piątek, 29 listopada 2013

Rozdział dwudziesty czwarty

Lena, 19 grudnia 2012 r.
 Wyczołgałam się z łóżka i założyłam na swoje stopy puchate laczki. Podeszłam do okna i spojrzałam na białą okolicę. Przewróciłam oczami i złapałam za sweter, bo w mieszkaniu było bardzo zimno. Po cichu minęłam pokój Very i weszłam do kuchni, od razu zaparzając sobie herbaty. Usiadłam przy stoliku, biorąc do ręki jabłko, które leżało na stole. Mój wzrok powędrował w kierunku tygodnika. Dawno nie miałam okazji czytać nowinek ze świata.
 Niestety, wspaniałą ciszę przerwał krzyk na korytarzu. Oczywiście, niekobiecy krzyk. Moje serce stanęło na parę chwil, ale znowu zaczęło bić, kiedy ujrzałam przed sobą rozczochranego Marco, skaczącego na jednej nodze. Uniosłam ze zdziwienia brwi i spojrzałam na tego boroka. Chłopak na mój widok skrzywił się, chcąc uśmiechnąć.
 - Od dawna stoi tam ta szafka? - mruknął i usiadł naprzeciwko mnie.
 - Od zawsze? - zapytałam z chytrym uśmieszkiem. - Chcesz kawę?
 Chłopak potrząsnął głową i kontynuował masowanie obolałego golenia. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Jest ostatnią osobą, którą dzisiaj spodziewałam się zobaczyć.
 - To ty jesteś tym tajemniczym chłopakiem?
 - Jesteś zła, że ci o niej nigdy nie wspomniałem? - zapytał z troską w swoim głosie.
 Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego.
 - Nie - uśmiechnęłam się. - Nie byliśmy nigdy ze sobą tak blisko, żeby się zwierzać. Tylko nie potrafię was pojąć... O co chodzi z wami, Dan i Liamem? Jesteście ze sobą w końcu, czy nie?
 - Wiesz... To jest skomplikowane...
 Podrapał się po głowie i spojrzał na mnie. Wielki siniak na jego oku, który dopiero teraz zauważyłam dodawał mu uroku. Ktoś częściej powinien mu dawać po pysku.
 Żeby nie wybuchnąć krzykiem, wzięłam kilka głębokich wdechów. Nie ma co powtarzać, że Liam jest moim przyjacielem i jak spróbują go skrzywdzić, to popamiętają.
 - Kto ci przyłożył?
 - Mario.
 Lekko zadrżałam, słysząc jego imię.
 - Za co dostałeś?
 - Powiem ci tak: pamiętaj, że blondynka to moja kuzynka i nie zrobili tego, co wszyscy myślą, że zrobili... On też myślał jak oni, ale powiedziałem prawdę i dostałem...
 - Marco - pokręciłam głową. - Zamilcz. Nie chcę nic więcej wiedzieć - mruknęłam. - Idę pobiegać... I nigdy już mi nic o nim nie mów. Wiem, wiem... To moja wina, bo ja sama zaczęłam.

***
Veronica, 19 grudnia 2012 r.
 Otworzyłam drzwi do kawiarni i weszłam do środka, gdzie było dużo cieplej niż na zewnątrz. Zdjęłam płaszcz i zajęłam wolne miejsce pod oknem. Niecierpliwie tarłam palcami serwetkę, ponieważ pierwszy raz w życiu tak bardzo się denerwowałam. Teraz jak spojrzę na to wszystko, to zdaję sobie sprawę, że nie tędy droga.
 Po kilku minutach za oknem zobaczyłam Liam'a, idącego do mnie z bukietem róż. Wręczył je mi i delikatnie musnął ustami mój policzek. Poczułam, że płonę. Pokazałam mu miejsce na przeciwko siebie, a kwiaty położyłam na zimnym parapecie.
 - Coś się stało? - zapytał po dłuższej chwili. - Dziwnie brzmiałaś przez telefon.
 - Liam... - pierwszy raz w życiu nie wiedziałam, co powiedzieć. - Wiesz, że nigdy nie miałam okazji poznać prawdziwych przyjaciół... Wszyscy mi zawsze zazdrościli tego, że tyle świata zwiedziłam.
 - Vera, o co chodzi? - chłopak złapał moją dłoń.
 - Po prostu popełniłam błąd.. - poklepałam jego rękę. - Chciałam chociaż raz w życiu zrobić coś dobrego... Zaczęłam się spotykać z chłopakami, dawałam im szczęście, a kiedy wiedziałam, że są szczęśliwi kończyłam z nimi. Zaczęli mnie nienawidzić, grozić, i tak dalej. Tylko Steven nigdy tego nie zrobił.. Kiedy zrywałam z nim, ten tylko się uśmiechnął, podziękował mi i powiedział, żebym już tego nie robiła. Byłam taka szczęśliwa, że w końcu znalazłam wspaniałego przyjaciela...
 - Co chcesz przez to powiedzieć?
 - Nie wiem, czy pamiętasz Mikołajki, kiedy powiedziałam ci, że chcę odzyskać miłość... - chłopak pokiwał głową. - Parę miesięcy temu spotkałam miłość mojego życia, ale... Ale nie mogliśmy się cieszyć tym szczęściem, ponieważ on wciąż miał jakieś wyjazdy, a ja mieszkałam kilka tysięcy kilometrów od niego. Pomyślałam, że jeśli uszczęśliwię jeszcze kilka osób będziemy mogli być ze sobą.
 - Vera... Wciąż cię nie rozumiem.
 Przetarłam łzy w swoich oczach.
 - Liam - miałam zachrypnięty głos. - Ja, ja... Chciałam, żebyś był szczęśliwy. Chciałam być z tobą, a później cię zdradzić, żebyś był z Danielle... Ponieważ jesteście sobie przeznaczeni...
 - Nie wierzę... - odsunął się ode mnie. - Jak mogłaś to zrobić...? Tak bardzo mnie pociągałaś...
 - Liam, ja naprawdę myślałam, że robię coś dobrego... Steven mi mówił, że to głupota... A ja go nie słuchałam... Przepraszam, naprawdę cię przepraszam.
 Chłopak wstał, wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Powoli zakładał płaszcz, patrząc na mnie. Jego wzrok powodował, że czułam się jeszcze gorzej.
 - Zadzwonię do ciebie.
 Powiedział i wyszedł. Nie wytrzymałam i pozwoliłam wyjść emocjom na zewnątrz. Schowałam twarz w swoje dłonie i zaczęłam płakać.
 - Dobrze zrobiłaś, Skarbie - poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. - Jestem z ciebie dumny...
 - Steven - popatrzyłam na niego. - Co tutaj robisz?
 - Przyszedłem po swoją przyjaciółkę, nie mogę?
 - Ale po tym ostatnim...?
 - Vera, to nic między z nami nie zmienia. Nie rzucę studiów, będę się ubiegać o stypendium we Francji... Aaa.... I Skarbie, zostaniesz chrzestną mojego dzieciaka. A teraz chodź do domu, bo ktoś w końcu musi posprzątać tam przed świętami.

***
Liam, 20 grudnia 2012r.
 Otworzyłem drzwi kawiarni i zobaczyłem siedzącą przy stoliku pod ścianą smutną Dan, która przetarła dłonią policzek. Widziałem, że ma pełne łez oczy. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do niej, ona widząc mnie, wstała. Złapałem ją za ramię i przyciągnąłem do siebie. Położyłem jej głowę na swojej piersi, pozwalając jej na wypłakanie się.
 - Dziękuję, że przyszedłeś – powiedziała, wciąż się do mnie przytulając. – Nie wiedziałem do kogo zadzwonić.
 Usiedliśmy naprzeciwko siebie, wciąż trzymając się za dłonie. Widziałem jak cierpi, tylko wciąż nie wiedziałem, co się dzieje. Nie chciałem naciskać, więc nie odzywałem się, licząc, że sama powie. Danielle zaś głaskała swoim kciukiem moją dłoń, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Zawsze tak robiła, kiedy miała mi coś ważnego do powiedzenia. Nachyliłem się nad stolikiem i zmusiłem, żeby podniosła wzrok. Zobaczyłem znowu te piękne oczy, które towarzyszyły mi przez kilka lat.
 - Zerwałam z Marco – szepnęła.
 Poczułem dziwną radość w sercu, ale słuchałem dalej, chcąc wiedzieć, co się stało między tą dwójką. Przecież wydawali się sobie przeznaczeni. Dan znowu uśmiechała się i chodziła w skowronkach przy nim. Nie był złym człowiekiem, był nawet ‘spoko gościem’.
 - Dlaczego? – odważyłem się zadać to pytanie.
 - Liam – zawahała się. – Ja wyjeżdżam.
 Poczułem się jakbym dostał kubłem zimnej wody w twarz. Nie wiedziałem jak zareagować na jej słowa, co powiedzieć, żeby nie sprawiło jej przykrości. Widziałem jak na mnie patrzy… czekała na moją reakcję, czekała aż coś powiem, ale nie potrafiłem. Zacisnąłem mocniej jej dłonie, mając nadzieję, że to ją zatrzyma.
 - Dostałam propozycję udziału w trasie koncertowej – kontynuowała. – Będzie trwało rok, a później zamieszkam w Nowym Yorku, gdzie będę brała udział w castingach i jeżeli się uda, to może będę występować na Broadway’u…
 - … tak jak o tym marzyłaś – skończyłem za nią, a ona pokiwała głową.
 - Musiałam zerwać z Marco, bo wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie. Dawał mi dużo szczęścia, ale jednak to nie było… to. Okazuje się nawet, iż do tej pory mnie oszukiwał – przetarła kolejne łzy, które płynęły po jej policzku. – A raczej nie był ze mną szczery jak to ujął. Powiedział mi, że bardzo mu się podobam, ale nie możemy być razem z powodu tego, że on kocha…
 - Niech zgadnę… Veronicę?
 Danielle wyprostowała się i spojrzała na mnie zdziwiona. Uśmiechnąłem się do niej, a zaraz spuściłem głowę.
 - Rozmawiałem wczoraj z Verą i powiedziała mi to samo… To, że mnie lubi, ale jako przyjaciela, a nie chłopaka…
 - Co to za szmata! – podniosła głos. – Tak cię wodziła za nos, bawiła się z tobą w kotka i myszkę, a teraz ci mówi, że nie możecie być razem? Gdybym ją dorwała, to…
 - Nie- przerwałem jej. - Zostałem ostrzeżony przed nią… Powinienem się domyślić, że ze mną będzie tak samo jak z innymi… Ona na pewno chciała dla mnie dobrze. To dobra dziewczyna.
 Danielle pokręciła głową i złapała za swoją torbę. Wciąż oczy miała czerwone z płaczu, ale już nie miała w nich łez.
 - Muszę już iść, za dwie godziny mam samolot. Podziwiam cię, wiesz? Ja mam ochotę wyrwać Marco serce za to, że tak perfidnie mnie wykorzystywał i za każdym razem, kiedy w czwórkę chodziliśmy na kolację oni nie wspominali, że się znają… a ty ją wciąż bronisz… - dotknęła mojego policzka. – Wiem, że nie jesteś naiwnym człowiekiem, ale boję się, że ktoś cię kiedyś skrzywdzi… a mnie przy tobie nie będzie.
 Wstałem i mocno się do niej przytuliłem. Będę za tobą tęsknić, Myszko – pomyślałem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz