*DZIĘKUJĘ, ŻE SKOMENTOWAŁYŚCIE OSTATNI ROZDZIAŁ*
Lena, 05 grudnia 2012r.
- Niesamowite – w końcu
usiedliśmy na miejscu. – Po tylu latach…
- Tak i jeszcze
zabawniejsze jest to, że spotkaliśmy się wcześniej. Wiesz, że wtedy przez
chwilę się zastanawiałem, czy to nie ty?
- A ja nie miałam takiego
uczucia – wzięłam łyk kawy. – Nie chcę coś mówić, ale normalnie mam wrażenie,
że kogoś mi przypominasz…
Chłopak się zaczerwienił i
zaczął drapać po głowie.
- Lena, bo… Wiesz, jest taka
sprawa, że no… Byłaś niedawno na koncercie mojej grupy.
Zakrztusiłam się i w szoku
spojrzałam na niego. No nie wierzę. Przez tyle lat ze sobą pisaliśmy, a ten
dopiero dzisiaj mi powiedział, że jest wokalistą One Direction? Na dodatek
widział cały ten cyrk.
- Wszystko w porządku? –
pokiwałam twierdząco głową.
- Tyle, że po prostu mam
złe wspomnienia z tym koncertem.
- Dlaczego? Było bardzo
zabawnie, kiedy ta dziewczyna wskoczyła w tłum… Podobno była jeszcze jedna koło
naszego perkusisty, ale żaden jej nie widział.
Nerwowo zaczęłam gnieść
serwetkę. Czułam się jakbym płonęła.
- Liam, bo tą dziewczyną
była moja współlokatorka, a dziewczyną za perkusją byłam ja.
Chłopak zaczął się krztusić
popitą herbatą. Szybko wstałam i zaczęłam go klepać po plecach. Widziałam jak
wszyscy obecni tutaj patrzą na nas jak na jakiś wariatów. Kiedy Liam się
uspokoił, spojrzał na mnie i uśmiechnął się. No nie wierzę, że tyle lat ze sobą
pisaliśmy, a ja nie wiedziałam, że ma tak wspaniały uśmieszek. I jeszcze te
oczy.
Przeczesałam włosy do tyłu
i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie wiem, co mogę jeszcze
powiedzieć – spojrzałam w jego oczy. – Wiesz o mnie wszystko, ale może nie do
końca. Chyba pora w końcu powiedzieć kim tak naprawdę jestem.
Liam złapał moją rękę,
dzięki czemu poczułam się lepiej.
- Znaczy się, o mnie wiesz
wszystko, ale nie wiesz, że mój kuzyn jest znanym piłkarzem, grającym w
Borussia Dortmund.
- Czekaj, czekaj… Czy twoim
kuzynem jest Lukas Piscek? – pokiwałam twierdząco głową. – Wiedziałem!
- Skąd? – spojrzałam na
niego w szoku.
- Niedawno mój przyjaciel
włączył właśnie na mecz, gdzie grał twój kuzyn i od razu pomyślałem o tobie.
Zastanawiałem się, czy to nie jest jakiś zbieg okoliczności, czy coś. Lou
zaproponował mi, żebym pogrzebał w Internecie, ale to nie byłoby to samo, co
teraz.
Uśmiechnęłam się.
- To na pewno też kojarzysz Mario Gotze…
Chłopak zmarszczył czoło, a
po chwili pokręcił przecząco głową. Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam.
- Mario to jest mój
chłopak…
- Poczekaj, poczekaj… Czyli
nie dość, że masz sławnego kuzyna, to twój chłopak też jest bogiem wielu
niemieckich fanek? – pokiwałam twierdząco głową. – No to teraz wszystko
rozumiem. Powiedz mi jak to teraz z wami jest.
Ruszyłam ramionami. Nie
miałam pojęcia, co mogę mu powiedzieć. Od jakiś dwóch tygodni nic o nim nie
wiem i jakoś mi się do tego nie śpieszy. Zdałam sobie sprawę, że jednak życie
bez niego jest dużo łatwiejsze i przyjemniejsze. Jak na dzień dzisiejszy
mogłabym do niego pojechać i powiedzieć, że z nami koniec. Myślę, że mu nie
sprawi żadnej różnicy, czy z nim będę, czy nie. Jest przecież ubóstwiany przez
miliony dziewczyn.
- A twoją byłą dziewczyną
też jest jakaś popularna dziewczyna? – zapytałam.
- Można powiedzieć.
Danielle, to była ta dziewczyna, której zniszczyłyście występ.
Zmrużyłam oczy, chcąc sobie
przypomnieć tamten występ.
- Czy to była ta dziewczyna
o ciemnych, kręconych włosach? – Liam pokiwał twierdząco głową. – Mogę coś ci
powiedzieć? A nawet jeśli się nie zgodzisz, to ci powiem, że jesteś idiotą.
Nawet nie spodziewałam się, że na pierwszym spotkaniu będę musiała ci to
powiedzieć. Kurde, jak mogłeś takiej dziewczynie jak ona pozwolić odejść?
- Nie była ze mną
szczęśliwa…
- A tam. Najwyraźniej nie
starałeś się tak jak powinieneś. Zawalcz o nią, jeżeli ci na niej zależy.
- Och, dlaczego wy mi nie
dacie spokoju? – przewrócił oczami, a ja się do niego uśmiechnęłam.
Wstałam od stolika i
zaczęłam się ubierać. W końcu podeszłam
do niego i dotknęłam jego ramienia.
- Liam wiesz, że cię kocham
– przez chwilę nie wiedziałam, co chciałam powiedzieć dalej. – Kurde, nie jest
to łatwo mówić w żywe oczy. No, ale cóż i tak znasz prawdę. Więc mnie
posłuchaj… Jeżeli nie zawalczysz o swoją prawdziwą miłość, nie ważne, czy to
Danielle, czy ktokolwiek inny, to uwierz mi, że mam już doświadczenie z
wazonami.
Chłopak spojrzał na mnie i
zaczął się śmiać. Kurde! Tyle lat w taki sposób musiał śmiać się z moich
listów, a ja nie miałam szansy tego usłyszeć. Mogłabym się w nim zakochać, ale
kocham go już jak brata.
Nachyliłam się nad nim i
pocałowałam jego policzek.
- Do zobaczenia.
***
Mario, 06 grudnia 2012r.
- Roman zakładaj tą brodę –
rzuciłem w kierunku naszego bramkarza siwą brodę.
Ten tylko zmarszczył nos,
kiedy poczuł zapach tego rekwizytu. Nie chcę wiedzieć skąd chłopaki wytrzęśli
ten strój Mikołaja, ale muszę przyznać, że Weinderfeller wyglądał przekonująco.
Wszyscy razem wsiedliśmy do autobusu. Nie potrafiłem się doczekać, żeby
zobaczyć miny dzieciaków. To musi być dla nich wielki dzień, a one muszą
spędzać go w takim ponurym miejscu. Przynajmniej ja kojarzę sobie takie miejsca
w ten sposób.
Po jakimś czasie
zatrzymaliśmy się przed szpitalem. Muszę przyznać, że nie wygląda tak strasznie
jak myślałem. Razem z Marco pomogliśmy wstać Romanowi z miejsca. Jednak ten
brzuszek utrudnia mu poruszanie się.
W holu czekały na nas
pielęgniarki z dzieciakami, które na widok św. Mikołaja zaczęły się szczerzyć
jak nigdy. Kto by pomyślał, że taki drobny czyn mógłby zrobić tyle dobrego.
- Mario! – usłyszałem za
sobą głos Olivera.
Odwróciłem się i zobaczyłem
chłopaka, który biegł w moim kierunku. Uśmiechnąłem się i wziąłem go w ramiona.
Bardzo się cieszyłem, że go mogłem dzisiaj zobaczyć. Chyba tylko na to dzisiaj
tak niecierpliwie czekałem.
- To ty
przyprowadziłeś tego św. Mikołaja? – popatrzył na mnie swoimi wielkimi
ślepkami. Pokiwałem twierdząco głową, na co on się jeszcze bardziej uśmiechnął.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Nie ma za co –
pogłaskałem go po głowie. – Dla ciebie wszystko.
- Zaraz mama
przyjdzie, a wtedy jej przedstawię was wszystkich – pokazał na moich kumpli. –
Może nawet weźmiemy sobie u Kuby lekcje polskiego? Co ty na to?
- Myślę, że to
świetny pomysł.
Złapałem chłopaka
za rękę i poszliśmy razem do Romana, który z dzieciakami bawił się jak nigdy. Zastanawiam
się, dlaczego on jeszcze nie dorobił się szkrabów – byłby świetnym ojcem.
Zostawiłem Olivera w opiece Mikołaja i poszedłem do Marco, który chyba próbował
wytłumaczyć jakiejś dziewczynce na czym polega spalony, ale więcej w tym ataku
śmiechu niż tłumaczeń.
Usiadłem na
krześle obok i popatrzyłem na tą dwójkę. Chora musiała mieć z jakieś dziewięć
lat, ale wyglądała na taką, która już wiele przeszła, lecz ciągle się
uśmiechała i to było w niej najpiękniejsze.
- Mogę coś ci
powiedzieć? – zwróciła się do Reusa.
- Słucham.
- Jesteś
najgorszym nauczycielem z jakim do tej pory miałam do czynienia.
Chłopaka zamurowało.
Spojrzał to na mnie, to na nią. Rozbawiła mnie jego mina. Był taki uroczy, że
normalnie miałem ochotę powiedzieć do niego „Misiu” i dać buziaka w jego
mordeczkę, ale postanowiłem zachować jakąś godność.
Spojrzałem w
kierunku wejścia i zobaczyłem Sinę, która była zaskoczona na nasz widok. Kiedy
zobaczyła mnie, pomachała i podbiegła do nas. Uśmiechnęła się, a w jej oczach
pojawiły się łzy.
- Od kiedy
wiedziałeś? – zapytała.
- Pamiętasz
telefon w parku? – pokiwała twierdząco głową. – Właśnie ten wariat – pokazałem
na Marco – mnie o tym poinformował.
Dziewczyna
przytuliła się do mnie, a potem przytuliła się do Reusa.
- Dziękuję wam… -
szepnęła.
- Mama! – koło nas
zjawił się Oliver. – Ty widziałaś tego św. Mikołaja? To nie doktor Engel! To
ten prawdziwy!
Chłopak skakał ze
szczęścia. Bardzo przypominał mnie w dzieciństwie, lecz ja nie musiałem walczyć
z taką ciężką chorobą jak on. Sam nie wiem, czy byłbym na siłach z nią walczyć
jak te wszystkie tutaj dzieci.
- Mamo
przedstawimy ci z Mario wszystkich piłkarzy BvB! – pociągnął mnie i Sinę za
rękę.
Jako pierwsi byli
nasz Trójca, czyli Kuba, Łukasz i Robert. Chłopacy przybili żółwiki Młodemu, na
co ten obdarzył ich wielkim uśmiechem. Kiedy popatrzyłem na Sinę, zobaczyłem w
niej kobietę tak piękną i silną. Chyba właśnie tym Bóg obdarza matki.
Po chwili
pociągnął nas do reszty. Kto by spodziewał się, że może mu sprawić taką
przyjemność spotkanie z nami. Ten po prostu nie miał pojęcia za kogo ma się
teraz wziąć. W końcu dobiegł do sofy, gdzie skoczył zmęczony rozmowami z piłkarzami.
Przytulił się do mamy i zamknął oczy.
- Dziękuję Mario –
mruknął.
- A nie ma za co –
uśmiechnąłem się. - Szkoda, że nie miałeś szansy poznać jeszcze kilku innych graczy, ale niestety, nie mogli przyjechać.
- Nic się nie stało.. I tak mi się podobało.
Vera, 06 grudnia 2012r.
Razem z Leną
wpadłyśmy do jednej z łazienek, które znajdowały się w galerii. Z mojej
wielkiej torby zaczęłam wyciągać potrzebne mi rzeczy, na co przyjaciółka
patrzyła jakby mnie coś popierdzieliło – czyli wszystko było w jak najlepszym
porządku. Na głowę założyłam czarną perukę, a na siebie założyłam rosyjski
strój, który zakupiłam parę lat temu.
- Czy z tobą
wszystko w porządku? – Lena w końcu się odezwała, ale ja tylko pokiwałam głową
i kontynuowałam swoje strojenie. – No ja mam wrażenie, że z tobą jest coraz
gorzej. Czy ty przypadkiem nie uderzyłaś się w głowę, kiedy skakałaś w tłum?
- Możliwe –
mruknęłam i zabrałam się za robienie makijażu. – Powiem ci, że ty w ogóle nie
potrafisz się bawić.
Kiedy w końcu
skończyłam się przygotowywać, wyszłam do centrum. Wszyscy na mnie się w taki
dziwny sposób patrzeli, no ale cóż – przywykłam do tego.
Pociągnęłam Lenę
za jeden z filarów skąd był bardzo dobry widok na scenę, gdzie na środku miał
siedzieć św. Mikołaj, a w około miały spacerować elfy. Najzabawniejsze jest to,
że One Direction zaoferowało swoją pomoc dzisiaj, ale postanowili zrobić
niespodziankę wszystkim dzieciom – czyli morał z tej bajki jest taki, że nikt
nie ma pojęcia, iż oni dzisiaj tutaj będą. Dobra, coś mi z tego nie wyszło... Hmm... Czyli znowu nie wzięłam moich leków na ADHD.
- Wyjawisz mi swój
plan? - Lena zadała pytanie i usiadła na
ławeczce, popijając swoją kawę.
- Tutaj masz list,
który dasz świętemu Mikołajowi – podałam jej fioletową kopertę. – A teraz chodź
ze mną na dół. Cholera, zbierają się dzieci, a chcę jeszcze dzisiaj zrobić
pranie!
Pociągnęłam
dziewczynę i zaczęłyśmy biec przez centrum handlowe. Nic nie mówię o tym jak
ludzie patrzeli na mnie. Jestem pewna, że wiele z nich miało wielką ochotę
dzwonić do swoich psychiatrów. Kiedy w końcu dotarłyśmy na dół, stanęłam w
kolejce za małym blondaskiem, który z otwartą buzią popatrzył się na mnie.
Uśmiechnęłam się do niego i pogłaskałam po główce.
- Ro-zu-miesz po
an-gie-lsku? – zaczął niezdarnie sylabizować.
- Słońce,
oczywiście, że cię rozumiem – powiedziałam z rosyjskim akcentem, którego
nauczyłam się podczas roku spędzonego w Moskwie.
- To świetnie –
pokazał swoje ubogie uzębienie. – Przynajmniej nie będę musiał rozmawiać z tobą
na migi.
Zaśmiałam się i
machnęłam ręką.
- A o czym
chciałbyś ze mną porozmawiać?
- A o tym, co taka
stara baba jak ty robi w kolejce do świętego Mikołaja?
Usłyszałam parsk
śmiechu za sobą. Wyprostowałam się i spojrzałam na Lenę, która próbowała
kopertą zasłonić swoją twarz. Gdyby nie to, że ten strój jest odrobinę za mały,
to na pewno rzuciłabym się na nią. Wzięłam głęboki wdech i z uśmiechem na
twarzy pogłaskałam chłopaczka po głowie.
Po dwóch godzinach
stania w kolejce nareszcie nadeszła moja kolej. Uśmiechnęłam się i odwróciłam
za siebie. Wszystkie fanki już się dowiedziały o Mikołajkowej akcji 1D. Jakie
ja miałam szczęście, że wiedziałam o tym wcześniej i nie muszę teraz stać w
parogodzinnej kolejce.
- Ho ho ho –
odezwał się Liam. – Kogo tutaj widzę? Czy nie jesteś już za stara?
- Mikołaju –
zaczęłam z moim rosyjskim akcentem. – U mnie w kraju, to jestem jeszcze
traktowana jako dziecko, więc mam nadzieję, że mi wybaczysz, iż chciałam ciebie
przytulić.
Jak powiedziałam
tak zrobiłam. Miałam ochotę go zatłuc za te perfumy, które użył. Moje ulubione…
Dobra, weź się w
garść – opamiętałam się i uśmiechnęłam.
- Dobrze, to ja teraz
sobie już pójdę.
- Ho ho ho, ale
nie powiedziałaś mi jeszcze, co chcesz dostać.
Spuściłam wzrok.
Zawsze takie pytanie zadawali mi moi rodzice, kiedy chcieli mi coś wynagrodzić. Zawsze dostawałam, to co
zażyczyłam sobie, ale nigdy nie mogli mi dać, tego o czym marzyłam. Przez to
stałam się taka jaka jestem.
- Mikołaju, a
jesteś w stanie podarować mi wszystko, o co ciebie poproszę? – ten pokiwał
głową. – Chciałabym odzyskać wszystkich których kocham.
- To bądź
cierpliwa – szepnął do mnie. – A teraz zdjęcie!
***
Liam, 06 listopada 2012r.
Po męczącym dniu w
centrum wróciliśmy do domu. Razem z Niallem usiedliśmy przed PS3 i puściliśmy
sobie Fifę. Harry przeszedł nam przed nosem i cały czas się śmiał, czytając
SMS’y od Emmy. Odkąd się z nią spotkał chodzi jak w skowronkach .
- Harry? – do
salonu wpadł Louis. – Kiedy przyprowadzisz swoją dziewczynę?
- Emma nie jest
moją dziewczyną – mruknął chłopak.
- Jeszcze –
powiedziałem na raz z Niallem.
Chłopak przewrócił
oczami i kiedy zdał sobie sprawę, że nie zazna tutaj spokoju, wstał i wyszedł.
Z chłopakami przybiliśmy sobie po piątce i wróciliśmy do gry.
- Liam, a ty, co
dostałeś w tej kopercie? – zapytał Louis.
Właśnie!
Kompletnie zapomniałem o tej kopercie, którą wręczyła mi dzisiaj Lena. Wstałem
i poszedłem do holu, gdzie zacząłem grzebać po kieszeni swojej kurtki. W końcu
znalazłem to. Szybko otworzyłem ją i zerknąłem do środka, gdzie znajdował się
ten list.
Cieszę się, że podobało Ci się moje zdjęcie.
~Twoja rosyjska babeczka
Tylko nie to. Tą
dziewczyną była Vera? Zobaczyłem, że i tym razem jest coś na odwrocie. Był, to
jej numer telefonu z dopiskiem: Jeżeli
chcesz, to dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
Szybko z kieszeni
wyciągnąłem telefon i wystukałem jej numer. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem
zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach usłyszałem damski głos.
- Biuro
matrymonialne „Samotnia”, w czym mogę pomóc.
Szybko się
rozłączyłem i spojrzałem jeszcze raz na telefon.
- Chyba sobie ze
mnie kpisz… - pokręciłem głową z uśmiechem i wróciłem do przyjaciół.
Bardzo, ale bardzo dziękuję Wam, że skomentowałyście ostatni rozdział. Napisało Was 20, a przeważnie komentuje tylko 7... Ogromna różnica, nie? I właśnie z tego powodu popłakałam się wczoraj ze szczęścia. Ponieważ zdałam sobie sprawę, że jednak mam dla kogo pisać. Nie wiem, czy Wam się ten rozdział spodoba, ale starałam się. Po prostu teraz jest coraz trudniej, ponieważ jak same zdałyście sobie sprawę, że do Wigilii coraz mniej czasu :D
Trzymajcie się ;*
Polać Ci!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńświetnyy! :)
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial!:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze Lena wroci do Mario, oni sa dla siebie stworzeni xd
Strój Very...śmiałam się z tego cału rozdział XD Rozdział świetny, jak zawsze z resztą :D Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
N.
PS. Zapraszam do mnie
http://onedirectiontakemehomelouise.blogspot.com/
http://sakura-and-love.blogspot.com/
Rozdział BOSKI!!!!!!
OdpowiedzUsuńPamiętaj zawsze znajdzie się ktoś kto będzie chciał przeczytac twojego bloga
Tą osobą będę np.:JA!!!!!!!!!!!
życzę ci głowy pękającej od pomysłów!!!!!
:) ;)
Super rozdział !! Czekam na następny ;3
OdpowiedzUsuńŚwiatnie genialny!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą historię! :))
OdpowiedzUsuńbardzo proszę o nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńo jacie to jest świetne :) Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuń