sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział dwudziesty piąty

Lena, 21 grudnia 2012r.
 Szybko przeskakiwałam po schodach, kierując się do mieszkania. Dzisiejszej nocy była zamieć, która zaśnieżyła całą ulicę. Z powodu, że i tak nic ciekawszego do roboty nie mam, postanowiłam pomóc w odśnieżaniu chodnika. Przez to w końcu miałam okazję po niecałym miesiącu, poznać sąsiadów Very, których ona sama jeszcze nie zna.
 Po trzech godzinach ciężkiej pracy, pani Clinton zaproponowała mi gorącą herbatę i ciastka. Kobieta okazała się bardzo miłą staruszką, która od wielu lat jest skazana na samotne życie. Jej mąż nie żyje już od dwóch dekad, a jedyny syn mieszka od kilkunastu lat w Ameryce. Jak się dowiedziałam, odkąd tam mieszka, to odwiedził ją tylko kilka razy, ponieważ nie potrafi znaleźć czasu. Jej marzeniem jest zrobienie mu niespodzianki na święta i polecieć tam do niego. Niestety, jest świadoma, że jest już za późno na rezerwację biletu.
 Weszłam do mieszkania i zamknęłam po cichu drzwi. Veroniki nie było, ponieważ pojechała dzisiaj rano na uczelnię, żeby razem z kumplami spędzić Wigilię.
 Poczułam zapach świątecznego piernika, ale nie takiego samego, co czułam u pani Clinton. Był to polski zapach. Powiesiłam swój płaszcz na wieszaku i na palcach weszłam do kuchni. Moim oczom ukazał się Marco w całej okazałości, który stał tyłem. Oczywiście, nie obraziłabym się, gdyby blondasek założył na siebie coś więcej niż tylko bokserki z Superman'em. Chociaż z drugiej strony, nawet mi to nie przeszkadzało, bo tyłeczek miał zgrabny i miło popatrzeć, kiedy prawdziwy facet robi ciasteczka.
 Usiadłam cicho na krześle i sięgnęłam po kartkę z przepisem. Już na pierwszy rzut oka poznałam pismo Ewy.
 - Pomóc ci w czymś? - zapytałam, odkładając kartkę na swoje miejsce.
 - Kur... - chłopak się odwrócił i spojrzał na mnie wielkimi oczyma. Złapał się za serce i głośno oddychał. - Nigdy, przenigdy już mnie nie strasz!
 - Przepraszam - zawstydziłam się, kiedy zobaczyłam chłopaka półnagiego. - Widzę, że pieczesz babeczki...
 - Tak - uśmiechnął się. - Tylko nie wiem, czy wyszły? - kiwnął głową w kierunku blachy. - Skosztujesz?
 Pokiwałam ochoczo głową i chwilę później stałam już nad babeczkami. Wzięłam do ręki największe ciasteczko i zaciągnęłam się jego zapachem. Uwielbiam ten zapach, przypomina mi o tym, że zaraz są święta. Odgryzłam kawałek i ponownie się zaczęłam zachwycać. Oparłam się biodrem o blat i spojrzałam na chłopaka, który czekał na opinię.
 - Marco - zaczęłam, starając się przeciągać. - Znamy się już tyle... A ty mi nigdy nie powiedziałeś, że w tobie płynie polska krew...
 - Smakuje ci? - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
 - Przepyszne - starałam się skupić na jego twarzy, ale mój wzrok niestety uciekał na dół. - Reus... Mam prośbę.
 Chłopak podążył za moim wzrokiem, a kiedy zrozumiał o co mi chodzi, zarumienił się i wyszedł z kuchni, zmierzając do pokoju, gdzie zaczął przeszukiwać walizkę w nadziei, że znajdzie jakieś czyste ubranie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale widząc jaki pozostawił bałagan, wyszłam jak najszybciej.
 Wkroczyłam dumnie do salonu i podeszłam do szafki z filmami. Przejrzałam wzrokiem zbiór filmów. Veroniki. Posiała ich wiele, z różnych krajów, o różnej tematyce, a nawet w różnych językach. Z racji tego, że dziewczyna jest bardzo pokręcona, to spodziewałoby się, że i tutaj będzie jakiś chaos, ale nie. Stworzyła ona w tym miejscu jakiś system, który pomaga mi odnaleźć film, na który mam ochotę. Sięgnęłam po film świąteczny o tematyce miłosnej i włożyłam go do DVD. Położyłam się na sofie, z tajemnej skrytki współlokatorki wyciągnęłam tabliczkę mlecznej czekolady.
 - Lena - nade mną stanął Marco. - Bo zapomniałem ci wspomnieć, że Liam dzisiaj był.
 Podniosłam się wyżej na sofie i popatrzyłam na chłopaka.
 - Co chciał? - uśmiechnęłam się do niego.
 - Prosił mnie, żebym ci wręczył... - zza pleców wyciągnął srebrną kopertę.
 Podał mi go i z niezręcznym uśmiechem wyszedł z pokoju.
 Spojrzałam na kopertę i palcami dotknęłam swojego imienia, które było napisane pięknym pismem. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy przypomniałam sobie początki naszej znajomości i te jego koślawe pismo. Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej list.

Droga Leno,
zastanawiasz się na pewno, dlaczego do Ciebie piszę, zamiast po prostu przyjść porozmawiać. Od lat myślałem, że kiedy Cię w końcu spotkam, to będziemy nierozłączni. Ciągłe spacery, wypady na miasto w godzinach wieczornych, głupota do potęgi n-tej. Niestety, wszystko było nie tak. Obawiam się, że sukces mojej grupy zmienił mnie. Ty jesteś jedną z nielicznych osób, które przypominają mi o tym, co było. Tak, co było. Przepraszam Cię za to, przepraszam, że byłem fatalnym przyjacielem w tak trudnym czasie dla Ciebie. Wolałem się uganiać za Twoją współlokatorką, zamiast zaprosić Cię do kina. To nawet mój przyjaciel, Niall zaprosił Cię gdziekolwiek częściej niż ja. 
 Moja Droga, chcę się z Tobą pożegnać. Po ostatniej rozmowie z Veronicą, uświadomiłem sobie, czego szukam. Nie chcę stracić kogoś kogo kocham, ale wiem, że nieważne, co wybiorę, to i tak ktoś ucierpi. Próbowałem sobie od miesięcy wmówić, że rozstanie z Danielle, to było nic, że będziemy przyjaciółmi, a ja sobie kogoś znajdę. Zabolało mnie, kiedy usłyszałem, że się z kimś związała. Chciałem coś zrobić, ale widziałem, że jest szczęśliwa. Jej radość mnie napełniała takim spokojem. Lecz, kiedy wczoraj mi wyznała, że wyjeżdża - mój świat runął. Jedyna osoba, która go podtrzymywała wyjechała. Nie potrafiłem zasnąć, wiedząc, że jak się obudzę, to nie będzie jej. Wykupiłem bilet i pojechałem w podróż za nią. Nie wiem, jak pogodzę to z One Direction, ale wiem, że warto.
 Leno, nie wiem, czy kiedykolwiek się spotkamy, ale chciałbym Ci podziękować, że się pojawiłaś. Chciałbym Ci za wszystko podziękować. Za każdy Twój list, za każdą chwilę, wspomnienie, chwile radości i smutku. Przyrzekam Ci, że nigdy o Tobie nie zapomnę. Będziesz wciąż obecna w moim sercu. 
 Chciałbym, żebyś i Ty odzyskała swoją miłość. Wiem, że wgłąb Ciebie rozgrywa się wielka bitwa, ale myślę, że już wiesz, co zdecydujesz. Może, starasz się o tym nie myśleć, może wydaje się, że to błędna myśl, ale wiedz, iż tego właśnie pragniesz. Kochana zasługujesz na miłość. 
 Życzę Tobie, jak również Twojej rodzinie Wesołych Świąt. I wierzę w to, że kiedyś znowu się spotkamy. 

Liam

  Poczułam gulę w gardle. Miałam nadzieję, że to tylko żart, że nie jest to pożegnanie. Niestety, za każdym kolejnym razem utwierdzałam się w tym. To już jest koniec. Mój odwieczny przyjaciel, tym listem zakończył nasz rozdział. Po prostu go zakończył.
 Sięgnęłam po telefon i wyszukałam numer Liama. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha. Niestety, nie spodziewałam się tego, co usłyszałam. Przepraszamy, taki numer nie istnieje.
 - Nie, nie, to niemożliwe... - cała drżałam z płaczu. - Nie może być tak. Liam, ty...!

***
Veronica, 22 grudnia 2012r.
 - Może powinnam jej zanieść coś do jedzenia? - spojrzałam na Marco, który odpisywał na mail'e swoim kibicom. - Od wczoraj nie wyszła z pokoju...
 Reus podniósł głowę i spojrzał na mnie troskliwie. Po chwili odłożył laptopa i zbliżył się do mnie.
 - A może wybierzemy się na jakieś świąteczne zakupy? - zaczesał moje włosy za ucho i się uśmiechnął. - Musielibyśmy w końcu coś kupić na Wigilię.
 Pocałowałam go w usta i wstałam. Miał rację, za dwa dni Wigilia a nic jeszcze nie jest gotowe. Może byłam przyzwyczajona do tego, że nigdy nic nie musiałam robić, bo od tego miałam swoich rodziców. W tym roku jestem skazana na samą siebie.
 Otworzyłam swoją szafę i zaczęłam szukać jakiś ciepłych ubrań. Niestety, żeby coś takiego znaleźć  musiałam dokopać się głębiej. Dłonią trafiłam na coś gładkiego. Spod stosu ubrań wyciągnęłam białą teczkę. Zagryzłam wargę i spojrzałam na drzwi. W teczce były wszystkie informacje na temat Mario podczas tego miesiąca. Myślę, że chyba nadeszła pora, żeby wręczyć jej ją. Bo co jeżeli te informacje pomogą jej wybrać słuszną decyzję? A co jeżeli ją jeszcze bardziej pogrążą?
 Ktoś zapukał do drzwi. Odruchowo schowałam teczkę za plecy i spojrzałam Lenę.
 - Hej - powiedziała podejrzliwie. - Chciałam się zapytać, czy mogę zostać w domu, alee... najwyraźniej ci w czymś przeszkodziłam.
 Podeszła powoli do mnie i złapała za teczkę. Spojrzała na białą makulaturę i uniosła w zdziwieniu brwi. Spojrzała na mnie pytająco.
 - Co to masz?
 - Yyy... - podrapałam się po głowie, próbując się jakoś wytłumaczyć. - Bo wiesz... Nie bez powodu zabroniłam ci oglądać telewizję, czytać gazety, serfować po internecie. Miałam w tym swój cel. Chciałam żebyś zapomniała o Mario, i o tym, co się z nim dzieje - dziewczyna zaczęła ją otwierać. - Sama postanowiłam zbierać wszystkie fakty o nim podczas tego miesiąca, żebyś mogła pod koniec podjąć słuszną decyzję...
 Dziewczyna nic nie mówiła, tylko patrzyła na zdjęcie Mario z kuzynką Reusa. Do oczu napłynęły jej łzy. Nie dziwię się. Wiem, że wciąż go kocha a napis, który głosił, iż przespał się obcą dziewczyną parę dni po ich wyjeździe, mógł ją zdołować.
 - Vera - otarła policzek z łzy. - Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę, ale nie martwcie się o mnie... Muszę to jakoś przejrzeć.
 - Jasne - uśmiechnęłam się słabo.
 - Ach, mam prośbę... - odwróciła się. - Czy możecie spróbować odebrać bilet dla pani Clinton? Wczoraj siedziałam cały czas na telefonie i próbowałam coś zrobić w tej sprawie.
 Pokiwałam twierdząco i patrzyłam na odchodzącą przyjaciółkę.

***
Mario, 22 grudnia 2012r.
 - Mario! - zza działu z kosmetykami wpadł na mnie Oliver. - Co powiesz, żeby mamie kupić jakiś zestaw do kąpieli?
 Uśmiechnąłem się do chłopaka i poczochrałem go po głowie.
 - Myślę, że to dobry pomysł, ale co ty powiesz na coś innego?
 Chłopak w zabawny sposób zmarszczył czoło. Złapałem go za rękę i wyprowadziłem ze sklepu. Oczywiście, Młody zawsze wyrywał mi się z ręki i biegł w kierunku wystawy ze słodyczami. Nigdy mnie nie poprosił, żebym mu kupił cukierka. Możliwe, że mamę nigdy na nie nie było stać, ale wystarczył mu fakt, że są one takie kolorowe i piękne.
 Mijając olbrzymią choinkę w centrum handlowym, zatrzymał się. Chciałem iść dalej, licząc, że i on się ruszy, lecz patrzył na tą choinkę jakby coś w niej widział... Jakby o coś ją prosił.
 - Wiesz, że co roku tutaj przychodzę w podobnym czasie? - popatrzył na mnie świecącymi oczyma. - Zawsze z mamą siadamy na tej ławce - wskazał ławkę, na której siedziało jakieś młode małżeństwo - i przez długi czas na nią patrzymy. Zawsze się boję, że to może być ostatni raz, kiedy mogę ją zobaczyć... Że za rok moja mama będzie sama już tu przechodzić - przetarł ręką oczy. - Kiedy cię spotkałem, myślałem, że to jest dar od Boga, że nie będę się musiał martwić, iż moja mama zostanie sama... I teraz chociaż wiem, że ty kochasz inną kobietę, to moja mama będzie mogła zawsze na ciebie liczyć.
 Chłopak upadł na kolanie i zaczął płakać. Podbiegłem do niego i przytuliłem . Czułem jak jego całe ciało drga, mimo że próbowałem go jakoś uspokoić.
 - Mario... - zaciągnął powietrze. - Chciałbym żeby moja mama przed moją śmiercią poznała kogoś...
 - Oliver, przecież ty nie umierasz!
 - Ja wiem, że coraz mniej czasu mam, ja to czuję... Za jakiś czas zobaczę się z moim tatą, ale nie chcę mamy zostawiać.
Podniosłem głowę chłopaka i popatrzyłem na niego.
 - Oliver, zaufaj mi. Jesteś chory, ale to nie znaczy, że umierasz i ty to powinieneś wiedzieć. Ja też byłem chory, ale nie tak jak ty. Byłem wielkim egoistą, a egoizm ciężko wyleczyć... Straciłem przez to osobę, którą kocham i nie wiem, czy kiedykolwiek odzyskam, ale poznałem ciebie... Ty mnie wyleczyłeś. Dlatego ja z tobą będę, kiedy zagrasz swój pierwszy mecz...
 - Ja nie mogę grać...
 - Jeszcze - pogłaskałem go po głowie. - Spokojnie, potrzeba czasu.
 Usiadłem po turecku, nie zwracając uwagi na przechodniów oraz paparazzi, którzy robili mi zdjęcia. Najważniejsze, że mogę tutaj być z Oliverem.

4 komentarze:

  1. rozdział jest suuuper *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny! *.*
    Trafiłam na bloga i stwierdziłam że jest genialny ;D
    czekam na nn **

    zapraszam:
    http://true-love-will-survive-all.blogspot.com/ opowiadanie o 1D :))

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW <3
    Nie spodziewałam się tego :o
    Ale zobaczymy co dalej będzie ;)

    OdpowiedzUsuń