poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział dziewiąty

Lena, 27 listopada 2012r.

 Rozejrzałam się po mieszkaniu dziewczyny i byłam pod ogromnym wrażeniem. Wszystko było tutaj dopracowane do najmniejszego szczegółu. Kolory ścian były przeważnie beżowe, a w okiennicach wisiały ciężkie, jasne firany ze złotymi wzorami. Czułam się w tym miejscu tak dobrze, tak inaczej.
 - Pięknie tutaj. – Zwróciłam się do Veroniki, która uśmiechnęła się na te słowa.
 - Cieszę się, że ci się podoba… Czyli moja ciężka praca nie poszła na marne.
 - Sama to urządziłaś? – dziewczyna pokiwała twierdząco głową. – Chyba będę musiała ciebie zaprosić do mnie, żebyś urządziła mój pokój.
 - Nie ma sprawy… Właśnie – puknęła się dłonią w czoło. – Chodź, pokażę ci pokój!
 Pokiwałam głową i zabrałam swoją walizkę. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, iż stare kamienice wewnątrz mogą być takie piękne. Hmm… Może to dlatego, że do tej pory spotykałam się ze zaniedbywanymi.
 Dziewczyna zaprosiła mnie do małego pokoju, gdzie ściany zostały muśnięte delikatnym różem. Meble musiały być bardzo stare, ponieważ były pomalowane na biało, chcąc je odrestaurować.. Przynajmniej ja tak myślę.
 Położyłam walizkę obok łóżka, a torbę z laptopem na biurku.
 - Masz jakieś plany na dzisiaj? – Veronica usiadła na parapecie i z uśmiechem na twarzy patrzyła na sypiący śnieg.
 - Planuję obejrzeć dzisiaj mecz...
 Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na mnie.
 - Jesteś niemożliwa… - mruknęła. – Co ty widzisz w tych meczach?
 - Walkę. – Uśmiechnęłam się i zaczęłam podłączać kabelki do laptopa. – Zostałam wychowana na piłce nożnej. Pamiętam jak mój tata kiedyś powiedział, że w życiu jest tak jak podczas meczu… Kiedy jest okazja należy atakować, a kiedy wszystko się wali trzeba bronić…
 - Hmm… Dziwne! – ruszyła ramionami. – Tyle, że ja nie pozwolę ci go oglądać.
 Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią.
 - Dlaczego? – zapytałam.
 - A dlaczego tutaj przyjechałaś? Żeby się zabawić, prawda? – zaczęła ruszać brwiami. – A tak poza tym, chyba musimy się poznać, więc zapraszam cię do centrum handlowego!
 Uśmiechnęłam się do dziewczyny, zgadzając na pomysł.

***
 Mario, 27 listopada 2012r.

 Siedziałem wkurzony na naszego trenera, który już wcześniej zdecydował, że nie będę grał. Mógł wcześniej mi to powiedzieć, nie musiałbym nawet tutaj przychodzić i patrzeć jak chłopaki remisują z Fortuną.
 Siedziałem teraz na ławce w klubie i przyglądałem się zdjęciom piłkarzy z poprzednich lat, które wisiały na ścianie. Pamiętam jeszcze, że jak byłem młodszy mój tata zabrał mnie tutaj z braćmi na wycieczkę . Wtedy obiecałem sobie, że osiągnę sukces tak jak wywieszeni tutaj piłkarze.
 Wstałem i podszedłem do maszyny z ciepłymi napojami i wybrałem sobie gorącą kawę. Kiedy w końcu usłyszałem chłopaków, idących do szatni, wziąłem swoją torbę i ruszyłem w kierunku wyjścia. Miałem nadzieję, że nikt mnie nie zauważy, ale na moje nieszczęście dorwał mnie Reus.
 - Skarbie! – wskoczył mi na plecy. – Gdzie ty idziesz?
 Spojrzałem na niego i zdziwiło mnie to, że zdążył się już ubrać albo po prostu zszedł szybciej z boiska i nie chciało mu się tam siedzieć.
 - Idę do domu… I nie nazywaj mnie „skarbem”. – Przewróciłem oczami i zrzuciłem go z pleców.
 - Ugh! – przyjaciel zaczął zgrzytać zębami. – Długo się będziesz wściekać, że Klopp nie dał cię do pierwszej jedenastki tego meczu?
 - Tak!
 - Hmm… A co powiesz na piwo, tak jak za dawnych czasów…? – zaczął ruszać zachęcająco brwiami.
 - No nie wiem..
 - Tylko mi nie tłumacz, że nie powinieneś, bo masz dziewczynę, itp. Stary, jesteś wolny! Może na miesiąc, ale jesteś wolny, więc zapomnij o Lenie, która na pewno już o tobie zapomniała i zacznij się bawić!
 Spojrzałem na Marco i nie mogłem uwierzyć, że ten chłopak jest jednak inteligentny. Poklepałem go po ramieniu i pokiwałem twierdząco głową.
 - To chodźmy na te piwo.

***
Lena, 27 listopada 2012r.

 - Czyli mówisz, że nie pamiętasz Polski? – zapytałam Veronicę, podczas gdy siedziałyśmy razem w małej kawiarence w centrum handlowym.
 - Nie… - Pokręciła przecząco głową, popijając kawę. – Ja wielu miejsc nie pamiętam… Moje życie to była wieczna podróż, ale kiedyś musiało się to skończyć… Im byłam starsza, to miałam tego coraz bardziej dosyć. Jesteś w jednym miejscu tylko chwilę i nie możesz mieć żadnych przyjaciół na stałe… Czasem zazdrościłam moim braciom, że oni w końcu osiągnęli ten wiek, kiedy mogli zamieszkać na swoim… - dziewczyna przeczesała swoje włosy. – Teraz rodzice podbijają Kanadę, a ja próbuję wreszcie zacząć żyć..
 Uśmiechnęła się i zjadła kawałek ciasta.
 - Hmm… Mam pytanie… - zwróciła się do mnie. – Bo twój kuzyn już mnie poinformował o wszystkim, a raczej, co ostatnimi czasy się zdarzyło… Czy byłabyś w stanie przyjąć moją pomoc?
 - Twoją pomoc? – zmrużyłam oczy.
 - No tak – wyszczerzyła się do mnie. – Jeżeli będziesz grała według moich zasad, to „zapomnisz” na ten miesiąc o Marco…
 - Mario – poprawiłam dziewczynę.
 - Mario?! – zrobiła dzióbek jakby o czymś myślała.- Tak, tak… No więc o tym Mario…
 - Yyy.. – nie wiedziałam, co powiedzieć. – A na czym to polegałoby?
 - Zakaz korzystania z Internetu, telewizji i komórki… Nie czytasz gazet… I chodzisz wszędzie tam, gdzie ja… No może tylko odpuszczę ci, kiedy będę na uczelni.
 Podrapałam się po głowie, zastanawiając się nad jej pomysłem. Był bardzo kuszący, ale też nie wiem na jak długo potrafiłabym się podjąć takiego zadania. Przecież to może się źle skończyć, bo to wymyśliła osoba, którą wylano ze szkoły z powodu tego, iż do szkolnej fontanny dolała płynu do kąpieli.
 - Zgadzam się.
 - No to wspaniale! – dziewczyna klasnęła w ręce. – To najpierw, co zrobimy, to przefarbujemy twoje włosy na różowo!
 - Co?! – chyba już żałuję tego układu.
 - No powiedziałam, że pójdziemy kupić teraz bilety na koncert.
 Puściła mi oczko i podeszła do kasy, żeby zapłacić za nasz deser. Złapałam swój płaszcz i zaczęłam się ubierać w tym czasie. Kiedy Veronica podeszła, miałam okazję ją zapytać o koncert.
 - A na kogo chcesz iść?
 - Słyszałaś o One Direction? – kiedyś słyszałam tę nazwę, ale nie za bardzo kojarzyłam. – A wiec, ten zespół składa się z pięciu chłopaków… Aaa…. I przez najbliższy miesiąc będą oni nam bliscy…
 - Znasz ich?
 - Można tak powiedzieć – puściła mi oczko. – Kto ostatni przy tamtej galerii ten stawia MI kawę następnym razem!
 Dziewczyna zaczęła biec, a ja zaraz za nią. Od tak dawna się nie śmiałam tak często jak dzisiaj. Cieszę się, że to na nią trafiłam.

***
 Liam, 27 listopada 2012r.

Drogi Liamie,
Jestem już w Londynie. Jedyne, co zdążyłam zwiedzić to centrum handlowe, więc liczę na to, że zaprosisz mnie jednak na tą randkę-nierandkę.
 Mamy problem, bo moja współlokatorka postanowiła jakoś podkoloryzować moje życie i zabroniła mi korzystania z Internetu, telewizora i komórki, więc nie zdziw się jeżeli przed jakiś czas nie będę Ci odpisywać ;p Będę musiała wkraczać do akcji rano, kiedy ona będzie na uczelni… A tak poza tym to jest wspaniała dziewczyna! Kurde, tak się cieszę, że będę mogła spędzić z nią ten miesiąc, szkoda, że nie z Tobą…
 Obiecaj mi, że w jakiś dzień się spotkamy! Proszę!!!
 Lena

P.S. Czy to nie dziwne, że dzisiaj będziemy spać w tym samym mieście?

 - Bardzo dziwne – mruknąłem i wyłączyłem pocztę.
 Było już dosyć późno, ale wciąż nie umiałem zasnąć. Oczywiście, dzisiaj zostałem sam w domu, bo Lou i Zayn postanowili zostać u swoich dziewczyna, a Loczka zaprosiła mama.
 Zgasiłem więc laptopa i zszedłem na dół. Liczyłem na to, że chłopaki zostawią coś do jedzenia, ale prawdę mówiąc na nich nie ma co liczyć. Musiałem zrobić sobie tylko herbatę.
 Zaparzyłem ją i poszedłem do salonu. Wskoczyłem na kanapę i włączyłem DVD. Hmm…
 Dawno nie oglądałem Toys Story - pomyślałem.
 Włączyłem bajkę i rozłożyłem się na kanapie, gdzie nie wiadomo, kiedy zasnąłem. Przez sen tylko słyszałem czyjeś sapanie i kroki. Zdziwiło mnie to, bo było to bardzo realne.
 Otworzyłem oczy i nad sobą ujrzałem czyjąś twarz.
 - Cholera! – wrzasnąłem z przerażenia. – Chciałeś mnie do zawału doprowadzić? – powiedziałem do jakiegoś z chłopaków, bo jeszcze nie potrafiłem dostrzec kto to był.
 Przetarłem oczy i usiadłem na kanapie.
 - Następnym razem zamknij drzwi, bo chyba nie chcesz, żeby nas okradli – ten głos należał do Nialla.
 Podniosłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który wyglądał bardzo poważnie. Uśmiechnąłem się i szybko wstałem, żeby go przytulić.
 - Niall! – krzyknąłem mu do ucha, na co, na pewno się skrzywił. – Cieszę się, że wróciłeś.
 - Serio?! – mówił takim głosem jakby się dusił. – Możesz mnie puścić?
 - Tak, tak… - Zrobiłem to, o co mnie poprosił i spojrzałem na jego jasną mordkę. – Stary, przepraszam cię za wtedy, ale po prostu bałem się tego, że wszystko może się jeszcze bardziej pogorszyć, kiedy ci powiem, ale jednak było na odwrót…
 - Rozumiem cię, Liam. – Poklepał mnie po policzku. – Niedawno rozstałeś się z dziewczyną, a teraz spotkałeś swoją dziewczynę marzeń i po prostu bałeś się, że to zapeszysz… - pokiwałem głową. – Wybaczam ci! A teraz mi powiedz, gdzie jest coś do jedzenia?
 - Nie wiem…
 - Jak to nie wiesz?! – zrobił wielkie oczy. – Jeżeli ty nie wiesz, to znaczy, że… Nie ma jedzenia!
 - Dobranoc Niall.
 Poklepałem przyjaciela po ramieniu i zostawiłem go na pastwę głodu. Mam chociaż nadzieję, że przeżyje dzisiejszą noc….

***
Mario, 27 listopada 2012r.

 Siedziałem przy barze obok pięknej blondynki. Marco już mnie zostawił i pojechał do domu z jakąś brunetką albo szatynką... Hmm... Już jestem zbyt pijany, żeby myśleć racjonalnie.
 - Może chcesz jeszcze coś? - dziewczyna przerzuciła swoje włosy za plecy i zbliżyła się do mnie.
 - Ja chyba mam już dość... - wymruczałem, próbując się utrzymać na krześle.
 - Hmm... To może pojedziemy do mnie? - poczułem jak jej ręka wędruje po moim udzie.
 Spojrzałem w jej szare oczy. Miałem ochotę powiedzieć jej "nie", ale jej uśmiech mi nie pozwalał. Nachyliłem się jeszcze bardziej w jej kierunku, przez co spadłem z krzesła. Dziewczyna zachichotała i pomogła mi wstać.
 - Chyba lepiej będzie jak pojadę do domu... - już świat widziałem potrójnie.
 - Dobrze, zawiozę cię pod warunkiem, że mnie pocałujesz... - Pokazała swoje równe, białe zęby...
 Pokiwałem głową i zbliżyłem swoją twarz do jej. Musnąłem jej usta, ale ta najwidoczniej chciała czegoś więcej. 
 W barze rozbłysnęły się flesze, które mnie oślepiły... Reszty już nie pamiętam...

Przepraszam za błędy, które mogły się tutaj pojawić, ale nie miałam sił już na powtórne poprawianie. Ze mną nie jest najlepiej, a za niedługo zacznie się sezon na nadrabianie zaległości i po prostu nie będę miała czasu na to wszystko. Dziękuję za wszystkie komentarze i przepraszam, jeżeli u kogoś mam zaległości z czytaniem, ale po prostu choroba mnie wykańcza. Następny rozdział możliwe, że w piątek, jeżeli do tego czasu nie zdechnę.
Kinga

7 komentarzy:

  1. No to chodźmy na piwo! :-P
    Świetny rozdział, ale nadal nie mogę zrozumieć dlaczego Veronica niby traktuje chłopaków tak "chłodno", a tak to jest zabawna - naprawdę jest intrygującą dziewczyną.
    Czekam na nn. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. genialnie! z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak mi się wydaje, że ta dziewczyna specjalnie poprosiła Mario by ją pocałował, bo widziała tam setki fotografów, gotowych zabić za zdjęcie z kolejną sensacją. Rozdział genialny. Cieszę się, że Lena polubiła swoją współlokatorkę Veronicę, a także że Nialler wrócił z Mullingar. Najbardziej życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia i czekam z ogromną niecierpliwością na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :* Nominowałam Cię do Libster Award :* ponieważ kocham twojego bloga <3 pytania znajdziesz na tej stronie : http://love-is-the-cure-of-everything.blogspot.com/ . Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. NIE ZDECHNIESZ! CO TO TO NIE!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zdechnie nie zdechniesz zadbam o to xD
    Najprędzej kiedy możesz zdechnąć to po 15-tym jak sie nie wywiążesz ;P
    A w tedy bój się boga!!
    Zajde do cb czy tego chcesz czy nie ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Huehierehue wszytko sie komplikuje !!! Tak!
    Od razu przepraszam mam zaleglosci z czytaniem i kiedys w koncu musialam je nadroboc. A ze tez jestem chora...
    Nie bede sie rozpisywac wiec :
    Rozdzial zajebisty! Tylko moglabys pisac dluzsze :p
    Czekam na nastepny!
    Iwona :*

    OdpowiedzUsuń