piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział dwunasty

Liam, 01 grudnia 2012r.

 Nie potrafiłem dzisiaj spać. Ciągle w głowie miałem rozmowę z Danielle. Dawno już nie rozmawialiśmy tak szczerze. Mam wrażenie, że to niezręczne uczucie po zerwaniu powoli zanika. Wreszcie możemy porozmawiać o sprawach, które nas krępują, a nie za bardzo chcemy o nich rozmawiać z innymi.
 Przewróciłem się w łóżku i spojrzałem na zegarek, który pokazywał, że jest piąta rano. Podniosłem się na łokciach i oparłem głowę o ścianę. Może powinienem iść kupić dwa bilety na London Eye i jeden wysłać Lenie pocztą? Tak zrobię, ale jak zjem śniadanie i wezmę długą kąpiel.
 Wstałem z łóżka, ścieląc go za sobą i podszedłem do biurka, gdzie włączyłem laptopa. Założyłem na uszy słuchawki i puściłem play listę, którą ostatnio przesłał  mi Niall. Otworzyłem moją pocztę i zerknąłem na wiadomość od Leny.

Hej!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale moja współlokatorka wymyśliła takie durne zasady, że głowa boli. Teraz udało mi się znaleźć odrobinę czasu, żeby do9 Ciebie napisać. Co się wydarzyło w skrócie? A więc jestem cała posiniaczona, ale nie będę tutaj się rozpisywać, bo szkoda gadać. Z pewnością i tak będziesz się ze mnie nabijać…
Wczoraj byłam w kinie i poznałam takiego chłopaka, że gęba opada! Jest prawie tak tajemniczy jak Twoja dziewczyna, tyle że ja mam z nim kontakt! Dobrze, ja już nie będę taka niemiła, przecież Ty cierpisz! Wiem, wiem… Odbija mi, no ale co ja poradzę.
Plany na dzisiaj? Idę na koncert jakiegoś brytyjskiego zespołu, chyba zwie się One Direction, ale nie jestem pewna – jak mówiłam, nie mam za bardzo dostępu do laptopa, żebym mogła tam to sprawdzić.
Dobra, ja kończę, bo zaraz panna King będzie coś podejrzewać.
Lena

 Ona dzisiaj będzie na koncercie! - pomyślałem.
 Patrzyłem cały czas na jedno zdanie, które brzmiało: „…koncert jakiegoś brytyjskiego zespołu, chyba zwie się One Direction…”. Aż zrobiło mi się ciepło, bo co jeżeli ona domyśli się, że to ja? Nigdy jej nie powiedziałem, że należę do zespołu… A na dodatek, ja sam jej nie zobaczę. Coś czuję, że dzisiaj wszystkie dziewczyny staną mi się podejrzane.
 Przymknąłem laptopa i wyszedłem z pokoju. W kuchni czekał na mnie stos talerzy do umycia. Przewróciłem oczami i podszedłem do lodówki, wyciągając z niej zimne mleko. Przy zamykaniu drzwiczek napotkałem wzrok Harry’ego. Uszczypnąłem się w dłoń, żeby sprawdzić, czy nie śpię, ale to bolało, więc była to jawa. Ale jak to możliwe? – pomyślałem. Przecież Styles przeważnie o tej porze jeszcze przewraca się z boku na bok.
 - Co tam? – usiadłem obok niego na krześle.
 - Myślałem nad słowami, które powiedziałeś mi parę dni temu. – Zmarszczyłem czoło i wziąłem łyk mleka. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, więc pozwoliłem mu mówić dalej. – Chodzi mi o to, że ja wiecznie patrzę na dziewczynę jak na jakiś pięknie zapakowany prezent, ale nie znam jej zawartości. Zawsze czuję się... podniecony, kiedy na niego patrzę, a jak już otworzę go, to czuję rozczarowanie. Tyle dziewczyn nabiera się na to. Są we mnie zakochane na zabój, ale nie znają mnie.
 Pokiwałem głowę i położyłem dłoń na jego ramieniu.
 - Styles dojrzewasz!
 - Zgodziłem się na randkę z Emmą, tą dziewczyną, o której ci kiedyś mówiłem.
 Uśmiechnąłem się do niego.
 - Jestem z ciebie dumny – poklepałem jego policzek. – To może zgodzisz się ze mną iść kupić bilety na London Eye.
 - Zapomnij, jeszcze tak bardzo nie dojrzałem.

***
Mario, 01 listopada 2012r.

 Dzisiaj jeden z najważniejszych meczy, a ja wciąż myślę o chłopcu, którego wczoraj poznałem. Nazywa się Oliver i mieszka tylko ze swoją babcią oraz mamą. Jego ojciec zginął w wypadku budowlanym parę lat temu.
 Kiedy go wczoraj odprowadziłem i zobaczyłem jak mieszka, poczułem jakiś ucisk w klatce piersiowej. W pokoju śpi razem z mamą, bo nie ma gdzie indziej miejsca, mają małą kuchnię i łazienkę. Chłopak ma tylko stary telewizor. Wszystko było tam takie skromne, ponieważ wszystkie pieniądze, które jego mama zarobi, idą na lekarstwa i jedzenie.
 Z torby wyciągnąłem lekko pognieciony obrazek, który został narysowany przez Olivera. Przedstawia on mnie i jego podczas meczu. Uśmiechnąłem się, ponieważ przypomniał mi on o moim dzieciństwie.
 Wziąłem głęboki wdech i odłożyłem to na bok. Poszedłem na stadion, gdzie zaraz miała się rozpocząć rozgrzewka. Dzisiaj trener ma pogadankę z każdym z osobna, ponieważ ma parę spraw do przekazania.
 Zobaczyłem, że chłopaki już biegają, więc szybko dołączyłem się do nich. Podbiegłem do Roberta, który właśnie wrócił od trenera.
 - Czego chciał? – spytałem kumpla.
 - Wiedziałeś o dodatkowym meczu? – spojrzał na mnie, a ja pokręciłem głową.- Okazało się, że w urodziny Kuby zagramy sobie sparing z Arsenalem.
 Uniosłem brwi. Przecież to za niecałe dwa tygodnie. Dlaczego dopiero teraz nas o tym informuje Klopp?
 - Mario! – usłyszałem głos trenera.
 No to na mnie nadszedł czas! – pomyślałem i podbiegłem do niego. Pokiwałem głową na powitanie.
 - Dlaczego trener nic nam wcześniej nie wspomniał o meczu z Arsenalem?
 - Wspominałem – uśmiechnął się do mnie i spojrzał w papiery. – Tyle, że wy nie potraficie słuchać.
 Przewróciłem oczami i usiadłem na ławeczce.
 - Posłuchaj, ten mecz jest bardzo ważny – trener podniósł wzrok. – Dobrze wiesz, że w tym meczu kibicują nam wszyscy poza kibicami Monachium… Nie dziwię się im…
  - Trenerze, do rzeczy.
 - Mario jesteś wspaniałym chłopakiem i cieszę się, że nie przenosisz swoich prywatnych problemów na murawę. Odkąd mi Reus powiedział o tym, że ty i kuzynka Piszczka macie kryzys przestraszyłem się. Jestem z was chłopaki dumny.
 Uśmiechnąłem się.
 - Dziękuję, że tak pan myśli – spojrzałem w lewo i zobaczyłem rozgrzewające się Bayern Monachium. – Chyba powinienem wrócić do rozgrzewki..
 - Tak, tak – pokiwał głową. – Chciałbym ci jeszcze to wręczyć.
 Z kieszeni wyciągnął wizytówkę, którą mi podał. Spojrzałem na mało mi mówiącą nazwę.
 - Co to jest? – zapytałem.
 - Zaproszenie na wywiad, a teraz wracaj do rozgrzewki.
 Zasalutowałem i pobiegłem do kumpli. Na znak innego z naszych trenerów odwróciliśmy się i zaczęliśmy bieg tyłem. Biegłem równo z Lewandowskim, który dziwnie na mnie patrzył.
 - Mam coś na twarzy? – zapytałem. Pokiwał głową, a ja zacząłem się wycierać, na co on zareagował śmiechem.
 - Stary, ty się uśmiechasz!
 - A dlaczego miałbym się nie uśmiechać?
 - Nie wiem – ruszył ramionami. – Ostatnio tego nie widziałem u ciebie. Ej, patrz – kiwnął głową na Reusa, biegnącego przed nami. – Trzeba się jakoś zabawić przed meczem.
 Zmarszczyłem czoło i zobaczyłem jak Lewy zwolnił, a w końcu klęknął, opierając swoje ręce na ziemi, a nieświadomy tego Marco wpadł na niego, robiąc przepięknego koziołka. Wszyscy, którzy to widzieli wybuchli śmiechem, nawet trener, który z pewnością po meczu da kazanie Lewemu, za to, iż go naraził na niebezpieczeństwo i jeszcze przed tak ważnym meczem.
 - Co do cholery!? – warknął Marco, ale już nikt nie raczył mu odpowiedzieć.

***
Lena, 01 grudnia 2012r.

 Siedziałam w kuchni, popijając kawę i zastanawiając się jakiego koloru lakieru dzisiaj użyć. Znając życie, Veronica sama zechce za mnie to zrobić. Przecież z nas dwóch, to ona zna się na kolorach.
 Odłożyłam kubek z prosiaczkiem i spojrzałam przez okno, gdzie znowu było szaro i zimno. Szkoda, że zima tak krótko tutaj trzymała.
 - Cześć. – Do jadalni wpadła King, która wyglądała jakby czegoś szukała. – Widziałaś Grigorija?
 Uniosłam brwi i spojrzałam na nią w szoku. Z tą dziewczyną chyba jest coraz gorzej.
 - Kim jest ten twój Girg-coś-tam..?
 - Skąd ty się urwałaś? – powiedziała to w taki sposób, jakby to było oczywiste. – Grigorij jest bratem bliźniakiem Kazimira, mojego laczka – pokazała na swoje stopy, gdzie na prawej stopie był różowy królik.
 Pokręciłam głową ze śmiechem i wstałam od stolika, zabierając stamtąd naczynie, które włożyłam do zlewozmywaka. Zerknęłam na zegarek nad drzwiami, który pokazywał już jedenastą. No tak, powinnam już zabrać się za szykowanie na koncert, bo jednak trzeba będzie znaleźć jakiś odpowiedni strój.
 - Tutaj jesteś! – krzyknęła Veronica.
 Odwróciłam się i zobaczyłam jak tuliła swój różowy laczek. Klepnęłam się w czoło, na co, dziewczyna zareagowała tylko tym, że przewróciła swoje oczy. Założyła Kazimira na stopę i usiadła przy stoliku, biorąc do ręki lakiery. Odłożyła na stół czarny, fioletowy i niebieski. W ręce został jej tylko kakaowy i czerwony.
 - W czym idziesz? – zapytała i podniosła oczy.
 - No chyba w czarnych rurkach oraz beżowej marynarce.
 - To ty bierzesz to – uniosła rękę z jasnym lakierem. – A ja sobie użyczę tego.
 Wzięłam to od niej i usiadłam naprzeciwko. Zerknęłam na swoje paznokcie, które już zdążyłam oczyścić i zaczęłam nakładać lakier.
 - Kiedy umówisz się z tym chłopakiem, którego poznałaś w kinie? – zapytała.
 - Yyy… - Zmarszczyłam czoło. – Ja nie wiem, czy w ogóle do niego napiszę… Nie chcę mu dawać żadnej żmudnej nadziei. Miły chłopak, ale ja jednak wolę się już nie bawić w związki. Chcę po prostu zacząć żyć wolnością.
 Dziewczyna popukała mnie w czoło i zaczęła się śmiać.
 - Jesteś niemożliwa. Nie wiesz, co tracisz… - mruknęła. – Chłopak, którego poznałaś w kinie, to James McVey.
 - A skąd to wiesz?
 - Bo ja w odróżnieniu do ciebie jestem obeznana z tym światem.
 Poklepała mnie po ramieniu i wyszła z kuchni.

Parę godzin później…

 W końcu dojechałyśmy na stadion, gdzie miał się odbyć koncert zespołu One Direction. Mijało mnie tutaj tyle dziewczyn, które w większości płakały ze szczęścia, że zaraz usłyszą swoich bogów. One wszystkie mi przypominają kibiców, którzy przychodzą na stadiony, żeby kibicować swoim drużynom. Tyle, że tutaj jest tylko jedna…
 Spojrzałam na Veronicę, która dzisiaj spięła swoje czerwone włosy w koka.
 - Chyba muszę iść do łazienki – powiedziała.
 Pokiwałam głową. Na wszelki wypadek lepiej z niej skorzystać, niż potem cierpieć. Dotarłyśmy do kolejki, która prowadziła do damskiej toalety. Była taka długa, że nie wiem, czy przypadkiem do jutra zdążyłybyśmy się tam dostać.
 Spojrzałam na King, która zmarszczyła czoło. W końcu złapała moją dłoń i pociągnęła w jakiś korytarz, który z każdą chwilą był coraz bardziej pusty.
 - Gdzie idziemy? – zapytałam niepewnie.
 - Na pewno gdzieś jest jeszcze jedna łazienka.
 Dotarłyśmy do jakiś drzwi. Veronica popchnęła je i przed nami pokazał się taki sam korytarz. Ruszyłyśmy dalej, słysząc za sobą huk zamykanych drzwi. Coś mi w nich nie pasowało. Miałam wrażenie, że już je kiedyś spotkałam. Podeszłam do nich i próbowałam otworzyć, ale nie szło. Wspaniale.
 - Chodź! – Vera znowu mnie pociągnęła.
 Miałam ochotę rudzielca zabić, to nie wiadomo, gdzie nas zaprowadziła. Szukałyśmy tutaj jakikolwiek otwartych drzwi, ale wszystko było pozamykane na klucz. W końcu z jakiegoś pomieszczenia wyszedł młody mężczyzna z tabletem w ręku i słuchawce w uchu. Spojrzał na nas i się skrzywił.
 - Dziewczęta! – uniósł ręce. – Powiedzcie mi, dlaczego wy jeszcze jesteście nieprzebrane?
 Z Verą popatrzyłyśmy po sobie, ale nie zdążyłyśmy się wytłumaczyć, ponieważ wciągnął nas do środka.
 - Ale to chyba jakaś pomy…- chciałam jakoś wyprostować naszą sprawę, ale mężczyzna położył mi palec na ustach.
 - Ani słowa więcej. Ściągaj to i załóż to, co powinnaś. Ty również – pokazał na King. – Kogo ci ludzie zatrudniają? Same nieodpowiedzialne osoby.
 Dobra… To mnie coraz bardziej przeraża – pomyślałam. Spojrzałam na moją współlokatorkę, która zaczęła się ubierać w jakieś pstrokate sukienki. Zabiję ją kiedyś… Złapałam za swój kostium i włożyłam go na siebie.
 - Jak będziemy mieć kłopoty… - nawet nie miałam ochoty tego zdania kończyć.
 - Oj wyluzuj się – uśmiechnęła się do mnie. – To będzie fajna zabawa.
 Do pokoju wpadł chłopak o burzy kręconych włosów, uśmiechnął się do nas i rzucił z mazakiem na ramie Very. Ta spojrzała na jego ‘autograf’, a potem na niego i tak parę razy.
 - Chcesz w dziób? – warknęła. – Myj to! – pokazała na swoje ramie.
 Chłopak poklepał ją po policzku i z uśmiechem na twarzy podszedłszy do mnie, zrobił różowym mazakiem to samo. Pogłaskał mnie po głowie i wyszedł.
 - Kto to był? – spojrzałam w szoku na Verę.
 - Miałaś okazję poznać Harry’ego Stylesa.
 Pokiwałam głową, nie chcąc już nic więcej widzieć. Do pokoju znowu wpadł ten koleś z tabletem, który najwidoczniej nas nie polubił. Złapał nas za ramiona i prowadził ciemnym korytarzem. Po pewnym czasie usłyszeliśmy krzyk fanek.
 - Dziewczyny, gdzie wasze czapki? – podeszła do nas dziewczyna, która również na głowie miała burzę loków.
 - Nie miałyśmy żadnych czapek – odezwała się Veronica.
 Dziewczyna przewróciła ciemnymi oczami i zaczęła szukać po szafkach, które stały za sceną. Wyciągnęła jakieś dwie pstrokate nakrycia głowy i nałożyła nam na głowy. Pociągnęła nas na miejsca, a sama podeszła to kanapy.
 Mamy przechlapane – pomyślałam. Na szczęścia, ja w odróżnieniu do Very, stałam bardziej na tyłach. Spojrzałam na tłum rozwrzeszczanych fanek. My też powinnyśmy dzisiaj tam gdzieś być. Miałam wrażenie, że się czerwienię, ale na szczęście nikt nie mógł tego zobaczyć.
 W końcu usłyszałam gitary i zdałam sobie sprawę, że mój koszmar się zaczyna. Spojrzałam na jakiś szyld, który pokazywał: Live While We’re Young – One Direction.
 Usłyszałam czyjś śpiew i odwróciłam się, gdzie zobaczyłam wbiegającą bandę. Wybiegli oni na środek, gdzie próbowali dorównać kroku tancerkom. Dla swojego bezpieczeństwa wycofałam się do tyłu i schowałam za perkusistą, skąd mogłam patrzeć na Veronicę, która szybko załapała, o co chodzi.
 - Co ty tutaj robisz? – krzyknął do mnie perkusista, który najwidoczniej ma teraz przerwę.
 - Yyy… - Przełknęłam ślinę. – Podziwiam piękno twoich bębenków?
 - To jest perkusja…
 - Wszystko jedno.
 Znowu popatrzyłam na Veronicę, która cały czas się uśmiechała. W pewnej chwili spojrzała w moim kierunku i puściła oczko. Wraz z tym kiedy muzyka ucichła, ona krzyknęła:
 - Zawsze chciałam to zrobić! – i rzuciła się w tłum.
 Wstrzymałam oddech.
 - Cholera! Teraz to już dopiero mamy przechlapane!
 - Muszę się zgodzić! – mruknął perkusista.

***
1) Mecz został wymyślony na potrzeby opowiadania. Tak naprawdę się on nie odbył. Data meczu: urodziny Kuby - 14 grudnia
2) Jeżeli komuś jest trudno sobie wyobrazić akcję na treningu, to polecam ten filmik
3) James McVey - wokalista grupy znanej na YouTube - The Vamps
4) Koncert jest bardzo naciągnięty, ponieważ wątpię, żeby w rzeczywistości miało coś takiego wystąpić. Słaba ochrona - tyle Wam powiem! 

***

Rozdział jest dedykowany w całości mojej przyjaciółce, Dominice, która wymyśliła całą akcję podczas koncertu. Bardzo Ci dziękuję ;* Teraz dwa dni rajdu, gdzie aż się boję, co tam wymyślimy <3
Przepraszam, że nie dotrzymałam słowa i nie dodałam we wtorek, ale ja po prostu nie miałam czasu. :( Postanowiłam zrobić Wam i sobie przysługę i będę rozdziały dodawać w piątki. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, po prostu ja i wiele z Was nie mam czasu na czytanie, czy też komentowanie Waszych opowiadań. Więc do usłyszenia za tydzień, a ja życzę Wam miłego weekendu.

Kinga

7 komentarzy:

  1. Spoko nie gniewam się, ważne, że dodałaś ;)
    Szkoda, że będziesz dodawać tylko w pt. Było by częściej. Mam pytanie w ferie też będziesz dodawać?

    Co do rozdziału świetny! Nareszcie spotka ( tak "bliżej") Liama. Nie mogę się doczekać co będzie dalej!

    Czekam!
    Iwona :*

    ps. Ostatnio założyłam bloga więc chciałabym cię zaprosić:
    http://u-n-i-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog ;* :)
    + zostałaś nominowana do Libster Award. ^^ Więcej info znajdziesz tutaj --> juust-youu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej ingo u mnie:
      http://u-n-i-one-direction.blogspot.com/p/liebster-award.html
      Iwona :*

      Usuń
  3. HAhahahahhahah, ta gleba <3

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahaha.... nie no niesamowite!! jak przeczytałam że Vera rzuciła się w tłum,to się tak zaczęłam śmiać że się nie da,a jak w innych rozdziałach opisałaś co robiła,i jaka była szalona to też się śmiałam haha, super opowiadanie i czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznę od tego, że rozdział jest świetny. Kurczę! Mam wielki dylemat, bo nie wiem, za którego z panów mam trzymać kciuki. Czy za Liama? A może za Mario? Nie wiem jak w realnym życiu, ale tutaj wydaje się być miły i bardzo wrażliwy, jeśli chodzi o ludzkie cierpienie. Mi samej zrobiło się żal tego chłopca Olivera. Tak mi się wydaje, że jak dorośnie też będzie piłkarzem. Wrcając do kandydatów, chodzi mi głównie o to, że nie licząc dzisiejszego dnia z opowiadania, do wigilii zostały dwadzieścia trzy dni, a w tedy Lena i Mario mają się spotkać pod tą choinką i zadecydować, czy będą razem czy nie... Scena na treningu, jednym słowem fenomenalna. Jak sobie to wyobraziłam zaczęłam się śmiać jak porypana, dobrze, że nikogo nie ma w domu. Pomysły Verki poprostu rządzą! Ciekawie to musiało wyglądać jak jedna z przerażniem chowa się za perkusją, a druga skacze w tłum...
    ,, - Co ty tutaj robisz? – krzyknął do mnie perkusista, który najwidoczniej ma teraz przerwę.
    - Yyy… - Przełknęłam ślinę. – Podziwiam piękno twoich bębenków?
    - To jest perkusja…
    - Wszystko jedno''. - to bez wątpienia jest mój ukochany moment! Pozdrawiam, życzę głowy pękającej od pomysłów i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana kocham Cię <3
    Rozdział świetny, ale wierz to więc po co mam pisać XD
    Akcja z kostiumami i wyjściem na scenę..rewelacja.
    Pozdrawiam,
    N.
    + Nowy rozdział na http://onedirectiontakemehomelouise.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń