sobota, 16 listopada 2013

Rozdział dwudziesty trzeci

Mario 17 grudnia 2012r.
 Włączyłem telewizor i spojrzałem na młodszego brata, który zajął się poszukiwaniem filmu. Oczywiście, jak zwykle nie śpieszyło mu się z tym wybieraniem. Kinomaniak większość filmów już widział kilkanaście razy, co powoduje, że Fabian i ja nie możemy nadrobić sobie zaległych projekcji. Starszy brat rzucił we mnie popcornem, udając później niewiniątko. Złapałem garść białej pyszności i rzuciłem w niego. Wtedy zaczęła się wojna. Fabian szybko wstał z fotela i rzucił się na mnie. Próbował mnie poczochrać po włosach, ale od paru lat już mu to nie wychodzi. Przewróciłem go więc na plecy i zacząłem wyszarpywać swoje dłonie z jego łap. Już miałem złapać za jego włosy, kiedy do pokoju wpadła nasza mama.
 - Liczę do trzech – powiedziała swoim poważnym głosem. – Jeszcze brakuje mi, żebyście tutaj zrobili bajzel. Mario, złaź z Fabiana.
 - Tak, mamo – powiedziałem i zrobiłem to o co mnie prosiła. – Felix!
 Spojrzałem na młodszego brata, który stał już przy telewizorze, trzymając pilot. W końcu znalazł film! – ucieszyłem się w myślach. Wskoczyłem na sofę, zabierając ze sobą miskę popcornu i swój ulubiony koc. Zrobiłem trochę miejsca, żeby i Felix się położył, ale najwyraźniej i Fabian zamarzył się położyć, bo jednak w fotelu nie jest tak wygodnie jak na tej sofie. Więc kiedy wszyscy leżeliśmy na dwuosobowej sofie, gdzie zmieściły się trzy osły włączyliśmy w końcu film. Od wieków tego nie robiliśmy.  Cała trójka cały czas trenuje, bo oczywiście moi bracia też są zapalonymi piłkarzami albo też spotyka się ze znajomymi. Czasem w niedziele przy obiedzie możemy sobie wszyscy porozmawiać.
 - Mario – usłyszałem głos Felixa.
 - Co? – odpowiedziałem.
 - Ciii… - ściszył nas Fabian. – Ja tutaj próbuję obejrzeć film, którego jak wam przypominam nigdy wcześniej nie widziałem.
 Kątem oka zauważyłem jak Felix kładzie się na Fabiana, a następnie wpycha się między nas, co starszemu się nie podobało i zaczął narzekać. Młodszy zaczął się jeszcze wiercić, żeby znaleźć sobie wygodne miejsce.
 - Felix, ty chyba dawno nie dostałeś – mruknął Fabian.
 - Dobrze, już. Mario – powiedział ściszonym głosem. – Mam do ciebie sprawę… Bo w tym roku chcemy spędzić wigilię u dziadków… A coś czuję, że ty nie za bardzo będziesz chciał do nich jechać, prawda?
 Zmarszczyłem czoło. Nie spodziewałem się tego. Z dziadkami nie widziałem się od kilku lat po tym jak mój własny dziadek uznał mnie za beztalencie i wyrzekł mnie się przy bliskich. Od tamtego dnia nie dzwoniłem do niego i nie odwiedzałem ich. Ja już nie mam dziadka. Żal mi trochę babci, ponieważ ona jest w środku tej wojny.
 - Dobrze myślisz – poczochrałem jego głowę. – Spokojnie, nie musicie się mną przejmować.
 - My raczej się tobą nie przejmowaliśmy – mruknął Fabian. – Ale matka chciała zostać z tobą, bo uważa, że nie powinieneś sam spędzać świąt.
  - Ech, nie martwcie się o mnie. I tak mamy wigilię w klubie, a następnego dnia zaparzę sobie kakałko, będę śpiewać kolędy i oglądać „Kevina sam w domu”…
 - Super.
Pokiwałem głową i wygramoliłem się z sofy, łapiąc komórkę. Wyszedłem na korytarz, gdzie spotkałem się z mamą, która najwyraźniej cały czas nas obserwowała. Widziałem w jej oczach łzy. Uśmiechnąłem się do niej i poklepałem po ramionach.
 - Nie martw się o mnie – pocałowałem jej policzek. – Jedźcie tam, tyle lat już ich nie odwiedzaliście.
 - Pojedź z nami… Święta to najlepszy czas, żeby wybaczać. Dziadek nie wiedział, co mówił wtedy… Byłeś jeszcze nastolatkiem…
 - Mamo – pokręciłem głową. – Nawet jeśli byłbym gotów mu wybaczyć, to nie w tym roku. Dobrze wiesz, co mnie czeka we wigilię…
 - Lena.
 Pokiwałem głową i jeszcze raz pocałowałem moją mamę. Trochę mi szkoda, że te święta muszę spędzać sam. Miałem nadzieję, że chociaż w tym roku spędzimy trochę więcej czasu razem, ale nie mogę jej zabronić kontaktu z rodzicami.
 Założyłem swoje buty i wyszedłem z domu. Poczułem, że muszę gdzieś iść. Od tamtego dnia, kiedy Sina mnie pocałowała unikaliśmy siebie nawzajem. Jednak oboje czuliśmy się winni, bo między nami nic nie mogłoby być. Nie kocham jej jako dziewczyny, ale jako przyjaciółkę…
 Na szczęście dziewczyna pracowała parę minut drogi od mojego mieszkania. Wszedłem do niewielkiej kawiarni na rogu, gdzie Sina była kelnerką. Zobaczyłem ją przy stoliku pod oknem. Minąłem ją dotykając jej łokcia, i kiwnąłem głową, dając do zrozumienia, że chcę porozmawiać. Dopiero po kilku minutach do mnie dotarła.
 - Co podać? – zapytała.
 - Poproszę wodę.. i rozmowę.
 - Nie mogę rozmawiać w pracy – spojrzała na mnie. – Posłuchaj… przepraszam cię za tamto.
 - Nie, to ja przepraszam. Bardzo ciebie lubię, ale ja wciąż kocham Lenę i zachowałem się nie fair wobec ciebie. Po prostu od dawna nie miałem takiej świetnej przyjaciółki jak ty…
 - Ja również nie miałam od wieków takiego przyjaciela…
 - Sztama? – podałem jej dłoń.
 - Och, ty masz podejście do kobiet, że ho ho – pokręciła z uśmiechem głową. – No sztama, bo co innego mam zrobić.
 - Pójść ze mną na wigilię do klubu. Oczywiście, mama i Oliver też mile widziani.
 Dziewczyna uśmiechnęła się i pokiwała głową. A więc jednak sam nie spędzę tych świąt.
 Poczułem wibracje w swojej kieszeni. Wyciągnąłem telefon i odebrałem telefon.
 - Słucham?
 - Mario, mam prośbę – oczywiście, Reus w końcu się do mnie odezwał. – Potrzebuję kogoś, żeby podwiózł mnie na lotnisko.
 - Teraz?
 - Tak, teraz.

***
Veronica, 18 grudnia 2012r.
 Obróciłam się w łóżku, nie potrafiąc zasnąć. Od kilku dni wszystko jest takie skomplikowane. Czuję, że kontakt z Liamem jest najgorszą rzeczą, którą mogłam zrobić, ale za razem najlepszą. Uwielbiam jego towarzystwo, potrafimy się dogadać i w ogóle, lecz nie zna mnie on mnie całkowicie… To jest przeszkodą, żeby cokolwiek między nami zaiskrzyło. No i jeszcze Lena, która od dwóch dni nie wychodzi z pokoju. Bardzo mi jej żal, bo domyślam się, że wewnątrz niej rozgrywa się bitwa. Ciągle zastanawia się, co zrobić, co wybrać.
 Ręką sięgnęłam po teczkę, która była zaadresowana do Leny. Ma ją dostać w odpowiednim czasie i chociaż mam wrażenie, że już ten czas nadszedł, to jednak jest coś, co powoduje, że jeszcze jej tego nie daję. Odłożyłam to na bok i usiadłam na łóżku. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zobaczyłam, że na dworze sypie śnieg. Szybko wypadłam z łóżka i podbiegłam do okna. Przycisnęłam nos do szyby i patrzyłam na białą okolicę. Niby powinnam być na zimę wściekła, dlatego, że przez nią same kłopoty z transportem, ale jednak mało kiedy mogę zobaczyć na żywo śnieg.
 Spojrzałam na dół, gdzie zobaczyłam parkujący samochód Stevena. Odwróciłam głowę i spojrzałam na zegar. Znowu zaspałam – pomyślałam. Złapałam pierwsze lepsze ubrania i zaczęłam się ubierać po drodze do kuchni. Wiem, wiem – pouczałam się w głowie. – Lena będzie musiała po mnie posprzątać.
 Kiedy usłyszałam dzwonek byłam w samym staniku, niestety nie zdążyłam jeszcze założyć golfa. Otworzyłam drzwi przyjacielowi, który na mój widok trochę się skrzywił, ale po chwili wróciła jego normalna mina. Uśmiechnęłam się więc i pocałowałam chłopaka w policzek.
 - Czy kiedykolwiek ubierzesz się na czas? – mruknął i wszedł do środka.
 - Co ty taki nie w humorze, Mycha? – rzuciłam już z kuchni. – Coś się stało?
 - Powiedzmy – usiadł przy stole, zdejmując tylko czapkę z głowy. – Będę chyba potrzebował twojej pomocy, Ver.
 - Z przyjemnością ci pomogę – zaczęłam ruszać  brwiami. – Tylko musisz mi powiedzieć w czym… Ale może po drodze, co?
 Zrobiłam parę łyków kawy i wybiegłam z mieszkania. Oczywiście na klatce musiałam się wrócić, bo zapomniałam kurtki, ale na szczęście mam Steven’a, który ma głowę na swoim miejscu. Weszliśmy więc do jego samochodu, gdzie jak najszybciej włączyłam na ogrzewanie. Przyjaciel wycofał i wjechał na główną drogę.
 - Więc Mycha, co się dzieje? – dźgnęłam go w bok.
 Ten spojrzał na mnie wzrokiem, którego wręcz nienawidzę u niego.
 - Mam opowiadać, co i jak? Czy prosto z mostu? – zapytał się, kiedy zatrzymał się na światłach.
 - Oczywiście, że prosto z mostu – powiedziałam, robiąc kilka łyków wody.
 - Zostanę ojcem.
 Zachłysnęłam się i spojrzałam w szoku na niego. Przyglądałam się mu, licząc, że zaraz powie, iż żartuje i wyjawi, co go naprawdę dręczy… Niestety, nic się na to nie zapowiada. Potrząsnęłam głową parę razy, próbując sobie jakoś to w głowie poukładać. Steven, mój najlepszy przyjaciel będzie ojcem… Z kim? Przecież nic mi nie mówił, że z kimś kręci. Zawsze wiedziałam jak pojawiła się jakaś dziewczyna. Tak samo on wiedział o mężczyznach w moim życiu. O wszystkich…
 - Gratuluję – wymusiłam uśmiech.
 - Nie gadaj głupot – warknął, co nie było do niego podobne. – Co ja mam zrobić?
 - Kim jest ta dziewczyna?
 - Nie znasz.
 - No właśnie, Stev – dotknęłam jego kolana. – Dlaczego jej nie znam? Dlaczego mi nic nie powiedziałeś, że kogoś poznałeś? Wiedziałam o każdej dziewczynie… Nawet Caroline, z którą spędziłeś tylko jedną noc… A tutaj okazuje się, że nie znam matki twojego nienarodzonego dziecka.
 Zaśmiał się pod nosem, słysząc moje słowa. Jego twarz już złagodniała, dzięki czemu uznałam, to za zielone światło do rozmowy z nim.
 - Kim ona jest? – znowu zapytałam.
 - Nazywa się Stacy – wyłączył silnik, zatrzymując się półgodziny od mojej uczelni. – Poznaliśmy się na konkursie fotograficznym w Paryżu…
- Cholera jasna! – teraz ja się zdenerwowałam. – Stev, to było rok temu… Tyle czasu ukrywałeś to przede mną?!
 - Zamkniesz się King?! – uśmiechnął się do mnie. – Zawsze mi przerywasz… Poznaliśmy się w Paryżu na tym konkursie. Okazuje się, że jej siostra również jest fotografem a ona tylko dotrzymywała jej towarzystwa. Była miła, wiecznie uśmiechnięta, bardzo mądra… Podobała mi się, tak naprawdę… Niestety, ona na stałe mieszka we Francji razem z rodzicami. Dopiero miesiąc temu skontaktowała się ze mną… Ver – popatrzył na mnie. – Nic ci nie mówiłem, bo miałaś już na głowę Lenę… My odsunęliśmy się od siebie… Potem jeszcze doszedł do tego Liam.
 - Kiedy to się stało? - zapytałam. – Kiedy wy to zrobiliście?
 - Dwa tygodnie temu…
 - Rozumiem – pokiwałam głową, próbując ukryć swoje rozczarowanie. – Co teraz? Przecież nie możesz roznosić dalej tych gazetek… Musisz znaleźć pracę… I co ze studiami? Gdzie zamieszkacie?
 - Ver, Ver – przerwał mi. – Ona nie zamierza zamieszkać w Londynie… Dlatego chcę rzucić studia i wyjechać do Francji, żeby znaleźć tam pracę i stworzyć dla dziecka prawdziwy dom.
 Wybuchłam śmiechem.
