Veronica, 07 grudnia 2012r.
Na szybko
zakładałam swoje buty i czesałam włosy na raz. Z salonu patrzyła na mnie
Lena, która nie wiedziała, czy ma się martwić, czy roześmiać. Pokazałam
dziewczynie język i sięgnęłam po błyszczyk. Nałożyłam go na usta i otworzyłam
drzwi, gdzie zastałam sparaliżowanego Stevena. Uśmiechnęłam się do niego i
dałam mu całusa w policzek. Ten się opamiętał i objął mnie ramieniem, wychodząc
z kamienicy.
- Ile minut temu
wstałaś? – poczochrał mi włosy.
Zmarszczyłam czoło
i popatrzyłam na niego, dając mu do zrozumienia, że kiedyś tego pożałuje. Na
szybko przeczesałam swoje włosy, żebym wyglądała jak człowiek.
- Dwadzieścia
minut temu – mruknęłam. – Ale to wszystko wina prosiaczka!
Chłopak roześmiał
się.
- Jak zawsze, nie?
– pokiwałam twierdząco głową. – Mogę ci zadać pytanie?
Zatrzymałam się na
przystanku autobusowym i zerknęłam na odjeżdżające busy. Pokiwałam delikatnie
głową i spojrzałam na przyjaciela.
- Dlaczego tak ci
zależy na tamtym chłopaku? – Z kieszeni wyciągnął papierosa i włożył go do ust.
- Jesteśmy
przyjaciółmi, a boję się ci powiedzieć jak jest naprawdę. Tyle lat podróżowałam
po świecie i nie miałam czasu na przyjaciół, czy coś więcej. Zawsze obwiniałam
siebie, że muszę krzywdzić tylu ludzi.. – Wzięłam głęboki wdech. – Po prostu
mam wrażenie, że przez to mogę wynagrodzić to wszystko.
- To nie jest
przypadek, że wybierasz chłopaków, którzy mają jakieś problemy? – pokręciłam
przecząco głową. – Z nim będzie tak samo jak z resztą?
Spojrzałam w jego
szare oczy. Usłyszałam w jego głosie rozgoryczenie. Nigdy wcześniej nie
myślałam, że poprzez to, co wydarzyło się parę miesięcy temu mogłam go też
skrzywdzić.
Nie odpowiadając
na jego pytanie, wsiadłam do busa. Usiadłam przy oknie, a Steven usiadł za mną.
Może on ma rację, że chociaż chcę pomóc, to nie zawsze pomagam. W pewnej chwili
poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego
przyjaciela.
- Nie przejmuj się
– pocałował mnie w policzek. – Mi pomogłaś. Jeżeli uważasz, że Liam, to może
być tym jedynym, to działaj. Pamiętaj, że ja zawsze jestem obok.
Uśmiechnęłam się i
pokiwałam głową. Szybko wstałam i siadłam obok niego, mocno go tuląc.
- Dusisz mnie! –
mruknął.
- O przepraszam! –
przyłożyłam dłoń do ust. – Mam nadzieję, że przeżyjesz. A tak w ogóle, to chyba
powinniśmy już wysiąść.
Przyjaciel pokiwał
twierdząco głową i razem wysiedliśmy z busa. Złapałam go za rękę, co dla
niektórych mogłoby się wydawać dziwne, ale dla nas to normalne. Pożegnaliśmy
się przy mojej sali i ruszyliśmy na wykłady.
***
Lena, 07 grudnia 2012r.
Z kontaktów
wybrałam numer Łukasza i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Zdałam sobie sprawę, że
za długo z nim nie rozmawiałam. Jednak on jest najbliższy mego serca, a raczej
najbliższy który mnie rozumie w 99,9 %. Po paru sygnałach w końcu usłyszałam
jego głos.
- Nie chcesz chyba
mi powiedzieć, że znowu siedzisz? – zażartował sobie.
- Ugh! Teraz się
zastanawiam, dlaczego właśnie do ciebie zachciało mi się dzwonić.
- Oj, bo mnie
kochasz. Coś się stało?
Przewróciłam
oczami i usiadłam na sofie, wiążąc sobie przy okazji buty do biegania.
- Stęskniłam się
za tobą i chciałam się dowiedzieć, czy Ewa jeszcze jest wkurzona. Wiesz, po
ostatniej wizycie myślałam, że mnie znienawidziła.
- Powiem ci tyle –
jego głos nabrał jakiegoś dziwnego tonu. – Jak wrócisz, to uwierz mi, że zabiję
cię. Ewa od tygodnia się na mnie wyżywa z twojego powodu. Za często nas do
siebie porównuje i po prostu powoli mam tego dosyć. Ugh! Dlaczego zawsze oni to
robią? Kiedy któreś z nas zawali, to od razu, że jesteśmy tacy sami.
- Łukasz, to nasza
rodzina, więc się nie dziw. Ale chciałabym cię przeprosić za to. Nie
spodziewałam się, że Ewa może się na tobie wyżyć…. Chociaż nie, mogłam to
przewidzieć, ale to nie była moja wina. Gdybym mogła, to siedziałabym w domu i
nie ruszałabym się z miejsca..
- Tak, tak –
przerwał mi. – Posłuchaj, nic ci nie jest
i to jest najważniejsze. Nie możesz wiecznie się chować. Powinnaś w
końcu wyjść do ludzi, poznać ich, zaprzyjaźnić, a nie tylko żyć w naszym
cieniu…
- Ostatnio gadałeś
z Kubą, nie?
- Zgadłaś. No, ale
czy to nie jest prawdą? A tak w ogóle, poznałaś kogoś?
- Tak. W końcu
poznałam Liama, z którym pisałam tyle lat. Nie uwierzysz kim on jest. Jest
wokalistą zespołu One Direction… To od nich piosenkę, któryś z was mi grał do
playlisty.
Usłyszałam jak
Łukasz wzdycha.
- Ty chyba nigdy
nie dasz sobie spokoju ze sławnymi osobami – w głowie wyobraziłam sobie jak on
kręci głową, próbując ukryć swój uśmieszek.
- Śmieszne.
Właśnie! Powiedz mi, czy dziewczyny zamierzają przyjechać na mecz do Londynu?
- No wiesz, że
tak. Agata się załamała jak dowiedziała się, że Kuba gra w urodziny. Planowała,
że pojadą na parę dni do Polski, do rodziny i nici.
- Hmm… To, co powiesz
jakbym zarezerwowała miejsca dla nas wszystkich w jakiejś restauracji? Po meczu
byśmy wszyscy tam pojechali i miło spędzili czas… Miło spędzili czas? Czy to
przed chwilą powiedziałam?
- Yhy…
- Przecież z Kubą
nie da się spędzić miło czasu… Wiesz, co? Ja chyba muszę się przewietrzyć, bo
zaczynam jakieś głupoty mówić. Trzymaj się i jeszcze się zgadamy, co i jak.
- Luzik. Pa.
Rozłączyłam się i
rzuciłam telefon na moje łóżko. Z komody zabrałam klucze i wyszłam z domu.
***
Liam, 07 grudnia 2012r.
- Harry! – wydarł się Niall, który przed
momentem wykopał piłkę za boisko w parku, na którym właśnie się znajdowaliśmy.
– Weź odłóż ten telefon i idź po piłkę.
Lokaty podniósł
głowę i pokazał Horanowi język. Odwrócił się do nas tyłem i kontynuował swoje SMS’owanie.
Przewróciłem oczami i spojrzałem na Zayna oraz Louisa, którzy w jakiś niesamowity
sposób zaczęli się rozciągać. Pokręciłem głową, zawiązując buty.
- No weź, Harry –
jęknął Niall. – Zrób mi tą przyjemność i idź po tą piłkę.
- To nie ja
wybiłem tą piłkę – mruknął i włożył komórkę do swojej kieszeni. – To ty rusz
swoje tłuste cztery litery i po nią idź. To jest niedorzeczne jak bardzo
wykorzystujesz młodszą od siebie osobę. Nie zapominaj, że to ty szybciej się
zestarzejesz i będziesz potem żałować, że to mnie wykorzy… - chłopaki wybuchli
śmiechem, przerywając Młodemu kazanie.
Spojrzałem na Lou
i Zayna, którzy przybijali sobie piątkę. Zmarszczyłem czoło, nie wiedząc, co
ich rozbawiło. Dali mi znak, żebym chwilę poczekał aż się uspokoją.
- Chyba Harry się
pokłócił ze swoją dziewczyną! – krzyknął Lou.
- Idioto! –
warknął Hazza. – Emma nie jest moją dziewczyną. Nie możesz tego zrozumieć? Czy
może mam ci to przetłumaczyć na chiński?
- A potrafisz? –
Tomlinson zrobił wielkie oczy.
Wziąłem głęboki wdech
i stanąłem między przyjaciółmi. Jeszcze trochę a rzuciliby się na siebie.
Spojrzałem gniewnie na Zayna i Louisa, którzy cały czas się nabijali z Młodego,
a następnie na Harry’ego, który był cały czerwony.
- Możecie się
uspokoić? – zapytałem. – Dlaczego nie odpuścicie? Chłopak przez was nie ma
spokoju. A wam nie przeszkadzają ciągłe pytania, co tam u El albo co tam u
Perrie?
- To coś innego –
mruknął Zayn, który zaczął niecierpliwie przeczesywać włosy.
- Mylisz się.
Kurde, chłopaki. Weźcie w końcu zrozumcie, że Emma nie jest jego dziewczyną, a
ty – spojrzałem na Harry’ego – nie zapominaj, że masz jeszcze nas. To z powodu
twoich tajemnic oni się z ciebie nabijają. Gdybyś chociaż przestał udawać i
powiedział nam prawdę, to wszystko wyglądałoby inaczej. Aaaa… I przestań pisać
na tym cholernym telefonie, kiedy mamy czas dla siebie. Jesteśmy przyjaciółmi
wykorzystajmy to, zgoda?
- No nie wiem –
odezwał się Lou. – To taka świetna zabawa i mamy z niej zrezygnować?
- Ty…! – warknął
Harry.
Przewróciłem oczami
i spojrzałem na Nialla, który zajadał się kanapkami. Patrzył na nas jakby był w
kinie na jakieś świetnej komedii. Myślałem, że chociaż ten mi pomoże, ale
ciągnie swój do swego.
- Dobra –
odezwałem się ponownie. – Zagramy jeden mecz. Ja z Harrym kontra wasza trójka.
Jeżeli my wygramy, to dajecie mu spokój i już nigdy nie będziecie go wypytywać
o Emmę.
- A co, jeżeli my
wygramy? – odezwał się Zayn.
- Bierzemy na
miesiąc wszystkie dyżury w kuchni.
Malik i Tomlinson
spojrzeli się po sobie i uśmiechnęli znacząco. Usłyszałem jęk ze strony
Harry’ego.
- No to mamy
przerąbane – mruknął. – Nie wygramy z nimi. Ich jest trzech, a nas dwóch.
Co ja poradzę, że
nas jest tylko pięciu? – pomyślałem. Uśmiechnąłem się do przyjaciela i
poklepałem go po plecach, mając nadzieję, że to jakoś go podniesie. Podszedłem
do ławki, gdzie zabrałem swój termos z herbatą. Wziąłem łyka ciepłego napoju.
Chociaż nie ma śniegu, to w Londynie jest bardzo mroźno. Na szczęście podczas
meczu jakoś się rozgrzejemy.
Zerknąłem na
chwilę w stronę parku, gdzie zobaczyłem biegającą osobę. Kiedy się przyjrzałem
bliżej, rozpoznałem w niej Lenę. Uśmiechnął się i odwrócił się do przyjaciół.
- Ja zaraz wracam!
– krzyknąłem.
Szybko wybiegłem
przez bramę boiska i pobiegłem w kierunku placu zabaw. Kiedy tam dobiegłem,
zobaczyłem rozciągającą się dziewczynę, która miała na uszach słuchawki. Powoli
do niej podszedłem i dotknąłem jej ramienia. Ta delikatnie się poruszyła, tak
jakby się wystraszyła i spojrzała na mnie. Kiedy już mnie poznała, uśmiechnęła
się i zdjęła słuchawki.
- Liam? Co ty
tutaj robisz?
- Dzisiaj mam z
chłopakami wolny dzień i wybraliśmy się na boisko, żeby jakoś się odprężyć. A
ciebie taka pogoda nie odstrasza? – spojrzałem na niebo, gdzie nad naszymi
głowami wisiały ciężkie chmury.
- Nie – pokręciła
głową. – Uwielbiam biegać w taką pogodę.
- Rozumiem… - Na
chwilę zmrużyłem oczy i popatrzyłem na nią. – Lena, ty potrafisz grać w piłkę,
prawda?
- Pytasz – zaczęła
się szczerzyć.
- To może zagrasz
z nami? Brakuje nam jednej osoby do gry.
Dziewczyna
pokiwała twierdząco głową i ruszyła za mną. Chcę widzieć miny chłopaków jak ją
przyprowadzę. Jestem pewien, że Harry się załamie, bo ten uważa, że nie ma na
świecie dziewczyny, która potrafi grać w piłkę nożną tak dobrze jak chłopaki.
Przeszliśmy przez
bramę i chłopacy jak za pan brat stanęli nieruchomo. Spojrzałem na Lenę, która
się troszeczkę zestresowała, widząc ich. Prawdopodobnie przypomniał się jej
nieszczęsny koncert. Na szczęście nie powiedziałem im o tym, że to Lena była na
tej scenie.
Podeszliśmy bliżej
i się uśmiechnąłem do kumpli.
- Panowie,
poznajcie moją przyjaciółkę, Lenę.
Ci zrobili oczy
jak pięciozłotówki.
- To jest ta Lena?
– zapytał się Niall, a ja pokiwałem twierdząco głową. – Cholera! Że ja nigdy
nie chciałem brać udziału w tych wymianach… A tak w ogóle, jestem Niall – podał
jej rękę.
- Lena –
uśmiechnęła się do niego.
- No to poznaj
jeszcze Harry’ego, Louisa i Zayna – pokazałem na chłopaków, a dziewczyna podała
im rękę, mówiąc swoje imię. – Styles, ona gra z nami.
Ten znieruchomiał
i to spojrzał na Lenę, i to na mnie. Na jego twarzy pojawił się grymas. Kątem
oka widziałem jak Louis i Zayn przybijają sobie piątkę – jakby myśleli, że
dzisiejsze zwycięstwo należy do nich.
- Kpisz sobie ze
mnie? – w końcu się odezwał. – Przecież, to dziewczyna… Przegramy!
- Bez przesady… -
mruknąłem. – Przeszkadzało ci, że jest nas dwóch, a teraz załatwiłem nam
trzecią osobą i też ci przeszkadza. Zdecyduj się.
Odwróciłem się do
Leny i puściłem jej oczko. Ona się uśmiechnęła i pobiegła na ławkę, żeby
odłożyć tam niepotrzebne rzeczy. Stanęła obok nas, zostawiając Harry’ego w
bramce. Loczek uważał, że lepiej jak on będzie bronić, może nie przegramy wielką różnicą punktową. Dziewczyna parę razy podskoczyła, żeby rozgrzać w
jakiś sposób swoje nogi. Po chwili się uśmiechnęła, dając znak, że jest już
gotowa.
Chłopaki oddali
nam piłkę. Już po rozpoczęciu meczu, Lena pokazała swój talent. Nie sprawiało
jej trudności odbieranie chłopakom piłki, a przede wszystkim okiwanie ich.
Myślę, że na początku chcieli dawać jej fory, ale jednak wyczuli, że z nią nie
jest tak łatwo jak myśleli. Dziewczyna panowała nad piłką lepiej niż Zayn. Za
każdym razem, kiedy odbierała im piłkę uśmiechała się do nich przepraszająco,
jakby robiła coś złego. Świetnie też podawała. W żadnym momencie
nie wahała się. Była pewna tego, co robi. Siłę w nogach też miała niezłą. Parę
razy jej strzał na bramkę odrzucał Louisa do tyłu.
Kiedy w końcu
zakończyliśmy mecz, całą szóstką rzuciliśmy się na ziemię. Harry podczołgał się
do Leny i przytulił się do niej.
- Dziękuję,
dziękuję, dziękuję! Nigdy więcej nie powiem, że dziewczyny nie potrafią grać…
- Właśnie – Niall
się podniósł i spojrzał na nią. – Grasz w jakimś klubie? Przecież strzeliłaś z
cztery bramki, a nie powiem, co myślę o twojej obronie.
Lena się
uśmiechnęła i przeczesała swoje włosy do tyłu.
- Kiedy byłam
młodsza należałam do klubu, ale niestety zostałam kontuzjowana i musiałam
zaprzestać.
- No, ale myślę,
że to u niej rodzinne – spojrzałem na dziewczynę, a potem na chłopaków. – Jej
kuzyn, to Lukas Piscek, obrońca w BvB.
- Ha! – krzyknął
Louis. – Wiedziałem, że to jej kuzyn!
***
Veronica, 07 grudnia 2012r.
Spakowałam swoje
notatki do torebki i skierowałam się do profesora, żeby oddać mu listę
obecności. Ten się do mnie uśmiechnął i pociągnął mnie za rękę, kiedy chciałam
odejść. Odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę.
- Możesz na chwilę
zostać? – zapytał i pokazał mi miejsce obok jego fotela.
Pokiwałam
twierdząco głową i usiadłam tam. Przyglądałam się z uwagą mojemu profesorowi.
To był mój ulubiony wykładowca, ale nie tylko z powodu, że był cholernie
przystojny, a na dodatek młody, ale również dlatego, że miał świetne pomysły.
Dobrze wiem, że niektóre z dziewczyn chcą u niego zaliczyć przedmiot, nosząc
króciutkie sukieneczki i wielkie dekolty. Tyle, iż one nie znają go tak
naprawdę. Bo przecież kto pomyślałby, że nasz wykładowca jest gejem? Kurde,
dlaczego ja zawsze wszystko muszę wiedzieć?
- Veronica, mamy
problem – w końcu się odezwał, kiedy wszyscy wyszli. – Ty jako jedyna nie
zaliczyłaś jednego projektu.
- Projektu? –
zmarszczyłam czoło, próbując sobie przypomnieć jakieś szczegóły.
- Semestralny
projekt – mruknął wykładowca i spojrzał w swoje papiery. – Każdy już oddał, ale
tylko tobie się nie śpieszy. No, ale najwidoczniej skleroza nie boli, prawda
panno King?
Uniósł swoje
ciemne oczy i uśmiechnął się.
- No można tak
powiedzieć… - mruknęłam. – Proszę mi powiedzieć, do kiedy mam czas.
- Został ci jakiś
tydzień, ale jestem pewien, że nie będziesz miała pomysłu, żeby cokolwiek
ciekawego wymyślić – Dlaczego on tak
świetnie zna swoich uczniów?- Dlatego proponuję ci zaprojektowanie
mieszkania pewnej dziewczyny, którą poznałem na aukcji, a która była wręcz
zachwycona twoimi pracami.
- Naprawdę? –
uśmiechnęłam się. – Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek komuś będzie się
podobać moje projekty.
- Veronica –
profesor z uśmiechem na twarzy pokręcił głową.- Ja nie spodziewałem się, że kiedyś
zostanę profesorem na uczelni… A tak na poważnie, to masz ogromny talent, ale
również wiedzę, którą często wykorzystujesz w swoich pracach.
- Hmm… Niech pan
mówi dalej.
- Co? – spojrzał
na mnie.
- Nie, nic –
wyszczerzyłam się do niego. – Po prostu uwielbiam pański głos.
- Tak jak wiele
innych studentek, nie? – zaczął ruszać brwiami.
- Oj tak. Szkoda,
że pan jest zajęty… Hmm… I szkoda, że woli pan inny typ…
Ten wyprostował
się na fotelu i spojrzał na mnie, a ja tylko się uśmiechałam, jakby taka rozmowa była normalna w relacjach profesor-uczeń.
- Pewnie pan się
zastanawiam skąd to wszystko wiem, ale po prostu jestem obserwatorem. Niech się
pan nie martwi, nikt nie wie o pańskiej tajemnicy.
- King – zaczął
kręcić głową. – Chociaż jesteś szczera jak cholera, to jakoś od początku jesteś
moją ulubioną studentką, więc nie zawal tego.
- Tak jest –
zasalutowałam.
- Więc zgadzasz
się na ten projekt – pokiwałam twierdząco głową. – No to tutaj masz kontakt do
tej dziewczyny i baw się świetnie. Aaa.. I nie obserwuj już mnie, bo będę czuł
zakłopotanie.
Serdecznie dziękuję za komentarze. Właśnie o to mi chodziło, że nawet komentarz od anonima mnie ucieszy. Nie chodzi tutaj o to, że liczę na ilość, czy jakość komentarzy, ale wiem, że jesteście ze mną.
No cóż, ferie mi się kończą, więc teraz będę miała dużo mniej czasu na myślenie, co pojawi się w następnym rozdziale, itd. Nadal będę dodawać rozdziały w piątek, ale jeżeli się on nie pojawi, to proszę mnie zrozumieć, że nie miałam po prostu czasu go napisać i w takiej sytuacji najpóźniej będzie się pojawiać w niedzielę. Jeżeli będzie to coś poważniejszego, to będę Was o tym informować.
Trzymajcie się.
Kinga