam słowa i nie dodałam we wtorek, ale ja po prostu nie miałam czasu. :( Postanowiłam zrobić Wam i sobie przysługę i będę rozdziały dodawać w piątki. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, po prostu ja i wiele z Was nie mam czasu na czytanie, czy też komentowanie Waszych opowiadań. Więc do usłyszenia za tydzień, a ja życzę Wam miłego weekendu.

Kinga

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział jedenasty

Mario, 29 listopada 2012r.

 Szedłem korytarzem za Piszczkiem. Światło migało tutaj jak w horrorze. Czyli jasne,  że za następnym zakrętem czeka mnie śmierć z jego rąk. A tyle miałem jeszcze do zrobienia… - pomyślałem i podrapałem się po głowie. Miałem ochotę zapytać się go, czy będzie boleć, ale nie chciałbym pogarszać sprawy. Prawda jest taka, że Łukasz jest spoko kolesiem, póki ktoś mu nie podpadnie. Pamiętam jak parę miesięcy temu Kuba i on mieli konflikt. Nikt wolał się wtedy do nich nie zbliżać, bo jak to mi kiedyś powiedział Robert, obaj są Ślązakami, a ci to mają trudne charaktery.
 Piszczek otworzył drzwi od stadionowej pralni i kiwnął głową, żebym właził. Wspaniale! Mam zginąć w pomieszczeniu pełnym brudnych szmat. Wskoczyłem na jedną z pralek i spojrzałem na zdenerwowanego Łukasza.
 - Możesz się pośpieszyć z tym zabijaniem? – zapytałem. – Za chwilę mamy trening…
 Podniósł wzrok, a ja się tylko cieszyłem, że nie posiada laserowych oczu.
 - Mario powiedz mi, po co ta cała szopka? – oparł się o ścianę i założył rękę na rękę. – Nie rozumiem, dlaczego dajesz nadzieję mojej kuzynce… I narażasz jej imię oraz swoje?
 - Łukasz – pokręciłem głową. – To nie tak miało wyjść. Nie miałem pojęcia, że tamten wieczór się tak zakończy.
 Przewrócił oczami i z kieszeni wyciągnął swoją komórkę.
 - Kiedy wczoraj zobaczyłem te zdjęcia, uwierz mi, miałem ochotę udusić cię gołymi rękoma. – Zobaczyłem jak podnoszą mu się kąciki ust. – Ale pomyślałem: Lena jest w Anglii, więc nie ma problemu z dziennikarzami, no ale cóż… Sam chciałeś być celebrytą, a nie po prostu żyć skromnie.
 Właśnie dał mi do zrozumienia, że przez najbliższe tygodnie, to ja będę królował we wszystkich plotkarskich gazetach, których tytuły będą brzmieć zależnie od tego, co ja zrobię. Nakryli mnie z inną dziewczyną, więc pomyślą, że „potajemnie” zdradzam swoją dziewczyną albo po prostu znalazłem jakąś kobietę lekkich obyczajów, lub też jest drugie wyjście – będę musiał na parę tygodni się z nią związać.
- Mario, jestem twoim kumplem z drużyny - kontynuował -  ale również kuzynem twojej dziewczyny, więc zastanów się następnym razem, co zrobisz. Przez ten wybryk naraziłeś nie tylko siebie, ale też Lenę. 
 - Wiem i przepraszam... - mruknąłem. - Uwierz mi, że nie chciałem tego i cieszę się, że mnie nie zabiłeś.
 - Niestety, Klopp mi tego zabronił, ponieważ jutro jest mecz.
 Puścił mi oczko i wyszedł z pralni. 

***
Lena, 30 listopada 2012r.

 Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. Było pięć po ósmej, więc chyba należałoby wstać. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam przez okno, które było naprzeciwko mojego łóżka. Bardzo mnie cieszyło, że za oknem prószył śnieg, bo jednak zima to moja ulubiona pora w roku.
 Wzięłam głęboki wdech i sięgnęłam po komórkę. Jeszcze zerknęłam na korytarz, żeby się upewnić, że Veroniki tam nie ma. Ta to potrafi wprowadzić rygorystyczne zasady. Zdążyła mi już zabrać laptopa, a telewizor wyłączyła na szlag. Mówi, że to wyjdzie nam na dobre, ja zapomnę o całym świecie i zajmę się sobą, a ona zaoszczędzi na prądzie.
 Zerknęłam na ekran mojego telefonu i zdałam sobie sprawę, że jutro minie dokładnie tydzień od mojego „zerwania” z Mario. Na początku mi było z tym trudno i cały czas o nim myślałam oraz chciałam wiedzieć, co tam słychać u niego, ale teraz mi jest łatwiej. Nie myślę o nim dwadzieścia cztery godziny na dobę oraz cieszę się każdą wolną chwilą. Życie bez niego wydaje się łatwiejsze, ale tak jakby pozbawione jakiegoś ważnego elementu. Tyle, czy ktoś będzie w stanie go zastąpić? Przecież nie ma na świecie drugiej osoby z takimi oczyma jak on, z takim uśmiechem...
 Pokręciłam głową. Znowu o nim myślę… Rzuciłam komórkę na kołdrę i dotknęłam swojego uda, które zostało posiniaczone parę dni temu przez przemiłego Liama. Uśmiechnęłam sobie na samą myśl o tym chłopaku. Chciałabym go jeszcze raz spotkać, bo nie wydawał mi się zlodowaciałbym Brytyjczykiem, których do tej pory spotykałam na londyńskich ulicach. Był po prostu uroczy.
 - Co tak się uśmiechasz? – W drzwiach do mojego pokoju stała Veronica z dwoma kucykami na głowie.
 - A tak sobie marzę o tutejszych chłopakach.
 - Rozumiem! – Uśmiechnęła się do mnie. – Spotkałaś już kogoś? Powiedz, że tak! I powiedz, że jest nieziemsko przystojny!
 - Znaczy się… - Sama nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, ponieważ pierwszy raz w życiu nie zwróciłam uwagi na wygląd chłopaka. – Chyba jest przystojny…
 Zmarszczyłam czoło i spojrzałam w jakiś punkt na ścianie, żeby przypomnieć sobie jego twarz. W głowie słyszałam tylko jego miły głos, który uspokajał. Nawet nie potrafiłam sobie przypomnieć, jakiego koloru miał oczy. Tyle, że ja zawsze najpierw na to zwracam uwagę, a może zwracałam?
 - Chyba? – Popatrzyłam znowu na Veronicę, która robiła przeróżne miny, a wyglądało to jakby ją swędził nos. – Hmm… Z tobą jest coś nie tak, ale pomińmy to! Co robimy? Może jakieś zakupy?!
 - Musimy? – Wywinęłam wargę. – Może pójdziemy do kina i spotkamy jakiś ładnych chłopaków?
 Dziewczyna zrobiła dzióbek i zaczęła w niego pukać palcem wskazującym, co wyglądało jakby myślała, tyle, że przy niej to nie wiadomo. Mieszkam z nią parę dni i mogę stwierdzić, że to najbardziej szalona osoba, którą poznałam. No, bo przecież kto normalny śpi z pałką do baseballu albo zostaje wyrzucony ze szkoły z powodu tego, że znudził się jej dzwonek i zmieniła na swoją ulubioną piosenkę?
 - No dobrze! – Dziewczyna wskoczyła na moje łóżko i zaczęła się przeglądać w moich oczach. – Pamiętaj, że ja biorę przystojniejszego!
 Dałam dziewczynie kuksańca i wygrzebałam się z łóżka. Spojrzałam na łazienkę, gdzie w „powietrzu” zawisła kartka: „Tutaj są drzwi”. Teraz przynajmniej na nich się nie zabiję, ale moje biedne czoło do tej pory ma pamiątkę po spotkaniu z szybą.

***
Liam, 30 listopada 2012r.

 - Liam! – Znowu Danielle się uniosła. – Źle wykonujesz te kroki! Przestań w końcu marzyć i wróć do nas!
 Pokiwałem głową i spojrzałem do lustra. Miałem już dosyć tych ciągłych prób przed koncertem. Przecież i tak zrobimy to po naszemu. Szkoda, że tylko Dan zobowiązała się do tego, żeby przed tym koncertem nas porządnie przygotować. Widziałem, że jej zależy, jej zawsze zależało.
 Wziąłem głęboki wdech i po raz kolejny próbowałem zatańczyć choreografię stworzoną przez nią. Spojrzałem na jej lustrzane odbicie. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, w którym do tej pory jestem zakochany. Jej ciemne loki unosiły się w powietrzu. Ona to kocha, tak jak ja kocham śpiewanie. Szkoda, że tego nie doceniłem.
 Spojrzałem na swoje odbicie i zobaczyłem za mną Loczka, który kaleczył gorzej niż ja. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na Danielle. Mi się obrywało za takie duperele, a temu nic nie powie? Ona tylko się uśmiechnęła.
 - Ten ma podejście do kobiet – pokazała mi język i zrobiła szpagat na zakończenie piosenki. – Dobra chłopaki! Jutro jeżeli zawalicie, to nawet czekoladki wam nie pomogą – spojrzała tutaj na Hazzę. – A więc do zobaczenia na koncercie!
 Pokiwała wszystkim głową na pożegnanie i zabrała się za pakowanie sprzętu. Podszedłem do niej i pomogłem.
 - Dziękuję! – Zmęczona usiadła na sofie. – Po raz ostatni podjęłam się pracy z wami – popatrzyła na mnie i zaczęła się śmiać. – Tyle, że wy jesteście inni niż reszta.
 Posunęła się, a ja usiadłem obok niej. Ona zaś podciągnęła nogi i spojrzała mi w oczy.
 - W jakim sensie jesteśmy inni? – zapytałem.
 - Jesteście moimi przyjaciółmi, bez których jednak byłoby nudno… i nie byłoby czekoladek! – Z torby wyciągnęła wielką czekoladę. – Chcesz?
 Uśmiechnąłem się do dziewczyny i sięgnąłem po kostkę. Tak jak myślałem.. Gorzka. Tylko my taką uwielbiamy. Nawet Niall, gdy ma Wielkiego Głoda, to po nią nie sięgnie.
 Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu i spojrzała w lustro. Widziałem, że dręczyła ją jakaś myśl. Położyłem dłoń na jej głowie.
 - Liam, ja się zakochałam… - szepnęła.
 - To wspaniale! – Spojrzałem w jej oczy. – Dlaczego się smucisz?
 - Bo z nim będzie jak z tobą, a nawet jeszcze trudniej. – Po jej policzku spłynęła łza. – Jak myślisz… Gdyby któreś z nas zrezygnowało wcześniej z tego, co kochamy, to udałoby nam się?
 Tak – pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Zrezygnować z czegoś, co się kocha ponad życie, tylko po to, żeby być z kimś? Wydaje się to takie romantyczne, ale po prostu niemożliwe. Jeżeli nie potrafiliśmy sobie teraz z tym poradzić, to na pewno nie bylibyśmy sobie w stanie poradzić w przyszłości. Nie chciałbym wiedzieć, jak to boli, kiedy traci się największą miłość oraz to, co było dla nas ważne.
 Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem jej czoło.
 - Nie wiem… - szepnąłem jej do ucha. – Tyle, że teraz wiem, iż jesteś szczęśliwa beze mnie…

***
Veronica, 30 listopada 2012r.

 Otworzyłam drzwi do mojego mieszkania i wpuściłam Lenę do środka. W mieszkaniu było ciemno, więc trzeba będzie uważać, żeby na nic nie wpaść. Przyłożyłam dłoń do ściany w poszukiwaniu włącznika światła. Kiedy w końcu moje palce go znalazły, nacisnęłam, żeby nastała jasność, ale nic się nie stało.
 - Zapalisz to światło? – zapytała Lena.
 - Nie ma prądu.
 Uśmiechnęłam się do siebie. Coś czuję, że zapowiada się bardzo ciekawy babski wieczór. Zabrałam się za ściąganie moich butów, kiedy usłyszałam huk. Moje oczy zwróciły się w tamtą stronę. Usłyszałam jęk dziewczyny, na co się skrzywiłam. To musiało boleć – pomyślałam. Powoli podeszłam w tamtym kierunku i kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, to zobaczyłam leżącą na podłodze postać. Podałam Lenie dłoń.
 - Mam nadzieję, że podłoga nie ucierpiała pod wpływem twojego ciężaru!
 W odpowiedzi dostałam w głowę. Wzięłam głęboki wdech i pokręciłam łepetyną.
 - Jesteś urocza – dziewczyna mruknęła pod nosem.
 Poczułam się dumna z tego, że jestem sobą. Wzięłam dziewczynę pod rękę i zaprowadziłam do salonu. Ona usiadła na sofie, a ja na fotelu. Byłam padnięta, ale muszę powiedzieć, że podobał mi się dzisiejszy dzień. Lena okazała się wspaniałą towarzyszką w podrywaniu chłopaków w kinie. Wszyscy byli dzisiaj pod wielkim wrażeniem jej niezdarstwa. Nie dość, że potknęła się w kinie o nogi jakiegoś przystojniaka, a ten rzucił się jej na pomoc, to dał jej swój numer telefonu.
 - Jestem zmęczona – mruknęła. – Dziękuję ci, że mnie dzisiaj zabrałaś do kina.
 - Nie ma za co. Śpij dobrze.
 Kiedy usłyszałam, że bezpiecznie dotarła do swojego łóżka, wyciągnęłam komórkę i zaczęłam szukać informacji o jej „byłym” chłopaku.

***
Mario, 30 listopada 2012r.

 Siedziałem na ławce w parku, próbując sobie ułożyć plan na najbliższe tygodnie. Miałem już dosyć tego wszystkiego, co huczało w mediach. Dopiero początek miesiąca, a moje życie legło w gruzach. Jestem pewien, że Lena, czytając dzisiejsze gazety, ma ochotę mnie zamordować. Ona już nie wróci…
 Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem na zachmurzone niebo. Poczułem na swoich policzkach płatki śniegu, które topiły się pod wpływem moich ciepłych łez.
 Marzyłem zawsze o tym, żeby być sławnym piłkarzem, szanowanym na całym świecie oraz mieć najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczynę pod słońcem. Teraz mi pozostało się cieszyć każdym dniem jako jeden z najlepszych piłkarzy młodego pokolenia w Bundeslidze.
 - Przepraszam… - Podszedł do mnie mały chłopczyk. – Czy pan jest Mario Götze?
 Zmarszczyłem czoło i pokiwałem głową. On się uśmiechnął.
 - Uwielbiam pana grę… Też chciałbym tak grać, ale niestety nie mogę – schylił głowę na dół.
 - Dlaczego? – miałem zachrypnięty głos.
 - Parę lat temu wykryli u mnie raka i moja mama nie pozwala mi uprawiać sportu, a nawet wychodzić samemu z domu – powiedział smutno. – Teraz poszła do pracy i zostałem z babcią, ale ona zasnęła i postanowiłem przejść się.
 - Hmm… Co powiesz na to, żebym cię odprowadził?
 Chłopak uniósł głowę i uśmiechnął się.
 - Wiedziałem, że nie jesteś taki jak piszą o tobie w mediach!

Czekać tydzień na coś, co i tak jest bezsensu... Podziwiam Was. Dziękuję tym, które ten tydzień wytrwały i są ze mną. Hmm... Nigdy rozdziału nikomu nie dedykowałam, ale tym razem chcę go zadedykować wszystkim śląskim dziewczynom o trudnych charakterach ;D 
 Kiedy następny? No nie ukarzę już Was więcej i dodam we wtorek, myślę, że przez weekend zdołam coś napisać. Jak to się mówi, byle do ferii :D
Kinga

P.S. Przepraszam za błędy, które mogłyby się tutaj pojawić ;p

piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział dziesiąty

Mario, 28 listopada 2012r.

 Czułem jak moja głowa miała zaraz eksplodować. Otworzyłem powoli powiekę i skrzywiłem się pod wpływem promieni słonecznych. Właśnie dzisiaj musiała być ładna pogoda? – pomyślałem.
 Jęknąłem, kiedy podniosłem się na łokciach. Zauważyłem, że byłem tylko w bokserkach, co mnie zdziwiło… Przeważnie sypiam w moich piżamach w kratę. Rozejrzałem się po pokoju, który na pewno nie należał do mnie.
 - Cholera, gdzie ja jestem? – mruknąłem i zacząłem pod łóżkiem szukać moich ubrań.
 - Cześć Skarbie – usłyszałem damski głos.
 Podniosłem głowę i w drzwiach zobaczyłem blondynkę, która miała na sobie tylko  krótki szlafrok. Schowałem twarz w swoje dłonie, mając nadzieję, że to o czym myślę, nie jest prawdą…
 - Jak się spało? – poczułem jak palcami jeździ po mojej skórze na szyi.
 Podniosłem wzrok i spojrzałem w jej szare oczy. Dziewczyna cały czas się uśmiechała, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież ta dziewczyna na pewno jest ode mnie starsza o jakieś pięć lat.
 - Spaliśmy ze sobą? – zapytałem prosto z mostu.
 - Nie pamiętasz tej boskiej nocy? – uniosła jedną ze swoich idealnych brwi. Pokiwałem przecząco głową, na co ona zagryzła swoją wargę i zbliżyła się do mnie. – To może powinniśmy to powtórzyć?
 - Spaliśmy ze sobą, czy nie?
 - Och.. – Przewróciła oczami i wstała z łóżka. – Oczywiście, że tak…
 Poczułem się jakby ktoś mi z bicza strzelił. Jak mogłem popełnić taki błąd? Przespać się z dziewczyną, której imienia się nie pamięta i jeszcze parę dni temu dało się czas swojej dziewczynie na przemyślenie naszego związku. Na dodatek złamałem przysięgę, którą parę lat temu dałem Bogu… Że nie będę uprawiać seksu przedmałżeńskiego… Cholera! Dlaczego ja zawsze muszę zawalić?!
 Usłyszałem, że przyszedł SMS. Szybko rzuciłem się na poszukiwanie mojego telefonu. Znalazłem go pod łóżkiem. Szybko otworzyłem wiadomość.

 Nie żyjesz! ~Łukasz

 A temu co? – pomyślałem. Zanim zdążyłem rzucić telefonem w kąt, zobaczyłem, że Marco próbuje się do mnie dodzwonić. Powinienem odrzucić, ponieważ to wszystko przez niego. To on mnie zaprosił na piwo i dobrze wiedział, że mam słabą głowę, a zostawił mnie z nieznajomą blondyną.
 - Czego? – mruknąłem do słuchawki.
 - A gdzie: dzień dobry Skarbie? – przewróciłem oczami, słysząc jego dowcipny głos.
 - Nie wkurzaj mnie! – warknąłem i zacząłem zakładać spodnie.
 - Co się stało Misiu… - słyszałem jego rozbawienie w głosie. – Cii… Gadam z Mario! – szepnął do kogoś.
 - Bardzo ci dziękuję, że mnie wczoraj zostawiłeś na pastwę losu – zacząłem mówić szeptem, gdyby dziewczyna miała ochotę podsłuchiwać. – A na dodatek Łukasz ma mnie ochotę zabić, a sam nie wiem, co ja takiego zrobiłem!
 - Aaaa… To ty chyba jeszcze nie widziałeś dzisiejszych wiadomości!

***
Veronica, 28 listopada 2012r.

 Podniosłam prawą powiekę i spojrzałam na zegarek. Była dziesięć po siódmej. Musiało być dzisiaj jakieś święto, że ja zdołałam się o tej porze obudzić. Podniosłam się na łokciach i jak co dzień wyjrzałam przez okno. Sypie, a ja muszę iść na uczelnię. Przewróciłam oczami i wstałam z łóżka. Z szuflady wyciągnęłam grube skarpetki i w drodze do kuchni złapałam po moją komórkę. Jak zawsze była wyciszona, ponieważ moi kochani bracia mają w nawyku dzwonić do mnie o późnych porach, tłumacząc się tym, że ciągle zapominają o różnicy czasowej.

 Cześć Sis, plany na Wigilię już masz? Może wpadniesz do nas?! ^^ ~Mick i Adam

 Przewróciłam oczami. Chyba po moim trupie pojadę tam na święta. Preferuję jak w święta temperatura jest poniżej dziesięciu stopni, a nie ponad trzydzieści.
 Weszłam do kuchni i spojrzałam do pustej lodówki. Przydałoby się wpaść do sklepu – pomyślałam.
 Wyciągnęłam z niej prawie pustą butelkę mleka, a z szafki płatki, które starczyły tylko na jedną porcję. Hmm… Ciekawe, co Lena zje? Ale chyba już nie zdążę wskoczyć do sklepu przed uczelnią.
 Ruszyłam ramionami jakby to nie była moja sprawa i spod lady kuchennej wyciągnęłam mój laptop… Nie mam pojęcia skąd się tutaj wziął…
 Zalogowałam się i przez przypadek wpadłam na jakąś plotkarską stronę. Miałam już z niej wyjść, gdyby nie jeden z nagłówków.

„ Mario Götze znalazł sobie nową dziewczynę?! Mamy zdjęcia!”

 Kliknęłam w link i przeniosło mnie na stronę ze zdjęciami, które ukazywały młodego chłopaka, który według mnie musiał nieźle zabalować, ponieważ był podtrzymywany przez jakąś blondynę. Ugh! Jak ja nie lubię gwiazdek!
 - Nie ma jej parę dni, a ten sobie już kogoś znalazł… - Zrobiłam zdjęcia tej strony i zapisałam je w folderze, które było na hasło. – Muszę się postarać, żeby ona nie oglądała żadnych wiadomości, bo nie będzie frajdy!
 Usłyszałam czyiś krzyk, a dokładniej krzyk Leny. Szybko się podniosłam z krzesła i pobiegłam do jej pokoju, gdzie zobaczyłam ją trzymającą się za głowę.
 - Yyy… Coś się stało? – zapytałam.
 - Po prostu zapomniałam się, że nie jestem u siebie i to, że do mojej łazienki prowadzą szklane drzwi…
 Wybuchłam śmiechem. No tak… W pokoju Leny jest łazienka ze szklanymi drzwiami, które zostały tak wypolerowane, że jak komuś się rano śpieszy tam wejść, to ich nie zobaczy. One są jakieś przeklęte- jak to mówią moi bracia.
 - Zaraz ci przyłożę trochę lodu, a raczej mrożonek, bo lód się skończył. – Puściłam dziewczynie oczko i poszłam do kuchni.

***
Liam, 28 listopada 2012r.

 - No to kto chętny ze mną pobiegać?! – krzyknąłem, stojąc w przedpokoju.
 Dobrze wiedziałem, że jest siódma rano. W końcu moi przyjaciele powinni ruszyć swoje leniwe dupska! Kiedy nie usłyszałem odzewu, wyszedłem na zewnątrz i zacząłem dzwonić do mieszkania.
 - Ja go kiedyś zabiję! – Zayn.
 - Liam, do cholery! – Harry.
 - Ja chcę jeść! – Niall.
 - Marchewki! – i ostatni Lou.
 Uśmiechnąłem się tryumfalnie i poszedłem do kuchni, dobrze wiedziałem, że chociaż połowa zaraz tutaj zejdzie. No i oczywiście, nie myliłem się. Jako pierwszy wszedł Louis, który popatrzył na mnie, jakbym mu zabrał ulubioną zabawkę. Usiadł na krześle i patrzył na koszyk z owocami jakby nie wiedział, za co się najpierw wziąć. Drugim panem, który postanowił zejść był Niall. Ten dopiero miał wzrok mordercy. Podszedł do szafki i wyciągnął z niej płatki. Na resztę już nie liczyłem, bo to dwa największe śpiochy.
 - To który z panów idzie ze mną pobiegać? – uśmiechnąłem się do przyjaciół, a oni popatrzeli na mnie jak na idiotę. – No ludzie! – przewróciłem oczami. – Za niedługo koncert, a ja coś czuję, że straciliście kondycję.
 - Moja kondycja jest w jak najlepszym porządku – odezwał się Niall.
 - Moja też – słowa Horana potwierdził pasiasty.
 Pokręciłem głową i poszedłem do przedpokoju, gdzie zacząłem ubierać swoje sportowe buty.
 - Liam? – podszedł do mnie Lou.
 - Chcesz ze mną pobiegać? – zapytałem z nadzieją.
 Chłopak zaczął się śmiać.
 - Oczywiście, że nie głuptasku. – Pogłaskał mnie po głowie. – Kup mleko, bo się skończyło.
 Z kim ja się przyjaźnię!
 Założyłem jeszcze czapkę i wybiegłem z domu. Na szczęście do najbliższego parku mam tylko jakieś piętnaście minut, a fanki mojego zespołu zapewne są w szkole. Na uszy założyłem słuchawki i włączyłem na jakąś stację, gdzie właśnie leciały wiadomości ze świata sportu.

„… oraz Swansea City FC kontra West Bromwich Albion. Wszystko się wyjaśni dzisiaj o 20:45 – mówiła dziennikarka. – A teraz wiadomości ze świata.”

 Przełączyłem na inną stację. Najważniejsze jest to, że dzisiaj muszę kibicować mojej ulubionej drużynie. Hmm… Tyle, czy chłopacy pozwolą mi usiąść przed telewizorem?
 Nagle wpadłem na zakręcie w poślizg i zderzyłem się z jakąś osobą. Usłyszałem jak ktoś jęknął. Podniosłem głowę i zobaczyłem, leżącą obok mnie dziewczynę. Miała w oczach łzy, ale cały czas się uśmiechała. Podniosła się na łokciach i spojrzała na mnie.
 - Cholerny śnieg, nie? – posłała mi uśmiech.
 - Cholerny, ale uroczy…
 - Z tym mogę się zgodzić.
 Wstałem i pomogłem jej też. Otrzepała swoje spodnie ze śniegu i poprawiła swoje brązowe włosy, które wypadły jej spod czapki. Ja sam wyłączyłem swoje mp3 i włożyłem do kieszeni.
  - Może dasz się zaprosić na kawę? – kiwnąłem głową w kierunku kawiarni.
 Dziewczyna skrzywiła się i podrapała się po głowie.
 - Może innym razem, bo teraz muszę wrócić do domu zanim koleżanka wróci.
 - Rozumiem – pokiwałem głową. – Ale trzymam cię za słowo.
 - Tak jest. – Zasalutowała i się uśmiechnęła. – A tak w ogóle, jestem Lena.
 - Lena? – zmarszczyłem czoło. – Mało spotykane imię w Anglii.
 - Ale jednak spotykane – puściła mi oczko. – A ty?
 - Liam.
 - Twoje imię jest jednak bardzo często spotykane w Anglii – poklepała mnie po policzku. – Dobra ja zmykam. Do zobaczenia następnym razem?
 - Jasne!
 Uśmiechnąłem się do siebie i pokręciłem głową. Uwielbiam tak pokręconych ludzi i pełnych życia jak ona.

***
Mario, 29 listopada 2012r.

 Siedziałem w szatni, obawiając się wyjść na stadion. Jestem pewien, że czeka tam na mnie Łukasz z piłą mechaniczną.
 Do przebieralni wszedł uśmiechnięty Marco.
 - Cześć Misiek! – rzucił swoją torbę obok mnie i zaczął się przebierać. – Słyszałem, że Łukasz chce z tobą pogadać.
 - Powiedz mi, dlaczego my się przyjaźnimy? – podniosłem głowę i na niego spojrzałem.
 - Nie wiem. – Ruszył ramionami. – Przyjaźnimy się i tyle.
 Do szatni wpadł Robert z Kubą, którzy grali w trzy cztery. Widząc mnie, znieruchomieli. Po chwili zrobili znak krzyża i poszli na swoje miejsca.
 - Gdzie jest Łukasz? – zapytałem Polaków.
 - Na stadionie – powiedział Kuba. – Dzisiaj postanowił wcześniej przyjechać…
 - Götze! – w drzwiach stanął spocony i wkurzony Piszczek.
 Jestem już martwy! – pomyślałem.

Może się nie wypowiem, co myślę o tym rozdziale, a błędy możecie mi wypisywać ile chcecie, bo wiem, że są. Dziękuję Wam wszystkim za komentarze i jeszcze raz przepraszam, że przez jakiś czas miałam zaległości z czytaniem Waszych blogów. Postaram się w najbliższym czasie wszystko nadrobić, ale nie obiecuję, bo jednak mam zaległości szkole. Następny rozdział dopiero za tydzień. Wiem, że to długo i nie fair, ale ja naprawdę potrzebuję czasu. 
Kinga

Dodatkowe odpowiedzi w nominacji Liebster Awards



Pytania od czytająca


1. Jak poznałaś One Direction ?
Przez przypadek podczas mojej zimowej nudy na You Tube.
2. Którego chłopaka z One Direction lubisz najbardziej ?
Niall
3. Co kupiłabyś chłopakom na urodziny ?
Nic, wolałabym coś zrobić od serca.
4. Co najbardziej lubisz w każdym chłopaku ?
Poczucie humoru.
5. Ulubiona piosenka ?
Nie mam.
6. Dlaczego zaczęłaś pisać blogi o One Direction ?
Ponieważ kocham pisać, a Wy kochacie czytać o nich.
7. Twój ulubiony kolor oczu ?
Nie wiem, to zależy od osoby. 
8. Ulubione danie ?
Nie mam.
9. Gdzie byś zaprosiła chłopaków na pierwsze spotkanie ?
Do kina.
10. Lubisz dziewczyny chłopaków ?
Nie interesuję się nimi.
11. Up All Night czy Take Me Home ? 
Jest mi to obojętne.


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział dziewiąty

Lena, 27 listopada 2012r.

 Rozejrzałam się po mieszkaniu dziewczyny i byłam pod ogromnym wrażeniem. Wszystko było tutaj dopracowane do najmniejszego szczegółu. Kolory ścian były przeważnie beżowe, a w okiennicach wisiały ciężkie, jasne firany ze złotymi wzorami. Czułam się w tym miejscu tak dobrze, tak inaczej.
 - Pięknie tutaj. – Zwróciłam się do Veroniki, która uśmiechnęła się na te słowa.
 - Cieszę się, że ci się podoba… Czyli moja ciężka praca nie poszła na marne.
 - Sama to urządziłaś? – dziewczyna pokiwała twierdząco głową. – Chyba będę musiała ciebie zaprosić do mnie, żebyś urządziła mój pokój.
 - Nie ma sprawy… Właśnie – puknęła się dłonią w czoło. – Chodź, pokażę ci pokój!
 Pokiwałam głową i zabrałam swoją walizkę. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, iż stare kamienice wewnątrz mogą być takie piękne. Hmm… Może to dlatego, że do tej pory spotykałam się ze zaniedbywanymi.
 Dziewczyna zaprosiła mnie do małego pokoju, gdzie ściany zostały muśnięte delikatnym różem. Meble musiały być bardzo stare, ponieważ były pomalowane na biało, chcąc je odrestaurować.. Przynajmniej ja tak myślę.
 Położyłam walizkę obok łóżka, a torbę z laptopem na biurku.
 - Masz jakieś plany na dzisiaj? – Veronica usiadła na parapecie i z uśmiechem na twarzy patrzyła na sypiący śnieg.
 - Planuję obejrzeć dzisiaj mecz...
 Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na mnie.
 - Jesteś niemożliwa… - mruknęła. – Co ty widzisz w tych meczach?
 - Walkę. – Uśmiechnęłam się i zaczęłam podłączać kabelki do laptopa. – Zostałam wychowana na piłce nożnej. Pamiętam jak mój tata kiedyś powiedział, że w życiu jest tak jak podczas meczu… Kiedy jest okazja należy atakować, a kiedy wszystko się wali trzeba bronić…
 - Hmm… Dziwne! – ruszyła ramionami. – Tyle, że ja nie pozwolę ci go oglądać.
 Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią.
 - Dlaczego? – zapytałam.
 - A dlaczego tutaj przyjechałaś? Żeby się zabawić, prawda? – zaczęła ruszać brwiami. – A tak poza tym, chyba musimy się poznać, więc zapraszam cię do centrum handlowego!
 Uśmiechnęłam się do dziewczyny, zgadzając na pomysł.

***
 Mario, 27 listopada 2012r.

 Siedziałem wkurzony na naszego trenera, który już wcześniej zdecydował, że nie będę grał. Mógł wcześniej mi to powiedzieć, nie musiałbym nawet tutaj przychodzić i patrzeć jak chłopaki remisują z Fortuną.
 Siedziałem teraz na ławce w klubie i przyglądałem się zdjęciom piłkarzy z poprzednich lat, które wisiały na ścianie. Pamiętam jeszcze, że jak byłem młodszy mój tata zabrał mnie tutaj z braćmi na wycieczkę . Wtedy obiecałem sobie, że osiągnę sukces tak jak wywieszeni tutaj piłkarze.
 Wstałem i podszedłem do maszyny z ciepłymi napojami i wybrałem sobie gorącą kawę. Kiedy w końcu usłyszałem chłopaków, idących do szatni, wziąłem swoją torbę i ruszyłem w kierunku wyjścia. Miałem nadzieję, że nikt mnie nie zauważy, ale na moje nieszczęście dorwał mnie Reus.
 - Skarbie! – wskoczył mi na plecy. – Gdzie ty idziesz?
 Spojrzałem na niego i zdziwiło mnie to, że zdążył się już ubrać albo po prostu zszedł szybciej z boiska i nie chciało mu się tam siedzieć.
 - Idę do domu… I nie nazywaj mnie „skarbem”. – Przewróciłem oczami i zrzuciłem go z pleców.
 - Ugh! – przyjaciel zaczął zgrzytać zębami. – Długo się będziesz wściekać, że Klopp nie dał cię do pierwszej jedenastki tego meczu?
 - Tak!
 - Hmm… A co powiesz na piwo, tak jak za dawnych czasów…? – zaczął ruszać zachęcająco brwiami.
 - No nie wiem..
 - Tylko mi nie tłumacz, że nie powinieneś, bo masz dziewczynę, itp. Stary, jesteś wolny! Może na miesiąc, ale jesteś wolny, więc zapomnij o Lenie, która na pewno już o tobie zapomniała i zacznij się bawić!
 Spojrzałem na Marco i nie mogłem uwierzyć, że ten chłopak jest jednak inteligentny. Poklepałem go po ramieniu i pokiwałem twierdząco głową.
 - To chodźmy na te piwo.

***
Lena, 27 listopada 2012r.

 - Czyli mówisz, że nie pamiętasz Polski? – zapytałam Veronicę, podczas gdy siedziałyśmy razem w małej kawiarence w centrum handlowym.
 - Nie… - Pokręciła przecząco głową, popijając kawę. – Ja wielu miejsc nie pamiętam… Moje życie to była wieczna podróż, ale kiedyś musiało się to skończyć… Im byłam starsza, to miałam tego coraz bardziej dosyć. Jesteś w jednym miejscu tylko chwilę i nie możesz mieć żadnych przyjaciół na stałe… Czasem zazdrościłam moim braciom, że oni w końcu osiągnęli ten wiek, kiedy mogli zamieszkać na swoim… - dziewczyna przeczesała swoje włosy. – Teraz rodzice podbijają Kanadę, a ja próbuję wreszcie zacząć żyć..
 Uśmiechnęła się i zjadła kawałek ciasta.
 - Hmm… Mam pytanie… - zwróciła się do mnie. – Bo twój kuzyn już mnie poinformował o wszystkim, a raczej, co ostatnimi czasy się zdarzyło… Czy byłabyś w stanie przyjąć moją pomoc?
 - Twoją pomoc? – zmrużyłam oczy.
 - No tak – wyszczerzyła się do mnie. – Jeżeli będziesz grała według moich zasad, to „zapomnisz” na ten miesiąc o Marco…
 - Mario – poprawiłam dziewczynę.
 - Mario?! – zrobiła dzióbek jakby o czymś myślała.- Tak, tak… No więc o tym Mario…
 - Yyy.. – nie wiedziałam, co powiedzieć. – A na czym to polegałoby?
 - Zakaz korzystania z Internetu, telewizji i komórki… Nie czytasz gazet… I chodzisz wszędzie tam, gdzie ja… No może tylko odpuszczę ci, kiedy będę na uczelni.
 Podrapałam się po głowie, zastanawiając się nad jej pomysłem. Był bardzo kuszący, ale też nie wiem na jak długo potrafiłabym się podjąć takiego zadania. Przecież to może się źle skończyć, bo to wymyśliła osoba, którą wylano ze szkoły z powodu tego, iż do szkolnej fontanny dolała płynu do kąpieli.
 - Zgadzam się.
 - No to wspaniale! – dziewczyna klasnęła w ręce. – To najpierw, co zrobimy, to przefarbujemy twoje włosy na różowo!
 - Co?! – chyba już żałuję tego układu.
 - No powiedziałam, że pójdziemy kupić teraz bilety na koncert.
 Puściła mi oczko i podeszła do kasy, żeby zapłacić za nasz deser. Złapałam swój płaszcz i zaczęłam się ubierać w tym czasie. Kiedy Veronica podeszła, miałam okazję ją zapytać o koncert.
 - A na kogo chcesz iść?
 - Słyszałaś o One Direction? – kiedyś słyszałam tę nazwę, ale nie za bardzo kojarzyłam. – A wiec, ten zespół składa się z pięciu chłopaków… Aaa…. I przez najbliższy miesiąc będą oni nam bliscy…
 - Znasz ich?
 - Można tak powiedzieć – puściła mi oczko. – Kto ostatni przy tamtej galerii ten stawia MI kawę następnym razem!
 Dziewczyna zaczęła biec, a ja zaraz za nią. Od tak dawna się nie śmiałam tak często jak dzisiaj. Cieszę się, że to na nią trafiłam.

***
 Liam, 27 listopada 2012r.

Drogi Liamie,
Jestem już w Londynie. Jedyne, co zdążyłam zwiedzić to centrum handlowe, więc liczę na to, że zaprosisz mnie jednak na tą randkę-nierandkę.
 Mamy problem, bo moja współlokatorka postanowiła jakoś podkoloryzować moje życie i zabroniła mi korzystania z Internetu, telewizora i komórki, więc nie zdziw się jeżeli przed jakiś czas nie będę Ci odpisywać ;p Będę musiała wkraczać do akcji rano, kiedy ona będzie na uczelni… A tak poza tym to jest wspaniała dziewczyna! Kurde, tak się cieszę, że będę mogła spędzić z nią ten miesiąc, szkoda, że nie z Tobą…
 Obiecaj mi, że w jakiś dzień się spotkamy! Proszę!!!
 Lena

P.S. Czy to nie dziwne, że dzisiaj będziemy spać w tym samym mieście?

 - Bardzo dziwne – mruknąłem i wyłączyłem pocztę.
 Było już dosyć późno, ale wciąż nie umiałem zasnąć. Oczywiście, dzisiaj zostałem sam w domu, bo Lou i Zayn postanowili zostać u swoich dziewczyna, a Loczka zaprosiła mama.
 Zgasiłem więc laptopa i zszedłem na dół. Liczyłem na to, że chłopaki zostawią coś do jedzenia, ale prawdę mówiąc na nich nie ma co liczyć. Musiałem zrobić sobie tylko herbatę.
 Zaparzyłem ją i poszedłem do salonu. Wskoczyłem na kanapę i włączyłem DVD. Hmm…
 Dawno nie oglądałem Toys Story - pomyślałem.
 Włączyłem bajkę i rozłożyłem się na kanapie, gdzie nie wiadomo, kiedy zasnąłem. Przez sen tylko słyszałem czyjeś sapanie i kroki. Zdziwiło mnie to, bo było to bardzo realne.
 Otworzyłem oczy i nad sobą ujrzałem czyjąś twarz.
 - Cholera! – wrzasnąłem z przerażenia. – Chciałeś mnie do zawału doprowadzić? – powiedziałem do jakiegoś z chłopaków, bo jeszcze nie potrafiłem dostrzec kto to był.
 Przetarłem oczy i usiadłem na kanapie.
 - Następnym razem zamknij drzwi, bo chyba nie chcesz, żeby nas okradli – ten głos należał do Nialla.
 Podniosłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który wyglądał bardzo poważnie. Uśmiechnąłem się i szybko wstałem, żeby go przytulić.
 - Niall! – krzyknąłem mu do ucha, na co, na pewno się skrzywił. – Cieszę się, że wróciłeś.
 - Serio?! – mówił takim głosem jakby się dusił. – Możesz mnie puścić?
 - Tak, tak… - Zrobiłem to, o co mnie poprosił i spojrzałem na jego jasną mordkę. – Stary, przepraszam cię za wtedy, ale po prostu bałem się tego, że wszystko może się jeszcze bardziej pogorszyć, kiedy ci powiem, ale jednak było na odwrót…
 - Rozumiem cię, Liam. – Poklepał mnie po policzku. – Niedawno rozstałeś się z dziewczyną, a teraz spotkałeś swoją dziewczynę marzeń i po prostu bałeś się, że to zapeszysz… - pokiwałem głową. – Wybaczam ci! A teraz mi powiedz, gdzie jest coś do jedzenia?
 - Nie wiem…
 - Jak to nie wiesz?! – zrobił wielkie oczy. – Jeżeli ty nie wiesz, to znaczy, że… Nie ma jedzenia!
 - Dobranoc Niall.
 Poklepałem przyjaciela po ramieniu i zostawiłem go na pastwę głodu. Mam chociaż nadzieję, że przeżyje dzisiejszą noc….

***
Mario, 27 listopada 2012r.

 Siedziałem przy barze obok pięknej blondynki. Marco już mnie zostawił i pojechał do domu z jakąś brunetką albo szatynką... Hmm... Już jestem zbyt pijany, żeby myśleć racjonalnie.
 - Może chcesz jeszcze coś? - dziewczyna przerzuciła swoje włosy za plecy i zbliżyła się do mnie.
 - Ja chyba mam już dość... - wymruczałem, próbując się utrzymać na krześle.
 - Hmm... To może pojedziemy do mnie? - poczułem jak jej ręka wędruje po moim udzie.
 Spojrzałem w jej szare oczy. Miałem ochotę powiedzieć jej "nie", ale jej uśmiech mi nie pozwalał. Nachyliłem się jeszcze bardziej w jej kierunku, przez co spadłem z krzesła. Dziewczyna zachichotała i pomogła mi wstać.
 - Chyba lepiej będzie jak pojadę do domu... - już świat widziałem potrójnie.
 - Dobrze, zawiozę cię pod warunkiem, że mnie pocałujesz... - Pokazała swoje równe, białe zęby...
 Pokiwałem głową i zbliżyłem swoją twarz do jej. Musnąłem jej usta, ale ta najwidoczniej chciała czegoś więcej. 
 W barze rozbłysnęły się flesze, które mnie oślepiły... Reszty już nie pamiętam...

Przepraszam za błędy, które mogły się tutaj pojawić, ale nie miałam sił już na powtórne poprawianie. Ze mną nie jest najlepiej, a za niedługo zacznie się sezon na nadrabianie zaległości i po prostu nie będę miała czasu na to wszystko. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam, jeżeli u kogoś mam zaległości z czytaniem, ale po prostu choroba mnie wykańcza. Następny rozdział możliwe, że w piątek, jeżeli do tego czasu nie zdechnę.
Kinga