 - Chyba kpisz, mówiąc mi, że chcesz zrezygnować ze studiów, przecież one były twoim marzeniem… Czy ta dziewczyna poprzewracała ci naprawdę w głowie.
 - To tobie poprzewracali chłopacy w głowie, Ver. Nie chcesz mnie wspierać, to nie musisz. Problem w tym, że ja ją kocham… Tak naprawdę, nie jest to już ślepa miłość.
 Zacisnęłam zęby, wiedząc do czego on zmierza. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Miałam ochotę jak najszybciej dotrzeć do domu, żeby wyżyć się na moim łóżku. Nie wierzę, że pokłóciłam się z moim pierwszym i najlepszym przyjacielem. Lecz jednak to on zachował się wobec mnie nie fair, nie ja. To nie moja wina, nie może być… Co ja mogłam? Czy on wciąż nie może mi wybaczyć, że go zostawiłam? Że w ten sposób chciałam dla niego dobrze? 
 Moja komórka zaczęła wibrować, ale ja nawet nie rzucałam się, żeby ją odebrać. Na uczelni są już przyzwyczajeni do moich częstych nieobecności. Moje szczęście, że wszystko zaliczam na czas z dobrymi wynikami, bo w innym wypadku dawno wyleciałabym stamtąd.
 Kiedy po godzinnym spacerze dotarłam pod kamienicę, zobaczyłam przy drzwiach jakąś postać. Nie wchodziła do środka, tylko czekała na kogoś na zewnątrz. Nie mogłam dostrzec jego twarzy z powodu zawiei, lecz poznałam go po głosie.
 - Veronica, czekałem na ciebie…
 To był on, to był Marco… Mój Marco.
 - Co tutaj robisz? – zapytałam.
 - Mam już tego dosyć…. To nie wyjdzie. To był najgorszy pomysł na jaki wpadliśmy kiedykolwiek w życiu. Nie potrafię tak.
 - A myślisz, że ja potrafię – podeszłam na tyle blisko, żeby w końcu dostrzec jego twarz. – Za każdym razem, kiedy widzę ciebie i Dan, to mam ochotę podejść do niej i powiedzieć, że jesteś mój. Za każdym razem, kiedy patrzę na Liama, to myślę o tobie… I co? Jest mi głupio, że nie jestem wobec niego fair… Wobec nich.
 - Próbowaliśmy, ale to nie ma sensu – dotknął mojego policzka. – Jutro zamierzam jej wyjawić prawdę…
 - Co? – zmarszczyłam czoło. – Nie możesz, to za wcześnie!
 - Veronica – pokręcił głową. – To jest już za późno… Mam dosyć bycia z kimś, kto nie jest moją miłością życia, tylko jakimś planem… Należy jej się szczęście.
 Pokiwałam głową, potwierdzając jego słowa. Przytuliłam się do jego piersi, wiedząc, że czekają mnie najgorsze dni, licząc, iż kiedyś nadejdzie dzień, który w końcu ustatkuje mnie.
 - Kocham cię Veronica i chcę w końcu być z tobą.
 - Ja ciebie też.
 Odsunęłam się i pocałowałam go w usta, znowu czując jak moje ciało ogarnia ciepło. To on był moją największą miłością życia i bez niego nie wyobrażam swojej przyszłości.
 - Skarbie – przerwałam naszą romantyczną chwilę. – Mam jeszcze jedno pytanie do ciebie.
 - Och, jak musisz, to pytaj…
 - Co ci się stało, że masz sine oko?
 - Yyy… No bo wiesz… Wczoraj wzięło mnie na dzień prawdy i w końcu powiedziałem Mario prawdę.
 - Prawdę? – zmarszczyłam czoło.
 - Tak, na temat tamtej blondynki, z którą rzekomo się przespał.
 - Rzekomo?
 - Tak, bo wiesz… To była moja kuzynka i poprosiłem ją, żeby upiła go tak aby nic nie pamiętał, zabrała do siebie, a potem wmówiła mu, że się przespali. Miał sobie uświadomić, że pora w końcu się ogarnąć…
 - Wiesz co? – zmarszczyłam czoło. – Też na miejscu chłopaka dałabym ci po pysku… Ale i tak cię kocham. 

4 komentarze:

  1. Ooo nie spodziewałam się tego że Vera i Marco :) Ale fajnie. :) Ale ja nadal czekam na Marioo i Lene ;3 oni muszą być razem!! <3 Pozdrowionka to do za 13 dni tak? Oliiii ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział !! Masze Mega talent :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny.! Już nie mogę się doczekać następnego ;)

    OdpowiedzUsuń