*PROSZĘ PRZECZYTAĆ, CO PISZE POD ROZDZIAŁEM*
Mario, 05
grudnia 2012r.
Zapukałem do drzwi i
cierpliwie czekałem na otwarcie drzwi. Po chwili przed sobą zobaczyłem młodą
kobietę, która wyglądała na bardzo zmęczoną. Uśmiechnąłem się do niej, na co
ona odwzajemniła uśmiech, ale był on taki nieśmiały. Zaraz obok niej zjawił się
sześciolatek. Przybił mi żółwika, a zaraz spojrzał na swoją mamę.
- Mamo, to jest właśnie
Mario, ten piłkarz, o którym ci mówiłem! – powiedział wszystko na jednym
wydechu.
- Och – pogłaskała jego
czoło. – Miło mi, jestem Sina. Zapraszam do środka.
Jeszcze raz uśmiechnęła się
do mnie i przepuściła mnie w drzwiach. Poszedłem za Oliverem, który pobiegł do
kuchni, gdzie na stole miał już porozrzucane swoje kredki. Usiadłem naprzeciwko
niego i spojrzałem na jego rysunek. Przedstawiał on go, za pewne jego mamę,
możliwe, że babcię – tak, tak, na pewno, bo ma siwe włosy i jakiegoś mężczyznę,
który trzymał mamę za rękę. Pokazałem palcem na niego i podniosłem oczy.
- To jest mój tata –
uśmiechnął się, ale zaraz posmutniał. - Tęsknię za nim…
- Hej – podniosłem jego
brodę do góry. – On cały czas jest z tobą.
- Nie ma go… - odrzucił
obrazek za siebie i wyciągnął czystą kartkę. – Nie ma go..
Widziałem jak jego oczy się
szklą. Spojrzałem na Sinę, która stała oparta przy framugach i z troską
patrzyła się na swojego syna. Niesamowite, że taka młoda dziewczyna może być
już tak zapracowana. Ona tyle robi, żeby zapewnić mu jakieś wygody, ale przede
wszystkim, żeby miał na odpowiednie lekarstwa.
- Oliver spakowałeś już
zabawki, które chcesz zabrać do szpitala? – zapytała.
Ten pokręcił przecząco
głową i wyszedł z kuchni. Spojrzałem pytająco na kobietę, a ta opadła na
krzesło, gdzie wcześniej siedział chłopczyk.
- Co jakiś czas musi
jeździć na badania do szpitala. Na jego nieszczęście wypadło, to w Mikołajki.
Tak bardzo chciał jechać do galerii, żeby się spotkać tam z prawdziwym
Mikołajem, a nie z doktorem Engel przebranego za św. Mikołaja…
- Ile te dziecko musi
przeżywać w tak młodym wieku.
Mama Olivera schowała twarz
w dłonie i po ruchach jej ramion zdałem sobie sprawę, że płacze. Szybko wstałem
ze swojego miejsca i podszedłem do niej, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Może powinniśmy się
wybrać na spacer i trochę ochłonąć? – zaproponowałem.
- Tak, tak, tak! – do kuchni
wpadł Oliver i przytulił się do mojej nogi. – Proszę, proszę, proszę… Ja chcę w
końcu wyjdź z tego domu.
Sina spojrzała na swojego
synka i z uśmiechem na twarzy pokręciła głową, jakby zastanawiała się skąd w
nim się brała ta energia.
- No dobrze, to idź się
ciepło ubrać.
Ona sama wstała i poszła do
holu, gdzie zaczęła zakładać swoje buty. Weszła jeszcze do pokoju, gdzie znajdowała
się jej teściowa. Powiedziała jej coś, a w tym samym czasie przede mną stanął
uśmiechnięty Oliver, który był już od dołu do góry ubrany bardzo ciepło. Ja
jeszcze na głowę zarzuciłem czapkę. W końcu całą trójką mogliśmy wyjść na dwór.
Chłopczyk już jako pierwszy rzucił się do biegu. Dawno musiał nie wychodzić na
dwór.
- Oliver! – Sina zaczęła
wołać za synem. – Uważaj na siebie, zwolnij!
Uśmiechnąłem się do niej,
na co ona mnie klepnęła w głowę.
- Nie śmiej się ze mnie, ja
po prostu się o niego troszczę.
- Nie śmieję, po prostu mi
przypominasz moją mamę, kiedy ja byłem w jego wieku. Zawsze też tak za mną
wołała, kiedy po długiej chorobie wychodziłem na dwór i zacząłem szaleć.
- Ja po prostu nie chcę,
żeby mu coś się stało… - w jej oczach znowu pojawiły się łzy. – Straciłam męża
dwa lata temu i właśnie wtedy też dowiedziałam się, że mój syn jest chory.
Wiesz, co to jest dla dwudziestojednolatki?
Popatrzyłem na nią w szoku.
Widziałem, że jest młoda, ale nie spodziewałem się, że jest w podobnym wieku,
co ja.
- Wprowadziłam się wtedy do
jego matki, bo ja sama nie mam rodziców i musiałam znaleźć jakąś pracę. Miałam
nadzieję, że uda mi się to wszystko połączyć ze studiami, ale nic z tego…
- Co studiowałaś?
- Stosunki międzynarodowe.
- Nieźle – uśmiechnąłem się.
– To ile znasz języków?
- Dwa – w końcu na jej
twarzy pojawił się uśmiech. – Angielski i francuski. A ty znasz jakieś?
- Też znam te dwa, tylko z
tym francuskim gorzej mi idzie, ale cii – przyłożyłem palec do ust. – No i
oczywiście, moja… - przez chwilę się zaciąłem. – Moja dziewczyna uczyła mnie
polskiego.
- Masz dziewczynę z Polski?
– pokiwałem twierdząco głową. – Kurcze.. I co ona mówi jak tak często
przychodzisz odwiedzać Olivera? Musi być zła, że zamiast zwracać uwagę na nią,
to chodzisz sobie do niego…
Pokręciłem przecząco głową.
- Mamy tak jakby przerwę –
wytłumaczyłem jej. – Po prostu nie sprawdzałem się jako chłopak i musiała ode
mnie odpocząć, a raczej ja poprosiłem, żeby dała sobie czas.
- Chcesz mi powiedzieć, że
ty nie sprawdziłeś się jako chłopak? Nie wierzę. – Pokręciła głową. – Przecież jesteś
wspaniały.
- Nie znałaś mnie przed
poznaniem Olivera, dlatego tak myślisz.
W mojej kieszeni poczułem
wibracje, wyciągnąłem komórkę i zobaczyłem na wyświetlaczu zdjęcie Marco, który
niedawno musiał mi podebrać komórkę i zrobić sobie zdjęcie z dzióbkiem.
Pokręciłem z uśmiechem na twarzy głową i pokazałem Sinie, żeby chwilę
poczekała.
- Słucham?
- Cześć Misiek! –
usłyszałem wrzask w słuchawce. – Chcesz posłuchać, co się dzieje w Anglii, czy
wolisz fakty o Dortmundzie?
- Yyy… Fakty o Dortmundzie.
- Tak myślałem, a nawet
jeśli wybrałbyś to pierwsze, to nie powiedziałbym ci!
- Marco…
- Wiem, wiem! A więc tak,
bo ciebie nie ma tutaj, tutaj to znaczy w klubie, a my się zastanawiamy, gdzie
jutro iść na Mikołajki, a raczej już wpadliśmy na pomysł, żeby w tym roku
pojechać do szpitala… - przerwałem mu.
- Powiedz, że do szpitala
dla dzieci chorych na raka…
- No właśnie! – dlaczego on wrzeszczy przez ten telefon? –
I chłopacy się zastanawiają, czy szedłbyś, ale i tak wszyscy wiedzą, że…
- Tak! – po drugiej stronie
nagle nastała cisza.- Żyjesz?
- Chwila, chwila… Ja chyba
źle sformułowałem pytanie.
- Marco pytałeś mnie, czy
poszedłbym na Mikołajki do szpitala, a ja ci odpowiadam, że szedłbym.
- No dobra… To ja dzwonię
po psychiatrę. Cześć.
Przewróciłem oczami i
rozłączyłem się. Spojrzałem się na Sinę i na Olivera, którzy zaczęli bitwę na
śnieżki. Postanowię im o tym nie wspominać. Niech będą mieli jakąś wspaniałą
niespodziankę na Mikołajki.
***
Liam, 05 grudnia 2012r.
Razem z Danielle
wysiedliśmy z taksówki i stanęliśmy przed wielką uczelnią, gdzie miała się rozpocząć
aukcja dzieł sztuki, z których pieniądze pójdą na leczenie dzieci chorych na
białaczkę. Postanowiłem wybrać się na to z Danielle, ponieważ dzisiaj miałem
wielką ochotę z nią spędzić ten dzień. Nie widziałem jej od tamtej pory, kiedy
zobaczyłem ją w parku z jej chłopakiem.
- Panie przodem –
przepuściłem ją w drzwiach.
- A dziękuję. – Uśmiechnęła
się. – Kurcze, dawno nie byłam na takiej aukcji.
- Ja też nie. Wiecznie nie
ma czasu.
- Zgadzam się. Ludzie,
jutro znowu muszę lecieć do Paryża na zdjęcia do teledysku.
Stanąłem w miejscu i
spojrzałem na nią w szoku.
- Co zrobiłaś z Dan?
Przecież zawsze się cieszyłaś na myśl o Paryżu… No wiesz, zakupy i co wy tam
jeszcze robicie.
- Tak, ale nie będzie tam
El, więc to nie to samo… - zrobiła smutną buźkę. – A na dodatek nie będzie tam
Mikołaja.
- Ojej.
Pogłaskałem ją po głowie, a
ona zaś mnie klepnęła w dłoń. Uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem na dzieła
sztuki. No kurde, ludzie tak świetnie uchwytują ten świat poprzez obraz lub
zdjęcie. Szkoda, że ja tego nie mogę robić poprzez piosenkę. Gdybym to ja pisał
teksty, to uwieczniłbym ten świat inaczej.
Rozejrzałem się po całej wystawie.
Wszędzie byli ludzie z tych wyższych sfer. Nawet jeżeli było to darmowe
wejście. Chyba reszta sądzi, że szkoda czasu na coś takiego.
W jakimś momencie coś
przykuło moją uwagę. Było to zdjęcie rudej piękności. Podszedłem do wystawy i
przyjrzałem się temu zdjęciu. Rozpoznałem w niej Verę.
- W czymś mogę pomóc? –
usłyszałem czyjś głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem
za sobą chłopaka, którego parę dni temu spotkałem przed kawiarenką. Chłopak
musiał mnie rozpoznać, bo w dziwny sposób się uśmiechnął. Stanął obok zdjęcia i
popatrzył na nią.
- Śliczna, nie? – zapytał.
- To twoje zdjęcie? –
zapytała Danielle, która nie wiedziała, że to Vera.
Chłopak pokiwał głową.
- To jest Veronica, prawda?
– zapytałem.
- Nie wiem- ruszył
ramionami. – Spotkałem ją kiedyś przypadkiem i po prostu zapytałem, czy zgodzi
się, żebym mógł jej zrobić zdjęcie.
- Kupuję, to zdjęcie.
***
Lena, 05 grudnia 2012r.
Na szybko zakładałam moje
czarne spodnie, podjadając przy okazji płatki. Nie ma to jak pójść spać o
czwartej z powodu swojej współlokatorki i zaspać na wyczekany dzień. Szybko ze
stołu ściągnęłam moją zieloną koszulkę i przerzuciłam ją przez głowę. Złapałam
jeszcze telefon i wybrałam numer do Marco.
- Słucham? – usłyszałam jego
zmęczony głos.
- Co tobie się stało?
- Właśnie wróciłem z treningu,
gdzie Ma… Co tam u ciebie?
- Właśnie dzwonię do ciebie
z małą prośbą – wpadłam do holu, gdzie zobaczyłam zaspaną Verę. – Poczekaj zaraz
do ciebie zadzwonię. – Rozłączyłam się i spojrzałam wilkiem na współlokatorkę. –
Jak się wczoraj bawiłaś?
- Cii… - złapała się za
głowę i powoli ruszyła do kuchni.
No tak to jest, jak się
takiemu człowiekowi jak ona nudzi i idzie na imprezę, żeby się upić na trupa, a
potem mnie wykorzystuje, żebym się nią zajęła. Poszłam za nią i z szafki
wyciągnęłam apap i do szklanki nalałam jej wody. Postawiłam przed nią to i
usiadłam naprzeciwko.
- Powiesz mi, co się
wczoraj stało, że tak szybko wybiegłaś z domu?
- Nie ważne.. – mruknęła. –
O której masz te wyjście na London Eye?
- Vera nie zmieniaj tematu.
Mów, co się stało.
- Nic – popatrzyła na mnie.
– Nie masz się czym martwić, przecież znasz już mnie. Czasem do głowy wpadnie
mi jakiś głupi pomysł. No i wpadł mi po rozmowie z rodzicami. A właśnie, oni za
parę dni wpadną tutaj, więc trzeba będzie jakoś ogarnąć ten dom. Weź już idź,
bo się spóźnisz i potem będziesz znowu psioczyć.
Pokręciłam głową i wróciłam
do holu, gdzie zabrałam się za zakładanie butów. W pośpiechu zarzuciłam na
siebie płaszcz i wybiegłam z domu. W drodze wyciągnęłam swoją komórkę, ale
wybrałam numer do Reusa dopiero, kiedy wsiadłam do autobusu.
- Kontynuuj – mruknął Marco.
- Co oni z tobą tam musieli
robić, no nie wierzę…
- Powiem ci tyle, to twój
kuzyn i reszta są za to odpowiedzialni.
- Tak myślałam. Posłuchaj,
czy mógłbyś mi załatwić dwa bilety na mecz w Londynie?
- Dwa? Dlaczego dwa?
- Zabrałabym jeszcze Verę,
muszę się jej jakoś zrewanżować.
- Przecież Veronica
nienawidzi piłki nożnej… Cholera! – nagle ucichł.
- Marco, skąd ty to wiesz? –
zmarszczyłam czoło.
- Rozmawialiśmy tam u was.
Kurcze Lena, ja muszę już iść. Trzymaj się. Aa.. i załatwię ci je.
Chłopak się rozłączyła, a
ja przez chwilę w szoku patrzyłam się na telefon. Wszyscy dzisiaj jakoś dziwnie
się zachowują. Nosz kurde, co się dzieje? No chyba, że… Nie, to nie możliwe,
żeby Mario coś się stało i nie chcą mi nic powiedzieć, ale jeśli? Może powinnam
do niego zadzwonić? Nawet jeśli go usunęłam, to na moje nieszczęście znam jego
numer na pamięć.
Spojrzałam przez okno i
zdałam sobie sprawę, że na tym przystanku wysiadam. Podeszłam do drzwi i jak
reszta turystów czekałam aż bus zwolni i w końcu się zatrzymał. Kiedy to się
stało, razem z tłumem wypadłam z pojazdu i mogłam w końcu nabrać „świeżego”
powietrza. Obrałam dobry kierunek i ruszyłam do London Eye, gdzie stanęłam w
kolejce wraz z innymi. Na szczęście ja nie musiałam tak długo czekać i poszłam
jako jedna z pierwszych. Weszłam do wielkiej szklanej kuli i kiedy weszła do
środka odpowiednia ilość London Eye ruszyło. Zawsze marzyłam o tym dniu, żeby
tutaj być. W końcu moje marzenie się spełniło dzięki mojemu przyjacielowi,
który gdzieś tutaj jest.
- Pięknie, prawda? –
zapytał jakiś chłopak, który stanął obok mnie.
Spojrzałam na niego i
pokiwałam głową. Zmarszczyłam czoło, widząc go. Miałam wrażenie, że go już
wcześniej spotkałam.
- Czy my się nie znamy? –
zapytałam.
Ten spojrzał na mnie i na
jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Lena? - zmarszczyłam
czoło jeszcze bardziej, próbując sobie go przypomnieć. – Spotkaliśmy się, a
raczej wpadliśmy na siebie w parku.
- Liam! – uśmiechnęłam się.
– A jednak znowu się spotykamy.
- Tak. I dzisiaj ktoś idzie
ze mną na kawę. Chyba nie zapomniałaś o tym?
- Oczywiście, że nie.
Powiem ci, że dzisiaj z przyjemnością wzięłabym ten afrodyzjak do ust.
- Czyżby zły dzień? –
uśmiechnął się w taki sposób, że moje serce zaczęło wariować.
- Bardziej zła noc.
- Ooo… To nie pytam o
szczegóły.
Dałam chłopakowi sójkę w
bok. W końcu razem ucichliśmy i podziwialiśmy piękno Londynu. Był on
niesamowity, miałam taką ochotę zostać tutaj w górze i nigdzie się nie ruszać.
Może powinnam zacząć studiować w Londynie? Może tutaj znalazłabym jakąś drogę
życia?
Po niecałych czterdziestu
minutach wysiedliśmy z kuli. Byłam taka szczęśliwa, że mogłabym tańczyć.
Spojrzałam na Liama i odezwałam się.
- To gdzie idziemy na tą
kawę?
- Chodź, pokaże ci
wspaniałą kawiarenkę.
Pokiwałam głową i ruszyłam
za nim. Po jakiś pięciu minut weszliśmy do naprawdę małej, ale przyjemnej
kawiarni. Usiadłam przy oknie, a Liam poszedł zamówić. Kiedy przyszedł do
stolika, ściągnął wreszcie czapkę, którą do tej pory miał na głowie i usiadł
naprzeciwko mnie.
- Szkoda, że zima w
Londynie się skończyła, prawda?
- Tak, bardzo mi się
podobała, a wcześniej nie miałam okazji zobaczyć Londynu o tej porze roku.
- To nie jesteś stąd? –
pokręciłam przecząco głową. – To z której części Anglii jesteś?
- Nie jestem angielką –
uśmiechnęłam się. Poczułam wibracje w kieszeni. Uśmiechnęłam się przepraszająco
i odebrałam telefon. – Tak?
- Cześć Lena – usłyszałam głos
Łukasza. – Marco kazał mi tobie przekazać, że załatwił ci te bilety, ale o
reszcie ja ci mam powiedzieć.
- To świetnie, ale pogadamy
wieczorem, ok? – spojrzałam na kelnerkę, która przyniosła mi kawę i ciastko.
Kiwnęłam do niej głową na znak, że dziękuję.
- Jasne, ja nie
przeszkadzam. Trzymaj się.
- Pa.
Rozłączyłam się i wrzuciłam
telefon do kieszeni. Spojrzałam na Liama, który wyglądał na zszokowanego.
- Wszystko w porządku?
- Czy to był polski?
- Tak, właśnie rozmawiałam
kuzynem, ponieważ miał mi załatwić bilety na mecz, który za tydzień się
odbędzie.
- Stop, stop, stop… -
chłopak pokręcił głową. – Tego jest za dużo… Nazywasz się Lena, jesteś Polką,
lubisz piłkę nożną, najwyraźniej twój kuzyn też…
- No tak, dlaczego to cię
tak dziw… No chyba nie.
Z przerażeniem patrzyłam na
chłopaka, poczułam jak moje serce wali jak młot.
- Lena Piscek?
Słysząc swoje nazwisko wybuchłam
śmiechem i pokiwałam twierdząco głową.
- A ty jesteś Liam Payne?
Szybko wstaliśmy od stolika
i rzuciliśmy się sobie w ramiona. W końcu mogłam przytulić mojego najlepszego
przyjaciela. W końcu odnaleźliśmy się.
Chcę podziękować dziewczynom, które chcą i komentują moje rozdziały. Dzięki nim wiem, że ktoś mnie czyta, a ostatnimi czasy mam wrażenie, że takich osób jest coraz mniej. Dlatego dodam ankietę, żebym miała jakąś świadomość, iż czyta mnie więcej niż 7/8 dziewczyn.
Chciałabym też przeprosić wszystkich, których ostatnio mogłam urazić, ponieważ ostatnie tygodnie były dla mnie naprawdę ciężkie i moje nerwy były zszargane, ale nie będę się tłumaczyć. Po prostu przepraszam.
No i ostatnia sprawa, przepraszam, że nie dodałam w piątek, ale po prostu brak sił ;(
Będę wdzięczna, jeżeli pod tym rozdziałem i Ty skomentujesz, ponieważ to jest dla mnie bardzo ważne.
Kinga
Nareszcie moje upragnione spotkanie Liama i Leny! Świetny rozdział, fajnie się go czytało.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o te ostatnie 2 tygodnie, nie martw się, każdy ma swoje ciężkie dni i nie musisz się tłumaczyć - a przynajmniej nie przede mną. :)
Pozdrawiam,
Ndege
Genialny genialny genialny. Dziękuje że go dodałas, haha.
OdpowiedzUsuńTeraz czekam niecierpliwie na kolejny, nie denerwuj się jeśli następnym razem też będę do cb pisała żebyś dodała jak naj prędzej.
Ave Kinga! haha
Dominikaa
nareszcie ! w końcu ! rozdział świetny ! długo wyczekiwane zrozumienie że to właśnie oni ;D czekam na następny rozdział ! ;D
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie !!! No i w końcu Lena spotkała Liama :) Super. Czekam na nn. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńejj a;e wiesz że oni już się wcześniej spotkali??
UsuńI spotkała swojego przyjaciela :D świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńrozdział boski, w końcu spotkała liama
OdpowiedzUsuńja zawsze zaglądam i patrze czy dodajesz rozdziały
także pamiętaj, że ja jestem z tobą
Weronika P
Boski (jak zwykle). I oczywiście, że skomentuje po to tu jestem :P
OdpowiedzUsuńNareszcie spotkałam Liama!!!! Teraz musze wyczekiwac kiedy sie skapnie, ze jest z 1D...
W takim razie czekam na nastepny!
Iwona :*
Wreszcie Lena spotkala Liama, tyle na to spotkanie czekalam, ze teraz jestem ciekawa co bedzie dalej. Czekam na nn z niecierpliowscia
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz dziewczyno! :)
OdpowiedzUsuńfajnie,że w końcu Lena i Liam się spotkali :)
mam również nadzieje,że Lena i Mario będą razem :)
czekam na następny!
genialny :)
OdpowiedzUsuńsuper piszesz. :D
czekam na kolejny :))
Świetny rozdział:) W końcu się spotkali:)
OdpowiedzUsuńJest kilka takich blogów gdzie mam dylemat czy autorkę zabić czy się z nią ożenić. Nie będę pisać, że rozdział świetny i świetnie piszesz, bo ty to wiesz, a jeśli nie to uświadom to sb.
OdpowiedzUsuńJestem beznadziejna w pisaniu komentarzy i nie wiem co napisać i dlatego tak bredzę, więc wybacz.
JEDNYM SŁOWEM JESTEŚ ZAJEBISTA!!!
(tak na posdumowanie ;P)
Ale super !!! Odnaleźli się <3 Cudne! Czekam na następny
OdpowiedzUsuńjestem tu i czytam :) i uwielbiam ;) nie komentuje ale jestem xD
OdpowiedzUsuńhaha a już się bałam, że się nie odnajdą!
OdpowiedzUsuńhymmm fajne xdd jest masakra. uwielbiam tego bloga. zośśśśśśśśa > :d
OdpowiedzUsuńświetny ale...
OdpowiedzUsuńco dalej ??
czekam niecierpliwie :*
SUPER
Skoro ci zależy, to skomentuje. No ale ty wiesz, jaka ja jestem leniwa. xd
OdpowiedzUsuń