czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział piętnasty

*DZIĘKUJĘ, ŻE SKOMENTOWAŁYŚCIE OSTATNI ROZDZIAŁ*

Lena, 05 grudnia 2012r.
 - Niesamowite – w końcu usiedliśmy na miejscu. – Po tylu latach…
 - Tak i jeszcze zabawniejsze jest to, że spotkaliśmy się wcześniej. Wiesz, że wtedy przez chwilę się zastanawiałem, czy to nie ty?
 - A ja nie miałam takiego uczucia – wzięłam łyk kawy. – Nie chcę coś mówić, ale normalnie mam wrażenie, że kogoś mi przypominasz…
 Chłopak się zaczerwienił i zaczął drapać po głowie.
 - Lena, bo… Wiesz, jest taka sprawa, że no… Byłaś niedawno na koncercie mojej grupy.
 Zakrztusiłam się i w szoku spojrzałam na niego. No nie wierzę. Przez tyle lat ze sobą pisaliśmy, a ten dopiero dzisiaj mi powiedział, że jest wokalistą One Direction? Na dodatek widział cały ten cyrk.
 - Wszystko w porządku? – pokiwałam twierdząco głową.
 - Tyle, że po prostu mam złe wspomnienia z tym koncertem.
 - Dlaczego? Było bardzo zabawnie, kiedy ta dziewczyna wskoczyła w tłum… Podobno była jeszcze jedna koło naszego perkusisty, ale żaden jej nie widział.
 Nerwowo zaczęłam gnieść serwetkę. Czułam się jakbym płonęła.
 - Liam, bo tą dziewczyną była moja współlokatorka, a dziewczyną za perkusją byłam ja.
 Chłopak zaczął się krztusić popitą herbatą. Szybko wstałam i zaczęłam go klepać po plecach. Widziałam jak wszyscy obecni tutaj patrzą na nas jak na jakiś wariatów. Kiedy Liam się uspokoił, spojrzał na mnie i uśmiechnął się. No nie wierzę, że tyle lat ze sobą pisaliśmy, a ja nie wiedziałam, że ma tak wspaniały uśmieszek. I jeszcze te oczy.
 Przeczesałam włosy do tyłu i delikatnie się uśmiechnęłam.
 - Nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć – spojrzałam w jego oczy. – Wiesz o mnie wszystko, ale może nie do końca. Chyba pora w końcu powiedzieć kim tak naprawdę jestem.
 Liam złapał moją rękę, dzięki czemu poczułam się lepiej.
 - Znaczy się, o mnie wiesz wszystko, ale nie wiesz, że mój kuzyn jest znanym piłkarzem, grającym w Borussia Dortmund.
 - Czekaj, czekaj… Czy twoim kuzynem jest Lukas Piscek? – pokiwałam twierdząco głową. – Wiedziałem!
 - Skąd? – spojrzałam na niego w szoku.
 - Niedawno mój przyjaciel włączył właśnie na mecz, gdzie grał twój kuzyn i od razu pomyślałem o tobie. Zastanawiałem się, czy to nie jest jakiś zbieg okoliczności, czy coś. Lou zaproponował mi, żebym pogrzebał w Internecie, ale to nie byłoby to samo, co teraz.
 Uśmiechnęłam się.
 - To na pewno też kojarzysz Mario Gotze…             
 Chłopak zmarszczył czoło, a po chwili pokręcił przecząco głową. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam.
 - Mario to jest mój chłopak…
 - Poczekaj, poczekaj… Czyli nie dość, że masz sławnego kuzyna, to twój chłopak też jest bogiem wielu niemieckich fanek? – pokiwałam twierdząco głową. – No to teraz wszystko rozumiem. Powiedz mi jak to teraz z wami jest.
 Ruszyłam ramionami. Nie miałam pojęcia, co mogę mu powiedzieć. Od jakiś dwóch tygodni nic o nim nie wiem i jakoś mi się do tego nie śpieszy. Zdałam sobie sprawę, że jednak życie bez niego jest dużo łatwiejsze i przyjemniejsze. Jak na dzień dzisiejszy mogłabym do niego pojechać i powiedzieć, że z nami koniec. Myślę, że mu nie sprawi żadnej różnicy, czy z nim będę, czy nie. Jest przecież ubóstwiany przez miliony dziewczyn.
 - A twoją byłą dziewczyną też jest jakaś popularna dziewczyna? – zapytałam.
 - Można powiedzieć. Danielle, to była ta dziewczyna, której zniszczyłyście występ.
 Zmrużyłam oczy, chcąc sobie przypomnieć tamten występ.
 - Czy to była ta dziewczyna o ciemnych, kręconych włosach? – Liam pokiwał twierdząco głową. – Mogę coś ci powiedzieć? A nawet jeśli się nie zgodzisz, to ci powiem, że jesteś idiotą. Nawet nie spodziewałam się, że na pierwszym spotkaniu będę musiała ci to powiedzieć. Kurde, jak mogłeś takiej dziewczynie jak ona pozwolić odejść?
 - Nie była ze mną szczęśliwa…
 - A tam. Najwyraźniej nie starałeś się tak jak powinieneś. Zawalcz o nią, jeżeli ci na niej zależy.
 - Och, dlaczego wy mi nie dacie spokoju? – przewrócił oczami, a ja się do niego uśmiechnęłam.
 Wstałam od stolika i zaczęłam się ubierać.  W końcu podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia.
 - Liam wiesz, że cię kocham – przez chwilę nie wiedziałam, co chciałam powiedzieć dalej. – Kurde, nie jest to łatwo mówić w żywe oczy. No, ale cóż i tak znasz prawdę. Więc mnie posłuchaj… Jeżeli nie zawalczysz o swoją prawdziwą miłość, nie ważne, czy to Danielle, czy ktokolwiek inny, to uwierz mi, że mam już doświadczenie z wazonami.
 Chłopak spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. Kurde! Tyle lat w taki sposób musiał śmiać się z moich listów, a ja nie miałam szansy tego usłyszeć. Mogłabym się w nim zakochać, ale kocham go już jak brata.
 Nachyliłam się nad nim i pocałowałam jego policzek.
 - Do zobaczenia.

*** 
Mario, 06 grudnia 2012r.

 - Roman zakładaj tą brodę – rzuciłem w kierunku naszego bramkarza siwą brodę.
 Ten tylko zmarszczył nos, kiedy poczuł zapach tego rekwizytu. Nie chcę wiedzieć skąd chłopaki wytrzęśli ten strój Mikołaja, ale muszę przyznać, że Weinderfeller wyglądał przekonująco. Wszyscy razem wsiedliśmy do autobusu. Nie potrafiłem się doczekać, żeby zobaczyć miny dzieciaków. To musi być dla nich wielki dzień, a one muszą spędzać go w takim ponurym miejscu. Przynajmniej ja kojarzę sobie takie miejsca w ten sposób.
  Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się przed szpitalem. Muszę przyznać, że nie wygląda tak strasznie jak myślałem. Razem z Marco pomogliśmy wstać Romanowi z miejsca. Jednak ten brzuszek utrudnia mu poruszanie się.
  W holu czekały na nas pielęgniarki z dzieciakami, które na widok św. Mikołaja zaczęły się szczerzyć jak nigdy. Kto by pomyślał, że taki drobny czyn mógłby zrobić tyle dobrego.
 - Mario! – usłyszałem za sobą głos Olivera.
 Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka, który biegł w moim kierunku. Uśmiechnąłem się i wziąłem go w ramiona. Bardzo się cieszyłem, że go mogłem dzisiaj zobaczyć. Chyba tylko na to dzisiaj tak niecierpliwie czekałem.
 - To ty przyprowadziłeś tego św. Mikołaja? – popatrzył na mnie swoimi wielkimi ślepkami. Pokiwałem twierdząco głową, na co on się jeszcze bardziej uśmiechnął. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
 - Nie ma za co – pogłaskałem go po głowie. – Dla ciebie wszystko.
 - Zaraz mama przyjdzie, a wtedy jej przedstawię was wszystkich – pokazał na moich kumpli. – Może nawet weźmiemy sobie u Kuby lekcje polskiego? Co ty na to?
 - Myślę, że to świetny pomysł.
 Złapałem chłopaka za rękę i poszliśmy razem do Romana, który z dzieciakami bawił się jak nigdy. Zastanawiam się, dlaczego on jeszcze nie dorobił się szkrabów – byłby świetnym ojcem. Zostawiłem Olivera w opiece Mikołaja i poszedłem do Marco, który chyba próbował wytłumaczyć jakiejś dziewczynce na czym polega spalony, ale więcej w tym ataku śmiechu niż tłumaczeń.
 Usiadłem na krześle obok i popatrzyłem na tą dwójkę. Chora musiała mieć z jakieś dziewięć lat, ale wyglądała na taką, która już wiele przeszła, lecz ciągle się uśmiechała i to było w niej najpiękniejsze.
 - Mogę coś ci powiedzieć? – zwróciła się do Reusa.
 - Słucham.
 - Jesteś najgorszym nauczycielem z jakim do tej pory miałam do czynienia.
 Chłopaka zamurowało. Spojrzał to na mnie, to na nią. Rozbawiła mnie jego mina. Był taki uroczy, że normalnie miałem ochotę powiedzieć do niego „Misiu” i dać buziaka w jego mordeczkę, ale postanowiłem zachować jakąś godność.
 Spojrzałem w kierunku wejścia i zobaczyłem Sinę, która była zaskoczona na nasz widok. Kiedy zobaczyła mnie, pomachała i podbiegła do nas. Uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawiły się łzy.
 - Od kiedy wiedziałeś? – zapytała.
 - Pamiętasz telefon w parku? – pokiwała twierdząco głową. – Właśnie ten wariat – pokazałem na Marco – mnie o tym poinformował.
 Dziewczyna przytuliła się do mnie, a potem przytuliła się do Reusa.
 - Dziękuję wam… - szepnęła.
 - Mama! – koło nas zjawił się Oliver. – Ty widziałaś tego św. Mikołaja? To nie doktor Engel! To ten prawdziwy!
 Chłopak skakał ze szczęścia. Bardzo przypominał mnie w dzieciństwie, lecz ja nie musiałem walczyć z taką ciężką chorobą jak on. Sam nie wiem, czy byłbym na siłach z nią walczyć jak te wszystkie tutaj dzieci.
 - Mamo przedstawimy ci z Mario wszystkich piłkarzy BvB! – pociągnął mnie i Sinę za rękę.
 Jako pierwsi byli nasz Trójca, czyli Kuba, Łukasz i Robert. Chłopacy przybili żółwiki Młodemu, na co ten obdarzył ich wielkim uśmiechem. Kiedy popatrzyłem na Sinę, zobaczyłem w niej kobietę tak piękną i silną. Chyba właśnie tym Bóg obdarza matki.
 Po chwili pociągnął nas do reszty. Kto by spodziewał się, że może mu sprawić taką przyjemność spotkanie z nami. Ten po prostu nie miał pojęcia za kogo ma się teraz wziąć. W końcu dobiegł do sofy, gdzie skoczył zmęczony rozmowami z piłkarzami. Przytulił się do mamy i zamknął oczy.
 - Dziękuję Mario – mruknął.
 - A nie ma za co – uśmiechnąłem się. - Szkoda, że nie miałeś szansy poznać jeszcze kilku innych graczy, ale niestety, nie mogli przyjechać.
 - Nic się nie stało.. I tak mi się podobało.

 ***
Vera, 06 grudnia 2012r.

 Razem z Leną wpadłyśmy do jednej z łazienek, które znajdowały się w galerii. Z mojej wielkiej torby zaczęłam wyciągać potrzebne mi rzeczy, na co przyjaciółka patrzyła jakby mnie coś popierdzieliło – czyli wszystko było w jak najlepszym porządku. Na głowę założyłam czarną perukę, a na siebie założyłam rosyjski strój, który zakupiłam parę lat temu.
 - Czy z tobą wszystko w porządku? – Lena w końcu się odezwała, ale ja tylko pokiwałam głową i kontynuowałam swoje strojenie. – No ja mam wrażenie, że z tobą jest coraz gorzej. Czy ty przypadkiem nie uderzyłaś się w głowę, kiedy skakałaś w tłum?
 - Możliwe – mruknęłam i zabrałam się za robienie makijażu. – Powiem ci, że ty w ogóle nie potrafisz się bawić.
 Kiedy w końcu skończyłam się przygotowywać, wyszłam do centrum. Wszyscy na mnie się w taki dziwny sposób patrzeli, no ale cóż – przywykłam do tego.
 Pociągnęłam Lenę za jeden z filarów skąd był bardzo dobry widok na scenę, gdzie na środku miał siedzieć św. Mikołaj, a w około miały spacerować elfy. Najzabawniejsze jest to, że One Direction zaoferowało swoją pomoc dzisiaj, ale postanowili zrobić niespodziankę wszystkim dzieciom – czyli morał z tej bajki jest taki, że nikt nie ma pojęcia, iż oni dzisiaj tutaj będą. Dobra, coś mi z tego nie wyszło... Hmm... Czyli znowu nie wzięłam moich leków na ADHD.
 - Wyjawisz mi swój plan?  - Lena zadała pytanie i usiadła na ławeczce, popijając swoją kawę.
 - Tutaj masz list, który dasz świętemu Mikołajowi – podałam jej fioletową kopertę. – A teraz chodź ze mną na dół. Cholera, zbierają się dzieci, a chcę jeszcze dzisiaj zrobić pranie!
 Pociągnęłam dziewczynę i zaczęłyśmy biec przez centrum handlowe. Nic nie mówię o tym jak ludzie patrzeli na mnie. Jestem pewna, że wiele z nich miało wielką ochotę dzwonić do swoich psychiatrów. Kiedy w końcu dotarłyśmy na dół, stanęłam w kolejce za małym blondaskiem, który z otwartą buzią popatrzył się na mnie. Uśmiechnęłam się do niego i pogłaskałam po główce.
 - Ro-zu-miesz po an-gie-lsku? – zaczął niezdarnie sylabizować.
 - Słońce, oczywiście, że cię rozumiem – powiedziałam z rosyjskim akcentem, którego nauczyłam się podczas roku spędzonego w Moskwie.
 - To świetnie – pokazał swoje ubogie uzębienie. – Przynajmniej nie będę musiał rozmawiać z tobą na migi.
 Zaśmiałam się i machnęłam ręką.
 - A o czym chciałbyś ze mną porozmawiać?
 - A o tym, co taka stara baba jak ty robi w kolejce do świętego Mikołaja?
 Usłyszałam parsk śmiechu za sobą. Wyprostowałam się i spojrzałam na Lenę, która próbowała kopertą zasłonić swoją twarz. Gdyby nie to, że ten strój jest odrobinę za mały, to na pewno rzuciłabym się na nią. Wzięłam głęboki wdech i z uśmiechem na twarzy pogłaskałam chłopaczka po głowie.
 Po dwóch godzinach stania w kolejce nareszcie nadeszła moja kolej. Uśmiechnęłam się i odwróciłam za siebie. Wszystkie fanki już się dowiedziały o Mikołajkowej akcji 1D. Jakie ja miałam szczęście, że wiedziałam o tym wcześniej i nie muszę teraz stać w parogodzinnej kolejce.
 - Ho ho ho – odezwał się Liam. – Kogo tutaj widzę? Czy nie jesteś już za stara?
 - Mikołaju – zaczęłam z moim rosyjskim akcentem. – U mnie w kraju, to jestem jeszcze traktowana jako dziecko, więc mam nadzieję, że mi wybaczysz, iż chciałam ciebie przytulić.
 Jak powiedziałam tak zrobiłam. Miałam ochotę go zatłuc za te perfumy, które użył. Moje ulubione…
 Dobra, weź się w garść – opamiętałam się i uśmiechnęłam.
 - Dobrze, to ja teraz sobie już pójdę.
 - Ho ho ho, ale nie powiedziałaś mi jeszcze, co chcesz dostać.
 Spuściłam wzrok. Zawsze takie pytanie zadawali mi moi rodzice, kiedy chcieli mi coś wynagrodzić. Zawsze dostawałam, to co zażyczyłam sobie, ale nigdy nie mogli mi dać, tego o czym marzyłam. Przez to stałam się taka jaka jestem.
 - Mikołaju, a jesteś w stanie podarować mi wszystko, o co ciebie poproszę? – ten pokiwał głową. – Chciałabym odzyskać wszystkich których kocham.
 - To bądź cierpliwa – szepnął do mnie. – A teraz zdjęcie!

***
Liam, 06 listopada 2012r.

 Po męczącym dniu w centrum wróciliśmy do domu. Razem z Niallem usiedliśmy przed PS3 i puściliśmy sobie Fifę. Harry przeszedł nam przed nosem i cały czas się śmiał, czytając SMS’y od Emmy. Odkąd się z nią spotkał chodzi jak w skowronkach .
 - Harry? – do salonu wpadł Louis. – Kiedy przyprowadzisz swoją dziewczynę?
 - Emma nie jest moją dziewczyną – mruknął chłopak.
 - Jeszcze – powiedziałem na raz z Niallem.
 Chłopak przewrócił oczami i kiedy zdał sobie sprawę, że nie zazna tutaj spokoju, wstał i wyszedł. Z chłopakami przybiliśmy sobie po piątce i wróciliśmy do gry.
 - Liam, a ty, co dostałeś w tej kopercie? – zapytał Louis.
 Właśnie! Kompletnie zapomniałem o tej kopercie, którą wręczyła mi dzisiaj Lena. Wstałem i poszedłem do holu, gdzie zacząłem grzebać po kieszeni swojej kurtki. W końcu znalazłem to. Szybko otworzyłem ją i zerknąłem do środka, gdzie znajdował się ten list.

Cieszę się, że podobało Ci się moje zdjęcie.
~Twoja rosyjska babeczka

 Tylko nie to. Tą dziewczyną była Vera? Zobaczyłem, że i tym razem jest coś na odwrocie. Był, to jej numer telefonu z dopiskiem: Jeżeli chcesz, to dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
 Szybko z kieszeni wyciągnąłem telefon i wystukałem jej numer. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach usłyszałem damski głos.
 - Biuro matrymonialne „Samotnia”, w czym mogę pomóc.
 Szybko się rozłączyłem i spojrzałem jeszcze raz na telefon.
 - Chyba sobie ze mnie kpisz… - pokręciłem głową z uśmiechem i wróciłem do przyjaciół.

Bardzo, ale bardzo dziękuję Wam, że skomentowałyście ostatni rozdział. Napisało Was 20, a przeważnie komentuje tylko 7... Ogromna różnica, nie? I właśnie z tego powodu popłakałam się wczoraj ze szczęścia. Ponieważ zdałam sobie sprawę, że jednak mam dla kogo pisać. Nie wiem, czy Wam się ten rozdział spodoba, ale starałam się. Po prostu teraz jest coraz trudniej, ponieważ jak same zdałyście sobie sprawę, że do Wigilii coraz mniej czasu :D
Trzymajcie się ;*

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :) czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial!:)
    Mam nadzieje, ze Lena wroci do Mario, oni sa dla siebie stworzeni xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Strój Very...śmiałam się z tego cału rozdział XD Rozdział świetny, jak zawsze z resztą :D Czekam na nexta
    Pozdrawiam,
    N.
    PS. Zapraszam do mnie
    http://onedirectiontakemehomelouise.blogspot.com/
    http://sakura-and-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział BOSKI!!!!!!
    Pamiętaj zawsze znajdzie się ktoś kto będzie chciał przeczytac twojego bloga
    Tą osobą będę np.:JA!!!!!!!!!!!
    życzę ci głowy pękającej od pomysłów!!!!!
    :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział !! Czekam na następny ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Światnie genialny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam tą historię! :))

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo proszę o nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  10. o jacie to jest świetne :) Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń