Veronica, 15 grudnia 2012r.
Nie miałam
najmniejszej ochoty, żeby jechać dzisiaj na kolację razem z Liamem oraz jego
byłą. Wolałabym zostać w domu i pograć bynajmniej w szachy. Może w końcu
nauczyłabym się zasad tej gry i kiedy będę stara będę chodzić do parku, żeby
pograć z jakimiś miłymi panami – pogadalibyśmy jak życie mija, jak wnuki się
mają, itp. Problem tylko w tym, że nie chciałabym wystawić Liama, jednak
zdeklarowałam się, że pójdę razem z nim. Jestem pewna, że mogłabym swoją odmową
zrobić mu przykrość.
Popatrzyłam na
zieloną suknię. Nie miałam ochoty jej zakładać, ale fakt faktem, że jednak
zaprosił mnie do restauracji a nie do
jakiegoś baru. Z jednej strony przyjemnie, że nie będziemy siedzieć w brudnym i
śmierdzącym miejscu, ale również nie cieszę się z tego powodu, że miejscem,
gdzie spędzę dzisiejszy wieczór będzie czysta i pachnąca restauracja, gdzie
należy się zachowywać, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
W końcu zdjęłam ją
z wieszaka i założyłam na siebie, przeglądając się w lustrze. Sięgała ziemi,
więc oczywiście szpilki będą jak najbardziej mi potrzebne. Podobał mi się krój,
ponieważ suknia opinała się tylko na biuście i spływała po talii, podkreślając
moje kobiece kształty. Włosy miałam spięte z lewej strony i spływały mi po
ramieniu. Nieźle mi podrosły –
pomyślałam.
Kiedy byłam
gotowa, wyszłam z pokoju i poszłam do salonu, żeby pokazać się Lenie. Zastałam
ją czytającą jakąś książkę… pewnie znowu jakiś kryminał. Stanęłam naprzeciwko
niej, żeby mogła mnie w całości zobaczyć. Odchrząknęłam, a dziewczyna podniosła
wzrok. Zauważyłam, że lekko się zdziwiła, a po chwili na jej twarzy pojawił się
banan.
- Muszę
powiedzieć, że ślicznie wyglądasz – powiedziała.
- Dziękuję –
uśmiechnęłam się. – Nie wiesz ile musiałam siedzieć przed lustrem, żeby ogarnąć
włosy i twarz… Chociaż z twarzą były mniejsze problemy, ale też nie było
kolorowo. Cieszę się więc, że ci się podoba…
- Spokojnie, jest dobrze – odłożyła książkę na stolik i
znowu na mnie spojrzała. – Veronica, mam do ciebie jedno pytanie. Możesz
oczywiście nie musisz mi odpowiadać, bo to nie moja sprawa.
- Dajesz –
rzuciłam i zajęłam się zakładaniem czarnych szpilek.
- Kim był chłopak,
który u ciebie spał? Wybacz, lecz mogę iść o zakład, że to nie był Liam.
Poczułam jak moje
serce nabierało szybkości. Nie spodziewałam się, że zobaczy nas. Myślałam, że
ominie mój pokój bez żadnego zaglądania jak do małego dziecka… Lecz pomyliłam
się. Wiedziałam, że ta nocka, to najgorszy pomysł, ale nie potrafiłam mu
odmówić, po prostu nie potrafiłam. Najwidoczniej jego poranna fatyga, żeby nas
nie nakryła nawet nie pomogła.
Spojrzałam
dziewczynie w oczy jakby nic się nie stało i uśmiechnęłam się.
- Och, Lena, Lena
– pokręciłam głową. – Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła.
Widziałam jak
dziewczyna się prostuje, a na jej twarzy pojawiła się powaga, która coraz
częściej podczas naszych rozmów się pojawia.
- Veronica –
zaczęła. – Posłuchaj mnie teraz bardzo wyraźnie. Liam jest moim przyjacielem,
znam go od dziecka i wiem przez, co przeszedł. Każde jego cierpienie przelewało
się na mnie, a jestem pewna, że nie masz pojęcia, co to za uczucie. Nie chcę… A
wręcz nie życzę sobie tego, żebyś go skrzywdziła. Nie chcesz mówić kim był
chłopak, to nie mów… To nie moja sprawa, ale proszę cię nie dawaj nadziei
Liamowi, jeżeli jej nie ma…. I Steven’owi również, bo domyślam się, że to on
jest twoją tajemnicą…
- Wiesz, co Lena?
– podeszłam bliżej niej. – Zaufaj mi, proszę.
Puściłam jej oczko i wyszłam z salonu. Zatrzymałam się w
przedpokoju, gdzie wisiało wielkie lustro. Widziałam tam dziewczynę, nie tą
samą, którą była dawniej. Tym razem spokojną, opanowaną, z wielką tajemnicą tam
w środku. Co najgorsze, że ta tajemnica jest w stanie skrzywdzić wiele osób…
Osób, które kocha się bardziej niż wszystko inne. Dlatego rozumiem obawy Leny.
Ja również nie potrafiłabym patrzeć na cierpienia swoich przyjaciół… co ja
mówię? Ja przecież mam tylko jednego przyjaciela, którym jest Steven.
Wzięłam w końcu
swój zimowy płaszcz i wyszłam z mieszkania. Przed kamienicą czekał na mnie
Liam, który trzymał w ręce bukiet róż. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Bardzo
lubię różę, a tym bardziej, kiedy daje mi je taki przystojniak. Wzięłam od
niego kwiaty i pocałowałam go w policzek.
- Bardzo ładnie
wyglądasz – szepnął.
- Dziękuję –
poklepałam go po piersi. – Ty też nie ma co.
Spojrzałam na
niebo skąd sypały się płatki śniegu. W końcu zaczęła się prawdziwa zima, ufam,
że do świąt pozostanie taka pogoda. Chcę w końcu białe święta. Poczułam jak
chłopak swoją gorącą dłonią dotyka mojego policzka, co powoduje, że wracam do
rzeczywistości i patrzę na niego. Ten kiwa mi głową, żebym wskakiwała do
samochodu, więc też tak robię.
Podczas drogi
niewiele rozmawialiśmy ze sobą. Liam opowiadał mi o chłopaku Danielle i chociaż
go nie widział nigdy na oczy, to z jej opowieści może wywnioskować, że to
świetny chłopak. Starałam się go uważnie słuchać, a przede wszystkim udawać
zainteresowaną, ale obawiałam się, że nic z tego. Wciąż wracałam myślami do
wczorajszego wieczoru. Miałam taką ochotę cofnąć się w czasie, żeby wrócić do
mojego mieszkania i do niego.
- Jesteśmy na
miejscu – zatrzymał samochód na parkingu, patrząc na mnie. – Naprawdę się
cieszę, że zgodziłaś się tutaj ze mną przyjść.
Uśmiechnęłam się
do niego i pokiwałam głową.
Chłopak miał już wyjść z samochodu, kiedy złapałam go za dłoń. Ten popatrzył na mnie lekko zdezorientowany i usiadł ponownie na fotelu, dotykając mojej ręki.
Chłopak miał już wyjść z samochodu, kiedy złapałam go za dłoń. Ten popatrzył na mnie lekko zdezorientowany i usiadł ponownie na fotelu, dotykając mojej ręki.
- Coś się stało? –
zapytał swoim delikatnym głosem.
- Boję się, że
ciebie skrzywdzę, prędzej, czy później – szepnęłam.
- Nie zrobisz tego
– uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. – Obiecuję ci to.
Pokręciłam
przecząco głową.
- Zasada numer
jeden: nie składaj obietnic, jeżeli nie potrafisz ich dotrzymać – poklepałam go
po kolanie, uśmiechając się do niego. – A teraz chodź już, bo się spóźnimy, a
ja tego nie lubię… Chwila moment – zmarszczyłam nos. – Nie, ja lubię się
spóźniać, ale ty nie! Chodź, chodź.
Weszliśmy na
wielką salę, gdzie wszędzie siedzieli ludzie w galowych strojach. Poczułam jak
pode mną się nogi uginają. Spokojnie,
spokojnie, to tylko kolacja – zaczęłam w myślach mówić do siebie.
Skierowałam się za Liamem, który musiał już odnaleźć Danielle. Siedziała przy
stoliku dla czterech osób wciąż się uśmiechając do swojego chłopaka.
- Danielle –
powiedział Liam i przytulił się do swojej przyjaciółki. – Jak ty ślicznie
wyglądasz.
Dziewczyna
zarumieniła się, a ja spojrzałam na jej towarzysza.
- Poznajcie się –
Danielle pokazała na niego dłonią. – Liam, to jest Marco, Marco, to jest Liam.
Marco wstał
podając dłoń Payne’owi. Złapałam się ramienia Liama, żeby nie upaść. Uśmiech
Marco Reusa był powalający. Wyglądał dzisiaj inaczej niż ostatnio, kiedy go
widziałam. To jest racja, że chłopaki w garniturach wyglądają stokroć lepiej
niż normalnie. Oczywiście, dostałam miejsce naprzeciwko niego, czując wciąż
jego wzrok na sobie.
- A więc Veronica
– zwróciła się do mnie Dan. – Znacie się z Marco, tak?
Przełknęłam ślinę
i poczułam jak moje dłonie zaczynają się pocić.
- Tak, tak –
uśmiechnęłam się do niej, a raczej liczyłam, że to będzie uśmiech.
- Kuzynka mojego
kumpla z drużyny mieszka u Very – chłopak puścił mi oczko. – Wciąż nie potrafię
się jej odwdzięczyć, że zajęła się nią. Dziewczyna potrzebowała ucieczki od
tego całego świata, który zna.
- Jak wy się
poznaliście? – zapytałam.
- Po moim występie – uśmiechnęła się. – Marco dopadł mnie
za sceną i powiedział, że nie wybaczy sobie, jeżeli się ze mną nie umówi.
Powiem szczerze, że na początku miałam ochotę mu odmówić, ale po chwili zdałam
sobie sprawę, że i tak nie mam, co robić… Więc umówiłam się z nim.
Złapali się za
dłonie, a ja poczułam, że powinnam coś w końcu zamówić. Złapałam za swoje menu
i zaczęłam się przyglądać wymyślnym daniom.
- Muszę wyjść na
chwilę – powiedział Marco. – Zamów mi coś dobrego.
Pocałował Danielle
w usta i odszedł. Dziewczyna, więc złapała za swoje menu i zaczęła jeździć po
nim swoim palcem.
- Hmmm…. Chyba
zamówię dla Marco siódemkę – uśmiechnęła się.
Zerknęłam pod ten
numer i odpowiedziałam zanim zdążyłam się ugryźć w język.
- Ma na to
uczulenie.
Cholera! – pomyślałam. Wiedziałam, że
Danielle i Liam, patrzą na mnie pytająco. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam
się.
- Mogę wiedzieć
skąd to wiesz? – zapytała dziewczyna.
- Yyy…. Często
piłkarze są na to uczuleni. Wiecie, co? Wezmę piątkę – uśmiechnęłam się do
nich.
Gdy odszedł
kelner, u którego złożyliśmy zamówienie wrócił Reus. Z uśmiechem na twarzy
dołączył się do rozmowy, która toczyła się pomiędzy Danielle i Liamem. Po
jakimś czasie w końcu się zwrócił do mnie.
- Co tam u Leny?
Dawno jej nie widziałem.
- Żyje jeszcze –
uśmiechnęłam się.
On też się
uśmiechnął, co spowodowało u mnie ochotę wyjścia stąd i skoczenia z
najbliższego mostu. Tak, a miałam nikogo nie skrzywdzić, lecz przy nim jestem w
stanie w ciągu paru sekund zrobić. Musiałam uważać na każde słowa, na każde
ruchy. Dlaczego nie mogłam wymyśleć jakiejś choroby, żeby uniknąć dzisiejszego
wyjścia. Przecież jestem świetna w oszukiwaniu.
Na szczęście w
porę przyszedł kelner z naszymi posiłkami, które przedstawił nam pod nosem.
Podniosłam wówczas wzrok i spojrzałam na Reus’a, który zaczął widelcem
przewracać po talerzu.
- Kurde – odezwał
się i spojrzał lekko zawstydzony na Danielle. – Zapomniałem ci powiedzieć, że
mam na to uczulenie.
Liam i Danielle
popatrzyli na mnie w szoku, a ja tylko głupio się uśmiechnęłam.
- Mówiłam, że
piłkarze są najczęściej na to uczuleni – uśmiechnęłam się głupio. – Z chęcią
się z tobą wymienię, ja i tak nie lubię owoców morza.
Wiedziałam, że
będę musiała się tłumaczyć, ale nie miałam teraz na to ochoty. Chciałam jak
najszybciej zakończyć ten wieczór, pojechać do domu i zamknąć się przed całym
tym światem. Oo… Albo znowu pojechać z daleka od nich wszystkich.
***
Lena, 16 grudnia 2012r.
Od wczoraj siedzę
razem z Verą i Liamem w salonie. Niestety, kiedy chłopak wpadł tylko na herbatę
zasypało ulicę i nie może jechać do domu. Po ich minach zdałam sobie sprawę, że
kolacja nie poszła tak jak miała wyjść. Na szczęście oboje bardzo szybko
odzyskali humor i znowu mogli się uśmiechać. Powiem szczerze, że bardzo mi
odpowiadało ich towarzystwo. Oni potrafili ze sobą rozmawiać całymi godzinami
albo opowiadać sobie jakieś żarty. Coś czuję, że niepotrzebnie zareagowałam
dzisiejszego popołudnia, ale do tej pory zastanawiam się kim był chłopak,
którego widziałam wczoraj. Czy mógł to być Liam? Przecież powiedziałby mi o tym
fakcie.
- To co? – odezwał
się chłopak. – Oglądamy coś w telewizji.
- Nie – spojrzała
na mnie Vera. – Lena ma zakaz oglądania telewizji.
Pokazałam
dziewczynie język i skoczyłam na sofę, gdzie siedział Liam. Popatrzył na mnie
tym troskliwym wzrokiem i po chwili objął mnie swoim ramieniem. Wiedziałam, że
Veronicę, to nie rusza. Chyba musiałabym zacząć się z nim migdalić, żeby
zwróciła na nas odrobinę uwagi.
- Co powiedzie na
to, żeby coś zaśpiewać? – zaproponował Liam.
Popatrzyłam na
niego jak na wariata i poklepałam go po czole. Chyba odurniał już całkiem,
jeżeli myślał, że będę śpiewać. Od dziecka unikałam tego jak ognia. Wolę jednak
inne zajęcia. Jestem w stanie zacząć kolorować, lecz niestety, nim się
obejrzałam Veronica stała już na środku z gitarą w ręku. Podała ją Liamowi,
żeby ją nastroił, a ja miałam ochotę ją udusić.
- Zabiję cię! –
mruknęłam w jej kierunku.
- Odegrałam się za
tego ochroniarza – pokazała mi język. – A tak w ogóle, przecież, to jest
świetny pomysł. Sam Liam Payne zagra w moim salonie…
- Jesteś głupia,
wiesz? – rzuciłam w nią poduszką.
- O dziwo, wiem! –
wyszczerzyła się.
Kiedy chłopak już
nastroił gitarę podał ją Veronicę. Ona usiadła na krześle przez chwilę
zastanawiając się na jaką piosenkę się zdecydować. Już chciałam powiedzieć,
żeby zaczekała, żebym mogła polecieć po stopery, ale zaczęła coś grać na
gitarze. Słyszałam kiedyś tą melodię, ale póki nie usłyszałam tekstu nie
potrafiłam sobie tego przypomnieć. Zaczęła śpiewać piosenkę Avril Lavigne…
„SGGW”. Nigdy nie pomyślałabym, że dziewczyna, z którą mieszkam ma taki
niesamowity głos. Ani razu nie słyszałam fałszu, takiego samego jak każdego
dnia pod prysznicem. Prawdopodobnie robiła to specjalnie, żeby mnie
rozśmieszyć, albo wręcz przeciwnie. Kiedy skończyła zaczęliśmy bić jej brawo.
- Wow – wypadło z
moich ust. – Nie spodziewałam się tego po tobie.
- Ćwiczyłam, żeby
cię zaskoczyć – zaczęła ruszać swoimi brwiami. – A teraz powiedzcie mi kto chce
odebrać pałeczkę?
- Nie ja! –
podniosłam rękę.
- To ja – Liam z
przyjemnością odebrał od niej gitarę i usiadł obok mnie. – Powiedzcie mi tylko,
co chcecie, żebym wam zaśpiewał.
- Little Things! –
zaproponowałam.
- Nie! – wrzasnęła
Veronica. – Wystarczyła moja piosenka! Koniec ze smutnymi! Weź coś radosnego!
Zaśpiewaj na przykład One Thing.
Podczas śpiewania
piosenki aż mnie zatkało. Nie spodziewałam się, że to ich piosenka. Same
wspomnienia przedzierały się do mojej głowy. Wakacje ubiegłego roku, kiedy ja i
Mario spędziliśmy nad morzem. Byliśmy szczęśliwy jak nigdy. Nie widzieliśmy
nikogo poza sobą… On i ja.
- Przepraszam –
odezwałam się. – Muszę iść, muszę się położyć.
- Lena? – odezwał
się Liam. – Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Szczerze? –
podeszłam do nich. – Od jutra mam jeden tydzień na podjęcie decyzji w sprawie
Mario, a ja? Ja wciąż nie mam pojęcia, co mu powiem. Sama już nie wiem, co
czuję… Nie oczekuję, że zrozumiecie, ale po prostu to jak boli… Udawało mi się,
nie myślałam o nim tak długo… Nie czytałam gazet, nie wchodziłam na Internet
ani też nie włączałam telewizora… Nie mam pojęcia, co z nim tak naprawdę jest!
Nie mam pojęcia. I powiem ci, że czuję się fatalnie.
Wzięłam chusteczki
z półki i poszłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Z kieszeni
wyciągnęłam komórkę i zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia, myśląc, że one
w czymś mi pomogą. Lecz one tylko wywołały większy ból. Naprawdę chciałaby w
końcu wrócić do Mario, żeby się do niego przytulić i powiedzieć jak bardzo go
kocham, ale nie potrafię żyć z takim człowiekiem jakim jest. To nie dla mnie…
to nie dla mnie.
LENA TY MUSISZ BYĆ Z MARIO!! <333 a Liam i Vera do siebie pasują :)) Niespodziewałam się ze to Marco jest chłopakiem Danielle dr Tak więc Lena MUSI wrócić do Dortmundu i być z Mario oni do sb pasują! No proszę cię :) Pozdrowionka Oliii ;3
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny rozdział ;) Czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńO boże jak ja kocham twoje opowiadanie <3 Ono jest najlepsze z wszystkich na całym świecie ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny xoxo
Patrycja <3
P.S. Przepraszam ale przez parę tygodni nie będę komentować rozdziałów ponieważ wyjeżdżam do sanatorium ;c Mam nadzieję, że jak tu zajrzę za parę tygodni to blog będzie istniał i będą cudowne jak zawsze rozdziały ;*
Proszę, proszę, proszę niech Lena wróci juz do Mario :D z niecierpliwością czekam na nn :)
OdpowiedzUsuń