Mario 17 grudnia 2012r.
Włączyłem
telewizor i spojrzałem na młodszego brata, który zajął się poszukiwaniem filmu.
Oczywiście, jak zwykle nie śpieszyło mu się z tym wybieraniem. Kinomaniak
większość filmów już widział kilkanaście razy, co powoduje, że Fabian i ja nie
możemy nadrobić sobie zaległych projekcji. Starszy brat rzucił we mnie
popcornem, udając później niewiniątko. Złapałem garść białej pyszności i
rzuciłem w niego. Wtedy zaczęła się wojna. Fabian szybko wstał z fotela i
rzucił się na mnie. Próbował mnie poczochrać po włosach, ale od paru lat już mu
to nie wychodzi. Przewróciłem go więc na plecy i zacząłem wyszarpywać swoje
dłonie z jego łap. Już miałem złapać za jego włosy, kiedy do pokoju wpadła
nasza mama.
- Liczę do trzech
– powiedziała swoim poważnym głosem. – Jeszcze brakuje mi, żebyście tutaj
zrobili bajzel. Mario, złaź z Fabiana.
- Tak, mamo –
powiedziałem i zrobiłem to o co mnie prosiła. – Felix!
Spojrzałem na
młodszego brata, który stał już przy telewizorze, trzymając pilot. W końcu znalazł film! – ucieszyłem się w
myślach. Wskoczyłem na sofę, zabierając ze sobą miskę popcornu i swój ulubiony
koc. Zrobiłem trochę miejsca, żeby i Felix się położył, ale najwyraźniej i
Fabian zamarzył się położyć, bo jednak w fotelu nie jest tak wygodnie jak na
tej sofie. Więc kiedy wszyscy leżeliśmy na dwuosobowej sofie, gdzie zmieściły
się trzy osły włączyliśmy w końcu film. Od wieków tego nie robiliśmy. Cała trójka cały czas trenuje, bo oczywiście
moi bracia też są zapalonymi piłkarzami albo też spotyka się ze znajomymi.
Czasem w niedziele przy obiedzie możemy sobie wszyscy porozmawiać.
- Mario –
usłyszałem głos Felixa.
- Co? –
odpowiedziałem.
- Ciii… - ściszył
nas Fabian. – Ja tutaj próbuję obejrzeć film, którego jak wam przypominam nigdy
wcześniej nie widziałem.
Kątem oka
zauważyłem jak Felix kładzie się na Fabiana, a następnie wpycha się między nas,
co starszemu się nie podobało i zaczął narzekać. Młodszy zaczął się jeszcze
wiercić, żeby znaleźć sobie wygodne miejsce.
- Felix, ty chyba
dawno nie dostałeś – mruknął Fabian.
- Dobrze, już.
Mario – powiedział ściszonym głosem. – Mam do ciebie sprawę… Bo w tym roku
chcemy spędzić wigilię u dziadków… A coś czuję, że ty nie za bardzo będziesz
chciał do nich jechać, prawda?
Zmarszczyłem
czoło. Nie spodziewałem się tego. Z dziadkami nie widziałem się od kilku lat po
tym jak mój własny dziadek uznał mnie za beztalencie i wyrzekł mnie się przy
bliskich. Od tamtego dnia nie dzwoniłem do niego i nie odwiedzałem ich. Ja już
nie mam dziadka. Żal mi trochę babci, ponieważ ona jest w środku tej wojny.
- Dobrze myślisz –
poczochrałem jego głowę. – Spokojnie, nie musicie się mną przejmować.
- My raczej się
tobą nie przejmowaliśmy – mruknął Fabian. – Ale matka chciała zostać z tobą, bo
uważa, że nie powinieneś sam spędzać świąt.
- Ech, nie
martwcie się o mnie. I tak mamy wigilię w klubie, a następnego dnia zaparzę
sobie kakałko, będę śpiewać kolędy i oglądać „Kevina sam w domu”…
- Super.
Pokiwałem głową i wygramoliłem się z sofy, łapiąc
komórkę. Wyszedłem na korytarz, gdzie spotkałem się z mamą, która najwyraźniej
cały czas nas obserwowała. Widziałem w jej oczach łzy. Uśmiechnąłem się do niej
i poklepałem po ramionach.
- Nie martw się o
mnie – pocałowałem jej policzek. – Jedźcie tam, tyle lat już ich nie
odwiedzaliście.
- Pojedź z nami…
Święta to najlepszy czas, żeby wybaczać. Dziadek nie wiedział, co mówił wtedy…
Byłeś jeszcze nastolatkiem…
- Mamo –
pokręciłem głową. – Nawet jeśli byłbym gotów mu wybaczyć, to nie w tym roku.
Dobrze wiesz, co mnie czeka we wigilię…
- Lena.
Pokiwałem głową i
jeszcze raz pocałowałem moją mamę. Trochę mi szkoda, że te święta muszę spędzać
sam. Miałem nadzieję, że chociaż w tym roku spędzimy trochę więcej czasu razem,
ale nie mogę jej zabronić kontaktu z rodzicami.
Założyłem swoje
buty i wyszedłem z domu. Poczułem, że muszę gdzieś iść. Od tamtego dnia, kiedy
Sina mnie pocałowała unikaliśmy siebie nawzajem. Jednak oboje czuliśmy się
winni, bo między nami nic nie mogłoby być. Nie kocham jej jako dziewczyny, ale
jako przyjaciółkę…
Na szczęście
dziewczyna pracowała parę minut drogi od mojego mieszkania. Wszedłem do
niewielkiej kawiarni na rogu, gdzie Sina była kelnerką. Zobaczyłem ją przy
stoliku pod oknem. Minąłem ją dotykając jej łokcia, i kiwnąłem głową, dając do
zrozumienia, że chcę porozmawiać. Dopiero po kilku minutach do mnie dotarła.
- Co podać? –
zapytała.
- Poproszę wodę..
i rozmowę.
- Nie mogę
rozmawiać w pracy – spojrzała na mnie. – Posłuchaj… przepraszam cię za tamto.
- Nie, to ja przepraszam.
Bardzo ciebie lubię, ale ja wciąż kocham Lenę i zachowałem się nie fair wobec
ciebie. Po prostu od dawna nie miałem takiej świetnej przyjaciółki jak ty…
- Ja również nie
miałam od wieków takiego przyjaciela…
- Sztama? –
podałem jej dłoń.
- Och, ty masz
podejście do kobiet, że ho ho – pokręciła z uśmiechem głową. – No sztama, bo co
innego mam zrobić.
- Pójść ze mną na
wigilię do klubu. Oczywiście, mama i Oliver też mile widziani.
Dziewczyna
uśmiechnęła się i pokiwała głową. A więc jednak sam nie spędzę tych świąt.
Poczułem wibracje
w swojej kieszeni. Wyciągnąłem telefon i odebrałem telefon.
- Słucham?
- Mario, mam
prośbę – oczywiście, Reus w końcu się do mnie odezwał. – Potrzebuję kogoś, żeby
podwiózł mnie na lotnisko.
- Teraz?
- Tak, teraz.
Veronica, 18 grudnia 2012r.
Obróciłam się w
łóżku, nie potrafiąc zasnąć. Od kilku dni wszystko jest takie skomplikowane.
Czuję, że kontakt z Liamem jest najgorszą rzeczą, którą mogłam zrobić, ale za
razem najlepszą. Uwielbiam jego towarzystwo, potrafimy się dogadać i w ogóle,
lecz nie zna mnie on mnie całkowicie… To jest przeszkodą, żeby cokolwiek między
nami zaiskrzyło. No i jeszcze Lena, która od dwóch dni nie wychodzi z pokoju.
Bardzo mi jej żal, bo domyślam się, że wewnątrz niej rozgrywa się bitwa. Ciągle
zastanawia się, co zrobić, co wybrać.
Ręką sięgnęłam po
teczkę, która była zaadresowana do Leny. Ma ją dostać w odpowiednim czasie i
chociaż mam wrażenie, że już ten czas nadszedł, to jednak jest coś, co
powoduje, że jeszcze jej tego nie daję. Odłożyłam to na bok i usiadłam na
łóżku. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zobaczyłam, że na dworze
sypie śnieg. Szybko wypadłam z łóżka i podbiegłam do okna. Przycisnęłam nos do
szyby i patrzyłam na białą okolicę. Niby powinnam być na zimę wściekła,
dlatego, że przez nią same kłopoty z transportem, ale jednak mało kiedy mogę
zobaczyć na żywo śnieg.
Spojrzałam na dół,
gdzie zobaczyłam parkujący samochód Stevena. Odwróciłam głowę i spojrzałam na
zegar. Znowu zaspałam – pomyślałam.
Złapałam pierwsze lepsze ubrania i zaczęłam się ubierać po drodze do kuchni. Wiem, wiem – pouczałam się w głowie. – Lena będzie musiała po mnie posprzątać.
Kiedy usłyszałam
dzwonek byłam w samym staniku, niestety nie zdążyłam jeszcze założyć golfa.
Otworzyłam drzwi przyjacielowi, który na mój widok trochę się skrzywił, ale po
chwili wróciła jego normalna mina. Uśmiechnęłam się więc i pocałowałam chłopaka
w policzek.
- Czy kiedykolwiek
ubierzesz się na czas? – mruknął i wszedł do środka.
- Co ty taki nie w
humorze, Mycha? – rzuciłam już z kuchni. – Coś się stało?
- Powiedzmy –
usiadł przy stole, zdejmując tylko czapkę z głowy. – Będę chyba potrzebował
twojej pomocy, Ver.
- Z przyjemnością
ci pomogę – zaczęłam ruszać brwiami. –
Tylko musisz mi powiedzieć w czym… Ale może po drodze, co?
Zrobiłam parę
łyków kawy i wybiegłam z mieszkania. Oczywiście na klatce musiałam się wrócić,
bo zapomniałam kurtki, ale na szczęście mam Steven’a, który ma głowę na swoim
miejscu. Weszliśmy więc do jego samochodu, gdzie jak najszybciej włączyłam na
ogrzewanie. Przyjaciel wycofał i wjechał na główną drogę.
- Więc Mycha, co
się dzieje? – dźgnęłam go w bok.
Ten spojrzał na
mnie wzrokiem, którego wręcz nienawidzę u niego.
- Mam opowiadać,
co i jak? Czy prosto z mostu? – zapytał się, kiedy zatrzymał się na światłach.
- Oczywiście, że
prosto z mostu – powiedziałam, robiąc kilka łyków wody.
- Zostanę ojcem.
Zachłysnęłam się i
spojrzałam w szoku na niego. Przyglądałam się mu, licząc, że zaraz powie, iż
żartuje i wyjawi, co go naprawdę dręczy… Niestety, nic się na to nie zapowiada.
Potrząsnęłam głową parę razy, próbując sobie jakoś to w głowie poukładać.
Steven, mój najlepszy przyjaciel będzie ojcem… Z kim? Przecież nic mi nie
mówił, że z kimś kręci. Zawsze wiedziałam jak pojawiła się jakaś dziewczyna.
Tak samo on wiedział o mężczyznach w moim życiu. O wszystkich…
- Gratuluję –
wymusiłam uśmiech.
- Nie gadaj głupot
– warknął, co nie było do niego podobne. – Co ja mam zrobić?
- Kim jest ta
dziewczyna?
- Nie znasz.
- No właśnie, Stev
– dotknęłam jego kolana. – Dlaczego jej nie znam? Dlaczego mi nic nie
powiedziałeś, że kogoś poznałeś? Wiedziałam o każdej dziewczynie… Nawet
Caroline, z którą spędziłeś tylko jedną noc… A tutaj okazuje się, że nie znam
matki twojego nienarodzonego dziecka.
Zaśmiał się pod
nosem, słysząc moje słowa. Jego twarz już złagodniała, dzięki czemu uznałam, to
za zielone światło do rozmowy z nim.
- Kim ona jest? –
znowu zapytałam.
- Nazywa się Stacy
– wyłączył silnik, zatrzymując się półgodziny od mojej uczelni. – Poznaliśmy
się na konkursie fotograficznym w Paryżu…
- Cholera jasna! – teraz ja się zdenerwowałam. – Stev, to
było rok temu… Tyle czasu ukrywałeś to przede mną?!
- Zamkniesz się
King?! – uśmiechnął się do mnie. – Zawsze mi przerywasz… Poznaliśmy się w
Paryżu na tym konkursie. Okazuje się, że jej siostra również jest fotografem a
ona tylko dotrzymywała jej towarzystwa. Była miła, wiecznie uśmiechnięta,
bardzo mądra… Podobała mi się, tak naprawdę… Niestety, ona na stałe mieszka we
Francji razem z rodzicami. Dopiero miesiąc temu skontaktowała się ze mną… Ver –
popatrzył na mnie. – Nic ci nie mówiłem, bo miałaś już na głowę Lenę… My
odsunęliśmy się od siebie… Potem jeszcze doszedł do tego Liam.
- Kiedy to się
stało? - zapytałam. – Kiedy wy to zrobiliście?
- Dwa tygodnie
temu…
- Rozumiem –
pokiwałam głową, próbując ukryć swoje rozczarowanie. – Co teraz? Przecież nie
możesz roznosić dalej tych gazetek… Musisz znaleźć pracę… I co ze studiami?
Gdzie zamieszkacie?
- Ver, Ver –
przerwał mi. – Ona nie zamierza zamieszkać w Londynie… Dlatego chcę rzucić
studia i wyjechać do Francji, żeby znaleźć tam pracę i stworzyć dla dziecka
prawdziwy dom.
Wybuchłam
śmiechem.
- Chyba kpisz,
mówiąc mi, że chcesz zrezygnować ze studiów, przecież one były twoim marzeniem…
Czy ta dziewczyna poprzewracała ci naprawdę w głowie.
- To tobie
poprzewracali chłopacy w głowie, Ver. Nie chcesz mnie wspierać, to nie musisz.
Problem w tym, że ja ją kocham… Tak naprawdę, nie jest to już ślepa miłość.
Zacisnęłam zęby,
wiedząc do czego on zmierza. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Nie miałam
pojęcia, gdzie jestem. Miałam ochotę jak najszybciej dotrzeć do domu, żeby
wyżyć się na moim łóżku. Nie wierzę, że pokłóciłam się z moim pierwszym i
najlepszym przyjacielem. Lecz jednak to on zachował się wobec mnie nie fair,
nie ja. To nie moja wina, nie może być… Co ja mogłam? Czy on wciąż nie może mi
wybaczyć, że go zostawiłam? Że w ten sposób chciałam dla niego dobrze?
Moja komórka
zaczęła wibrować, ale ja nawet nie rzucałam się, żeby ją odebrać. Na uczelni są
już przyzwyczajeni do moich częstych nieobecności. Moje szczęście, że wszystko
zaliczam na czas z dobrymi wynikami, bo w innym wypadku dawno wyleciałabym
stamtąd.
Kiedy po godzinnym
spacerze dotarłam pod kamienicę, zobaczyłam przy drzwiach jakąś postać. Nie
wchodziła do środka, tylko czekała na kogoś na zewnątrz. Nie mogłam dostrzec
jego twarzy z powodu zawiei, lecz poznałam go po głosie.
- Veronica,
czekałem na ciebie…
To był on, to był
Marco… Mój Marco.
- Co tutaj robisz?
– zapytałam.
- Mam już tego
dosyć…. To nie wyjdzie. To był najgorszy pomysł na jaki wpadliśmy kiedykolwiek
w życiu. Nie potrafię tak.
- A myślisz, że ja
potrafię – podeszłam na tyle blisko, żeby w końcu dostrzec jego twarz. – Za
każdym razem, kiedy widzę ciebie i Dan, to mam ochotę podejść do niej i powiedzieć,
że jesteś mój. Za każdym razem, kiedy patrzę na Liama, to myślę o tobie… I co?
Jest mi głupio, że nie jestem wobec niego fair… Wobec nich.
- Próbowaliśmy,
ale to nie ma sensu – dotknął mojego policzka. – Jutro zamierzam jej wyjawić
prawdę…
- Co? –
zmarszczyłam czoło. – Nie możesz, to za wcześnie!
- Veronica –
pokręcił głową. – To jest już za późno… Mam dosyć bycia z kimś, kto nie jest
moją miłością życia, tylko jakimś planem… Należy jej się szczęście.
Pokiwałam głową,
potwierdzając jego słowa. Przytuliłam się do jego piersi, wiedząc, że czekają
mnie najgorsze dni, licząc, iż kiedyś nadejdzie dzień, który w końcu ustatkuje
mnie.
- Kocham cię
Veronica i chcę w końcu być z tobą.
- Ja ciebie też.
Odsunęłam się i
pocałowałam go w usta, znowu czując jak moje ciało ogarnia ciepło. To on był
moją największą miłością życia i bez niego nie wyobrażam swojej przyszłości.
- Skarbie –
przerwałam naszą romantyczną chwilę. – Mam jeszcze jedno pytanie do ciebie.
- Och, jak musisz,
to pytaj…
- Co ci się stało,
że masz sine oko?
- Yyy… No bo wiesz…
Wczoraj wzięło mnie na dzień prawdy i w końcu powiedziałem Mario prawdę.
- Prawdę? –
zmarszczyłam czoło.
- Tak, na temat
tamtej blondynki, z którą rzekomo się przespał.
- Rzekomo?
- Tak, bo wiesz…
To była moja kuzynka i poprosiłem ją, żeby upiła go tak aby nic nie pamiętał, zabrała
do siebie, a potem wmówiła mu, że się przespali. Miał sobie uświadomić, że pora
w końcu się ogarnąć…
- Wiesz co? –
zmarszczyłam czoło. – Też na miejscu chłopaka dałabym ci po pysku… Ale i tak
cię kocham.
Ooo nie spodziewałam się tego że Vera i Marco :) Ale fajnie. :) Ale ja nadal czekam na Marioo i Lene ;3 oni muszą być razem!! <3 Pozdrowionka to do za 13 dni tak? Oliiii ;3
OdpowiedzUsuńKocham *.*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział !! Masze Mega talent :)
OdpowiedzUsuńŚwietny.! Już nie mogę się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuń