Nie potrafiłem dzisiaj spać. Ciągle w głowie
miałem rozmowę z Danielle. Dawno już nie rozmawialiśmy tak szczerze. Mam
wrażenie, że to niezręczne uczucie po zerwaniu powoli zanika. Wreszcie możemy
porozmawiać o sprawach, które nas krępują, a nie za bardzo chcemy o nich
rozmawiać z innymi.
Przewróciłem się w łóżku i spojrzałem na
zegarek, który pokazywał, że jest piąta rano. Podniosłem się na łokciach i oparłem
głowę o ścianę. Może powinienem iść kupić dwa bilety na London Eye i jeden
wysłać Lenie pocztą? Tak zrobię, ale jak zjem śniadanie i wezmę długą kąpiel.
Wstałem z łóżka, ścieląc go za sobą i
podszedłem do biurka, gdzie włączyłem laptopa. Założyłem na uszy słuchawki i
puściłem play listę, którą ostatnio przesłał
mi Niall. Otworzyłem moją pocztę i zerknąłem na wiadomość od Leny.
Hej!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale moja
współlokatorka wymyśliła takie durne zasady, że głowa boli. Teraz udało mi się
znaleźć odrobinę czasu, żeby do9 Ciebie napisać. Co się wydarzyło w skrócie? A
więc jestem cała posiniaczona, ale nie będę tutaj się rozpisywać, bo szkoda
gadać. Z pewnością i tak będziesz się ze mnie nabijać…
Wczoraj byłam w kinie i poznałam takiego chłopaka, że
gęba opada! Jest prawie tak tajemniczy jak Twoja dziewczyna, tyle że ja mam z
nim kontakt! Dobrze, ja już nie będę taka niemiła, przecież Ty cierpisz! Wiem,
wiem… Odbija mi, no ale co ja poradzę.
Plany na dzisiaj? Idę na koncert jakiegoś brytyjskiego
zespołu, chyba zwie się One Direction, ale nie jestem pewna – jak mówiłam, nie
mam za bardzo dostępu do laptopa, żebym mogła tam to sprawdzić.
Dobra, ja kończę, bo zaraz panna King będzie coś
podejrzewać.
Lena
Ona dzisiaj
będzie na koncercie! - pomyślałem.
Patrzyłem cały czas na jedno zdanie, które brzmiało:
„…koncert jakiegoś brytyjskiego zespołu,
chyba zwie się One Direction…”. Aż zrobiło mi się ciepło, bo co jeżeli ona
domyśli się, że to ja? Nigdy jej nie powiedziałem, że należę do zespołu… A na
dodatek, ja sam jej nie zobaczę. Coś czuję, że dzisiaj wszystkie dziewczyny
staną mi się podejrzane.
Przymknąłem laptopa i
wyszedłem z pokoju. W kuchni czekał na mnie stos talerzy do umycia.
Przewróciłem oczami i podszedłem do lodówki, wyciągając z niej zimne mleko. Przy
zamykaniu drzwiczek napotkałem wzrok Harry’ego. Uszczypnąłem się w dłoń, żeby
sprawdzić, czy nie śpię, ale to bolało, więc była to jawa. Ale jak to możliwe? –
pomyślałem. Przecież Styles przeważnie o tej porze jeszcze przewraca się z boku
na bok.
- Co tam? – usiadłem obok niego na krześle.
- Myślałem nad słowami, które powiedziałeś mi
parę dni temu. – Zmarszczyłem czoło i wziąłem łyk mleka. Nie mam pojęcia, o co
mu chodzi, więc pozwoliłem mu mówić dalej. – Chodzi mi o to, że ja wiecznie
patrzę na dziewczynę jak na jakiś pięknie zapakowany prezent, ale nie znam jej zawartości. Zawsze czuję się... podniecony, kiedy na niego patrzę, a jak już otworzę go, to czuję rozczarowanie. Tyle dziewczyn
nabiera się na to. Są we mnie zakochane na zabój, ale nie znają mnie.
Pokiwałem głowę i położyłem dłoń na jego
ramieniu.
- Styles dojrzewasz!
- Zgodziłem się na randkę z Emmą, tą dziewczyną,
o której ci kiedyś mówiłem.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Jestem z ciebie dumny – poklepałem jego
policzek. – To może zgodzisz się ze mną iść kupić bilety na London Eye.
- Zapomnij, jeszcze tak bardzo nie dojrzałem.
***
Mario, 01 listopada 2012r.
Dzisiaj jeden z najważniejszych meczy, a ja
wciąż myślę o chłopcu, którego wczoraj poznałem. Nazywa się Oliver i mieszka
tylko ze swoją babcią oraz mamą. Jego ojciec zginął w wypadku budowlanym parę
lat temu.
Kiedy go wczoraj odprowadziłem i zobaczyłem
jak mieszka, poczułem jakiś ucisk w klatce piersiowej. W pokoju śpi razem z
mamą, bo nie ma gdzie indziej miejsca, mają małą kuchnię i łazienkę. Chłopak ma
tylko stary telewizor. Wszystko było tam takie skromne, ponieważ wszystkie
pieniądze, które jego mama zarobi, idą na lekarstwa i jedzenie.
Z torby wyciągnąłem lekko pognieciony obrazek,
który został narysowany przez Olivera. Przedstawia on mnie i jego podczas
meczu. Uśmiechnąłem się, ponieważ przypomniał mi on o moim dzieciństwie.
Wziąłem głęboki wdech i odłożyłem to na bok. Poszedłem na stadion, gdzie
zaraz miała się rozpocząć rozgrzewka. Dzisiaj trener ma pogadankę z każdym z
osobna, ponieważ ma parę spraw do przekazania.
Zobaczyłem, że chłopaki już biegają, więc
szybko dołączyłem się do nich. Podbiegłem do Roberta, który właśnie wrócił od
trenera.
- Czego chciał? – spytałem kumpla.
- Wiedziałeś o dodatkowym meczu? – spojrzał na
mnie, a ja pokręciłem głową.- Okazało się, że w urodziny Kuby zagramy sobie
sparing z Arsenalem.₁
Uniosłem brwi. Przecież to za niecałe dwa
tygodnie. Dlaczego dopiero teraz nas o tym informuje Klopp?
- Mario! – usłyszałem głos trenera.
No to na mnie nadszedł czas! – pomyślałem i
podbiegłem do niego. Pokiwałem głową na powitanie.
- Dlaczego trener nic nam wcześniej nie
wspomniał o meczu z Arsenalem?
- Wspominałem – uśmiechnął się do mnie i
spojrzał w papiery. – Tyle, że wy nie potraficie słuchać.
Przewróciłem oczami i usiadłem na ławeczce.
- Posłuchaj, ten mecz jest bardzo ważny –
trener podniósł wzrok. – Dobrze wiesz, że w tym meczu
kibicują nam wszyscy poza kibicami Monachium… Nie dziwię się im…
- Trenerze, do rzeczy.
- Mario jesteś wspaniałym chłopakiem i cieszę
się, że nie przenosisz swoich prywatnych problemów na murawę. Odkąd mi Reus
powiedział o tym, że ty i kuzynka Piszczka macie kryzys przestraszyłem się.
Jestem z was chłopaki dumny.
Uśmiechnąłem się.
- Dziękuję, że tak pan myśli – spojrzałem w lewo i zobaczyłem rozgrzewające się Bayern Monachium. – Chyba powinienem
wrócić do rozgrzewki..
- Tak, tak – pokiwał głową. – Chciałbym ci
jeszcze to wręczyć.
Z kieszeni wyciągnął wizytówkę, którą mi
podał. Spojrzałem na mało mi mówiącą nazwę.
- Co to jest? – zapytałem.
- Zaproszenie na wywiad, a teraz wracaj do
rozgrzewki.
Zasalutowałem i pobiegłem do kumpli. Na znak
innego z naszych trenerów odwróciliśmy się i zaczęliśmy bieg tyłem. Biegłem
równo z Lewandowskim, który dziwnie na mnie patrzył.
- Mam coś na twarzy? – zapytałem. Pokiwał
głową, a ja zacząłem się wycierać, na co on zareagował śmiechem.
- Stary, ty się uśmiechasz!
- Stary, ty się uśmiechasz!
- A dlaczego miałbym się nie uśmiechać?
- Nie wiem – ruszył ramionami. – Ostatnio tego
nie widziałem u ciebie. Ej, patrz – kiwnął głową na Reusa, biegnącego przed
nami. – Trzeba się jakoś zabawić przed meczem.
Zmarszczyłem czoło i zobaczyłem jak Lewy
zwolnił, a w końcu klęknął, opierając swoje ręce na ziemi, a nieświadomy tego
Marco wpadł na niego, robiąc przepięknego koziołka₂. Wszyscy, którzy to widzieli
wybuchli śmiechem, nawet trener, który z pewnością po meczu da kazanie Lewemu,
za to, iż go naraził na niebezpieczeństwo i jeszcze przed tak ważnym meczem.
- Co do cholery!? – warknął Marco, ale już nikt
nie raczył mu odpowiedzieć.
***
Lena, 01 grudnia 2012r.
Siedziałam w kuchni, popijając kawę i
zastanawiając się jakiego koloru lakieru dzisiaj użyć. Znając życie, Veronica
sama zechce za mnie to zrobić. Przecież z nas dwóch, to ona zna się na
kolorach.
Odłożyłam kubek z prosiaczkiem i spojrzałam
przez okno, gdzie znowu było szaro i zimno. Szkoda, że zima tak krótko tutaj
trzymała.
- Cześć. – Do jadalni wpadła King, która
wyglądała jakby czegoś szukała. – Widziałaś Grigorija?
Uniosłam brwi i spojrzałam na nią w szoku. Z
tą dziewczyną chyba jest coraz gorzej.
- Kim jest ten twój Girg-coś-tam..?
- Skąd ty się urwałaś? – powiedziała to w taki
sposób, jakby to było oczywiste. – Grigorij jest bratem bliźniakiem Kazimira,
mojego laczka – pokazała na swoje stopy, gdzie na prawej stopie był różowy
królik.
Pokręciłam głową ze śmiechem i wstałam od
stolika, zabierając stamtąd naczynie, które włożyłam do zlewozmywaka. Zerknęłam
na zegarek nad drzwiami, który pokazywał już jedenastą. No tak, powinnam już
zabrać się za szykowanie na koncert, bo jednak trzeba będzie znaleźć jakiś
odpowiedni strój.
- Tutaj jesteś! – krzyknęła Veronica.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak tuliła swój
różowy laczek. Klepnęłam się w czoło, na co, dziewczyna zareagowała tylko tym,
że przewróciła swoje oczy. Założyła Kazimira na stopę i usiadła przy stoliku,
biorąc do ręki lakiery. Odłożyła na stół czarny, fioletowy i niebieski. W ręce
został jej tylko kakaowy i czerwony.
- W czym idziesz? – zapytała i podniosła oczy.
- No chyba w czarnych rurkach oraz beżowej
marynarce.
- To ty bierzesz to – uniosła rękę z jasnym
lakierem. – A ja sobie użyczę tego.
Wzięłam to od niej i usiadłam naprzeciwko. Zerknęłam
na swoje paznokcie, które już zdążyłam oczyścić i zaczęłam nakładać lakier.
- Kiedy umówisz się z tym chłopakiem, którego
poznałaś w kinie? – zapytała.
- Yyy… - Zmarszczyłam czoło. – Ja nie wiem,
czy w ogóle do niego napiszę… Nie chcę mu dawać żadnej żmudnej nadziei. Miły
chłopak, ale ja jednak wolę się już nie bawić w związki. Chcę po prostu zacząć
żyć wolnością.
Dziewczyna popukała mnie w czoło i zaczęła się
śmiać.
- Jesteś niemożliwa. Nie wiesz, co tracisz… -
mruknęła. – Chłopak, którego poznałaś w kinie, to James McVey₃.
- A skąd to wiesz?
- Bo ja w odróżnieniu do ciebie jestem
obeznana z tym światem.
Poklepała mnie po ramieniu i wyszła z kuchni.
Parę godzin później…
W końcu dojechałyśmy na stadion, gdzie miał
się odbyć koncert zespołu One Direction. Mijało mnie tutaj tyle dziewczyn,
które w większości płakały ze szczęścia, że zaraz usłyszą swoich bogów. One
wszystkie mi przypominają kibiców, którzy przychodzą na stadiony, żeby
kibicować swoim drużynom. Tyle, że tutaj jest tylko jedna…
Spojrzałam na Veronicę, która dzisiaj spięła
swoje czerwone włosy w koka.
- Chyba muszę iść do łazienki – powiedziała.
Pokiwałam głową. Na wszelki wypadek lepiej z
niej skorzystać, niż potem cierpieć. Dotarłyśmy do kolejki, która prowadziła do
damskiej toalety. Była taka długa, że nie wiem, czy przypadkiem do jutra
zdążyłybyśmy się tam dostać.
Spojrzałam na King, która zmarszczyła czoło. W
końcu złapała moją dłoń i pociągnęła w jakiś korytarz, który z każdą chwilą był
coraz bardziej pusty.
- Gdzie idziemy? – zapytałam niepewnie.
- Na pewno gdzieś jest jeszcze jedna łazienka.
Dotarłyśmy do jakiś drzwi. Veronica popchnęła
je i przed nami pokazał się taki sam korytarz. Ruszyłyśmy dalej, słysząc za
sobą huk zamykanych drzwi. Coś mi w nich nie pasowało. Miałam wrażenie, że już
je kiedyś spotkałam. Podeszłam do nich i próbowałam otworzyć, ale nie szło.
Wspaniale.
- Chodź! – Vera znowu mnie pociągnęła.
Miałam ochotę rudzielca zabić, to nie wiadomo,
gdzie nas zaprowadziła. Szukałyśmy tutaj jakikolwiek otwartych drzwi, ale
wszystko było pozamykane na klucz. W końcu z jakiegoś pomieszczenia wyszedł
młody mężczyzna z tabletem w ręku i słuchawce w uchu. Spojrzał na nas i się
skrzywił.
- Dziewczęta! – uniósł ręce. – Powiedzcie mi,
dlaczego wy jeszcze jesteście nieprzebrane?
Z Verą popatrzyłyśmy po sobie, ale nie zdążyłyśmy
się wytłumaczyć, ponieważ wciągnął nas do środka.
- Ale to chyba jakaś pomy…- chciałam jakoś
wyprostować naszą sprawę, ale mężczyzna położył mi palec na ustach.
- Ani słowa więcej. Ściągaj to i załóż to, co
powinnaś. Ty również – pokazał na King. – Kogo ci ludzie zatrudniają? Same
nieodpowiedzialne osoby.
Dobra… To mnie coraz bardziej przeraża –
pomyślałam. Spojrzałam na moją współlokatorkę, która zaczęła się ubierać w
jakieś pstrokate sukienki. Zabiję ją kiedyś… Złapałam za swój kostium i
włożyłam go na siebie.
- Jak będziemy mieć kłopoty… - nawet nie
miałam ochoty tego zdania kończyć.
- Oj wyluzuj się – uśmiechnęła się do mnie. –
To będzie fajna zabawa.
Do pokoju wpadł chłopak o burzy kręconych
włosów, uśmiechnął się do nas i rzucił z mazakiem na ramie Very. Ta spojrzała
na jego ‘autograf’, a potem na niego i tak parę razy.
- Chcesz w dziób? – warknęła. – Myj to! –
pokazała na swoje ramie.
Chłopak poklepał ją po policzku i z uśmiechem
na twarzy podszedłszy do mnie, zrobił różowym mazakiem to samo. Pogłaskał mnie
po głowie i wyszedł.
- Kto to był? – spojrzałam w szoku na Verę.
- Miałaś okazję poznać Harry’ego Stylesa.
Pokiwałam głową, nie chcąc już nic więcej
widzieć. Do pokoju znowu wpadł ten koleś z tabletem, który najwidoczniej nas
nie polubił. Złapał nas za ramiona i prowadził ciemnym korytarzem. Po pewnym
czasie usłyszeliśmy krzyk fanek.
- Dziewczyny, gdzie wasze czapki? – podeszła do
nas dziewczyna, która również na głowie miała burzę loków.
- Nie miałyśmy żadnych czapek – odezwała się
Veronica.
Dziewczyna przewróciła ciemnymi oczami i
zaczęła szukać po szafkach, które stały za sceną. Wyciągnęła jakieś dwie
pstrokate nakrycia głowy i nałożyła nam na głowy. Pociągnęła nas na miejsca, a
sama podeszła to kanapy.
Mamy przechlapane – pomyślałam. Na szczęścia,
ja w odróżnieniu do Very, stałam bardziej na tyłach. Spojrzałam na tłum
rozwrzeszczanych fanek. My też powinnyśmy dzisiaj tam gdzieś być. Miałam
wrażenie, że się czerwienię, ale na szczęście nikt nie mógł tego zobaczyć.
W końcu usłyszałam gitary i zdałam sobie
sprawę, że mój koszmar się zaczyna. Spojrzałam na jakiś szyld, który pokazywał:
Live While We’re Young – One Direction.
Usłyszałam czyjś śpiew i odwróciłam się, gdzie
zobaczyłam wbiegającą bandę. Wybiegli oni na środek, gdzie próbowali dorównać
kroku tancerkom. Dla swojego bezpieczeństwa wycofałam się do tyłu i schowałam za
perkusistą, skąd mogłam patrzeć na Veronicę, która szybko załapała, o co chodzi.
- Co ty tutaj robisz? – krzyknął do mnie
perkusista, który najwidoczniej ma teraz przerwę.
- Yyy… - Przełknęłam ślinę. – Podziwiam piękno
twoich bębenków?
- To jest perkusja…
- Wszystko jedno.
Znowu popatrzyłam na Veronicę, która cały czas
się uśmiechała. W pewnej chwili spojrzała w moim kierunku i puściła oczko. Wraz
z tym kiedy muzyka ucichła, ona krzyknęła:
- Zawsze chciałam to zrobić! – i rzuciła się w
tłum.
Wstrzymałam oddech.
- Cholera! Teraz to już dopiero mamy
przechlapane!
- Muszę się zgodzić! – mruknął perkusista. ₄
***
1) Mecz został wymyślony na potrzeby opowiadania. Tak naprawdę się on nie odbył. Data meczu: urodziny Kuby - 14 grudnia
2) Jeżeli komuś jest trudno sobie wyobrazić akcję na treningu, to polecam ten filmik
3) James McVey - wokalista grupy znanej na YouTube - The Vamps
4) Koncert jest bardzo naciągnięty, ponieważ wątpię, żeby w rzeczywistości miało coś takiego wystąpić. Słaba ochrona - tyle Wam powiem!
***
Rozdział jest dedykowany w całości mojej przyjaciółce, Dominice, która wymyśliła całą akcję podczas koncertu. Bardzo Ci dziękuję ;* Teraz dwa dni rajdu, gdzie aż się boję, co tam wymyślimy <3
Przepraszam, że nie dotrzymałam słowa i nie dodałam we wtorek, ale ja po prostu nie miałam czasu. :( Postanowiłam zrobić Wam i sobie przysługę i będę rozdziały dodawać w piątki. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, po prostu ja i wiele z Was nie mam czasu na czytanie, czy też komentowanie Waszych opowiadań. Więc do usłyszenia za tydzień, a ja życzę Wam miłego weekendu.
Kinga