piątek, 13 września 2013

Rozdział dziewiętnasty

Lena, 11 grudnia 2012r.
 Złapałam wizytówkę, którą zabrałam wczoraj z restauracji. Postanowiłam, że to będzie najlepsze miejsce na uczczenie setnych urodzin Kuby. On i tak jest głupi, więc nie doceni mojego wyboru. Wklepałam numer do telefonu i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po chwili usłyszałam głos miłej pani w recepcji. Zarezerwowałam miejsce dla siódemki osób. Z przyzwyczajenia chciałam zarezerwować dla ósemki, ale nie tym razem. Okazało się, że właściciel restauracji z przyjemnością przyjmie takich gości i zapewni nam najlepsze miejsca. Przynajmniej tyle – pomyślałam.
 Musiałabym również w końcu wymyślić jakiś prezent dla Kuby. To jest najgorsza część wszystkich urodzin… wymyślanie prezentów. Przeważnie daję znajomym pieniądze i czekoladę, ale Kuba ma ich już mnóstwo, a czekolady nie lubi. Co to za człowiek, który nie lubi czekolady? No tak… Kuba.
 Weszłam do kuchni, gdzie Vera wypiła już dwie szklanki kawy i zaparza kolejną. Ta dziewczyna zaraz dostanie ADHD… Chociaż nie, ona już je ma. Ale dzisiaj zachowuje się jakoś inaczej, tak jakby się denerwowała. Czy odwiedziny rodziców mogą tak stresować?
 - Pomóc ci w czymś? – zapytałam, siadając przy stole.
 Dziewczyna pokręciła głową i złapała za telefon. Usiadła naprzeciwko mnie i uśmiechnęła się. Wzięła parę wdechów i w końcu się odezwała.
 - Przepraszam, nie lubię tego jak rodzice przyjeżdżają… Zawsze muszą mnie kontrolować, rozumiesz o co mi chodzi, nie? – pokiwałam twierdząco głową. – No, i jest jeszcze jedna sprawa… Ale nie będę cię nią zadręczać… Od tego mam Steven’a.
 Uśmiechnęłam się i złapałam za kanapkę, którą przygotowałam sobie wcześniej.
 - Jak długo twoi rodzice tutaj będą?
 - Nie wiem, mam nadzieję, że jak najkrócej. Kocham ich, ale zbyt długo już z nimi byłam…
 Usłyszałyśmy dzwonek. Vera wzięła głęboki wdech i wstała. Odprowadziłam ją wzrokiem, a po jakimś czasie usłyszałam otwierane drzwi i uroczy, kobiecy śmiech. To musiała być mama Very. Podniosłam się z krzesła i powoli ruszyłam do holu, gdzie zobaczyłam dwoje ludzi. Ojciec dziewczyny był wysokim zadbanym człowiekiem, włosy miał szare, ale to dodawało mu uroku i sama mogę stwierdzić, że był przystojnym mężczyzną. Jej mama zaś była niższą blondynką o włosach sięgających jej do ramion. Kiedy zauważyła w końcu mnie, odsunęła się od Very i popatrzyła na mnie wielkimi oczyma.
 - Czy to ta mała Lena? – podeszła do mnie i złapała za ramiona, żeby przyjrzeć się mi. – Niewiarygodne jak wyrosłaś! Ale nic, a nic nie jesteś podobna do Grzegorza (ojca Leny)! Cała matka zapewne.
 - Tak, po tacie odziedziczyłam coś innego… - uśmiechnęłam się, bo byłam troszkę zaskoczona. – Zna pani moich rodziców?
 - Ależ oczywiście moja droga – uśmiechnęła się i poszła do salonu. – Ja i twój ojciec chodziliśmy do tego samego liceum. W drugiej klasie postanowiliśmy ze sobą chodzić. Wszystkie dziewczyny mi zazdrościły, że wyrwałam najlepsze ciacho w szkole.
 Uśmiechnęłam się, bo teraz trudno mi wyobrazić sobie tatę jako „ciacho”. Usiadłam na fotelu obok kobiety i słuchałam dalej jej historii.
 - Grzegorz był jednym z najlepszych strzelców w tamtejszym klubie, co więc było powodem większego zainteresowania nim przez dziewczyny. Czasem nawet słyszałam, że niektóre miały pomysły jak spowodować, to że miał ze mną zerwać… Uff… Jak na piłkarza nie był głupi.
 - Tak, tak… - mruknął ojciec Very. – Powiedz, że byłaś z nim, bo cię to kręciło, a kiedy skończyło, to zaczęłaś chodzić ze mną.
 - Pan również zna mojego ojca? – zapytałam.
 - Nie, nie... Ja i Angelika poznaliśmy się na koncercie w Warszawie. Wiedzieliśmy od samego początku, że jesteśmy sobie przeznaczeni…
 Kobieta poklepała mężczyznę po udzie i uśmiechnęła się. Widać było, że ta dwójka nie widzi bez siebie świata. Ale teraz nie wiem, dlaczego Vera tak na nich narzeka. Oni są taką starszą wersją jej. Pokręceni ludzie…. Urocze.
 - Ale powiedz mi Leno – kobieta znowu zwróciła się do mnie. – Dlaczego twój ojciec zrezygnował z piłki nożnej? Przecież on kochał ten sport czasem bardziej niż mnie… Nie wyobrażał sobie bez niego życia, tak jak jego starszy brat.
 Wzięłam głęboki wdech, próbując ułożyć odpowiedź w głowie.
 - Mój ojciec, kiedy był na drugim roku studiów uczestniczył w wypadku samochodowym. Podobno był w śpiączce dwa dni. Po obudzeniu odkrył, że jest sparaliżowany od pasa w dół. Wszyscy myśleli, że skończy ze sobą, ponieważ stracił wszystko, co mógł mieć. Wtedy poznał moją mamę. Ona również ucierpiała w tym wypadku, ponieważ samochód prowadzony przez jej kolegę uderzył w samochód ojca. Chociaż ona nic nie zrobiła, miała poczucie winy, więc chciała mu pomóc. Dzięki niej ojciec po paru miesiącach odzyskał czucie, ale niestety nie na tyle wystarczające, żeby znowu grać. Zrezygnował z piłki nożnej i zajął się w końcu randkowaniem – uśmiechnęłam się do kobiety.
 - Szkoda, miał wielki talent.
 Sięgnęła po pilot i włączyła telewizor. Wzięłam głęboki wdech i poszłam do swojego pokoju. Zatrzymałam się dopiero przy drzwiach Veroniki, która siedziała na łóżku i telefonem przy uchu.
 - … tęsknię za tobą – mówiła do osoby po drugiej stronie słuchawki. – Dlaczego się na to zdecydowaliśmy? Znowu skrzyw… Obiecujesz? Dobrze, ja ciebie też. Pa.
 Zmarszczyłam czoło. Vera nie wspominała mi, że kogokolwiek ma. No cóż, to ona. Może przed chwilą rozmawiała z Steven’em? Taak, to na pewno on. Odsunęłam się od drzwi i weszłam do swojego pokoju.
 Sięgnęłam po swoją komórkę i wybrałam numer do Liama. Z chęcią wyrwałabym się z Domu i poszłabym na przykład do kina. Myślę, że nawet nie pogardziłby dobrym filmem. Po trzech sygnałach usłyszałam w końcu głos w słuchawce.
 - Cześć, tutaj ja sekretarka Liama, jeżeli chcesz się z nim umówić, to musisz poczekać – zmarszczyłam nos, bo wiedziałam, że ten głos nie należy do niego. – a jeżeli nie chcesz czekać, to możesz pójść ze mną na randkę.
 - Yyy… Cześć – mruknęłam. – To ja chyba wolę poczekać, ale miło mi byłoby gdybyś przekazał swojemu przyjacielowi, że dzwoniłam.
 - A kto mówi?
 - Lena.
 - Ooo… Cześć! Tutaj Niall…
 Po raz kolejny zmarszczyłam nos, próbując sobie przypomnieć, który to był Niall.
 - Blondyn? – podpowiedział.
 - Ach, pamiętam! – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie jego mordki. – Ale właśnie, nie ma Liama?
 - Niestety, ale nie ma. A coś się stało?
 - Tak, mam ochotę wyjść do kina, ale niestety nie mam z kim.
 - Hmm…. Lena, czy byłabyś zła gdybym się z tobą wybrał?
 Zatkało mnie.
 - Ahmm… Myślę, że tak. Bardzo mi byłoby miło.
 - Więc jesteśmy umówieni. Później podam ci czas i miejsce.
 - Okej.

***
Mario, 12 grudnia 2012r.
 Rzuciłem torbę treningową na ramię i wyszedłem z przebieralni. W sklepiku stadionowym kupiłem sobie jeszcze wodę i jakąś czekoladę. Na początku sprzedawczyni nie chętnie sięgała po to czarne cudo, ale jak jej wytłumaczyłem, że to nie dla mnie, zdecydowała mi to sprzedać. Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem na parking, gdzie czekał na mnie… tak myślę, że na mnie Marco.
 Minąłem go i stanąłem obok swojego auta. Odwróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który cały dzień wyglądał na markotnego.
 - Coś się stało? – zapytałem.
 - Tak – podszedł do mnie. – Odkąd Lena wyjechała nasze kontakty ograniczyły się do minimum. Pamiętasz jak dawniej cały czas gdzieś wypadaliśmy? Tutaj na piwo, tutaj na wywiady… Wszędzie byliśmy razem, a teraz? Cały dzień spotykasz się z Siną i Oliverem, nawet nie zapytasz, co tam u Leny… Cholera! – uderzył pięścią o ścianę. – Nawet ona o ciebie nie zapyta, tylko siedzi w tym Londynie i umawia się z niewiadomo kim.
 - Marco – spojrzałem na niego gniewnie. – Po co mi to mówisz? Dobrze wiesz jaki ja i Lena mamy układ. Mamy wolne od siebie.. Jeden miesiąc, nie rok, czy więcej… Jeden miesiąc. Może ona robić, co chce… A jeżeli chodzi o Sinę i Olivera… oni mnie zmieniają Marco, przy nich czuję się szczęśliwy. Mi też ciebie brakuje, ale nie ma cię, kiedy ja tego potrzebuję.
 - Co ty mówisz? – oparł się o mój samochód. – Jestem codziennie obok ciebie, ale ty nawet się do mnie nie uśmiechniesz, ciągle mnie zbywasz.
 - Dobra, ja muszę już jechać, bo się umówiłem.
 Otworzyłem drzwi i chciałem już wsiąść, kiedy usłyszałem jak Reus wzdycha i mruczy pod nosem.
 - O tym Stary mówiłem.
 Poklepał po dachu i odszedł.
 Rzuciłem torbę treningową na siedzenie pasażera i spojrzałem w kierunku odchodzącego przyjaciela.  Pokręciłem głową i zapaliłem silnik.
 Może Marco ma rację, że się od siebie odsunęliśmy, ale nigdy nie chciałem zrobić tego specjalnie. Po prostu mam szansę być sobą, nie muszę nikogo udawać przy Sinie, a przy Reusie mam wrażenie, że znowu się stanę takim dupkiem jakim byłem do tej pory.
 Skręciłem w stronę parku, gdzie ma na mnie czekać Oliver. Obiecałem mu przecież, że zabiorę go do parku zabaw. Zaparkowałem przed bramą i wysiadłem z samochodu. Z czekoladą weszłam do parku, kierując się do miejsca, gdzie poznałem chłopczyka. Długo nie musiałem iść do tego miejsca. Uśmiechnąłem się na widok chłopca i matki.
 - Mario! – Oliver podbiegł do mnie. – Cieszę się, że przyjechałeś.
 - Ja też się cieszę.. Ooo… i nawet coś dla ciebie mam.
 Wręczyłem mu czekoladę, na co jego oczy zabłyszczały. Pogłaskałem go po głowie i podszedłem do Siny. Przytuliłem ją na powitanie i zaprowadziłem ją do mojego samochodu. Oliver usiadł z tyłu wciąż zafascynowany moim samochodem.
 - Musisz mu to wybaczyć – odezwała się kobieta. – Nigdy nie miał okazji jechać samochodem, które ma większe szanse, że stanie na środku drogi niż ruszy z miejsca.
 - Rozumiem – puściłem jej oczko i zająłem miejsce kierowcy. – Mam nadzieję, że spodoba mu się tamto miejsce. Kiedy byłem młodszy moja mama brała nas w tamto miejsce. Zawsze powtarzałem, że jak będę mieć dzieci, to park zabaw będzie ich trzecim domem…
 Odpaliłem silnik i wycofałem.
 - A co z drugim? – zapytała Sina.
 - Drugim będzie stadion – uśmiechnąłem się. Spojrzałem do lusterka i zobaczyłem jak Oliver wcina czekoladę. – Tylko nie zjedz jej całej, bo będzie ci nie dobrze.
  Chłopczyk tylko się uśmiechnął i zapakował resztę do plecaka, który miał przy sobie. Oblizał sobie jeszcze palce, a ja w tym czasie włączyłem radio. Kątem oka zauważyłem, że Sina sięga do lusterka nad jej miejscem. Odciągnęła deskę, z której wyleciało coś przypominające karteczkę. Popatrzyłem na dziewczynę, która się delikatnie zaczerwieniła.
 - Przepraszam – powiedziała, sięgając palcami po zdjęcie. – To jest Lena?
 Spojrzałem na to, co trzymała w dłoniach. Zdjęcie zostało zrobione w Polsce, w rodzinnej miejscowości Leny. Miała ona wtedy krótsze włosy, na zdjęciu mokre, ponieważ zachciało jej się basenu, więc wrzuciłem ją do wanny, która stała pod domem. Uznałem, że była tak piękna, iż musiałem uwiecznić tą chwilę.
 - Mario! Uważaj! – krzyknęła Sina.
 Odruchowo nacisnąłem hamulec i spojrzałem na przerażoną kobietę, przechodzącą przez ulicę. Przełknąłem ślinę i wziąłem parę wdechów. Wyciągnąłem rękę i zabrałem zdjęcie, chowając je pod siedzeniem.
 - Przepraszam – mruknąłem i ruszyłem dalej.
 Czułem się okropnie. Mogłem narazić życie niewinnej osoby. Muszę w końcu przestać w taki sposób reagować na te wszystkie zdjęcia, na jej imię… Przecież ona nie jest pępkiem świata. Nigdy nim nie była.
 Zaparkowałem samochód przed wielkim budynkiem i wysiadłem z samochodu. Wypuściłem Olivera, który złapał szybko Sinę i zaczął ciągnąć ją do środka. Najwidoczniej nie potrafił się doczekać, żeby zabawić się.
 - Ładna jest – odezwała się w końcu Sina. – Teraz rozumiem dlaczego nie możesz o niej zapomnieć.
 Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a zaraz później się zarumieniła.
 - Zgadzam się – spojrzałem przed siebie. – Lena jest śliczna, ale… Ech… To zdjęcie zostało zrobione, kiedy ja jeszcze nie byłem znany w Bundeslidze. Nie widzieliśmy poza sobą świata, liczyła się tylko ona i ja. Wtedy to nawet odległość miała dla nas małe znaczenie. Niestety, kiedy zaczęła się moja kariera zaczęliśmy się od siebie oddalać. Stałem się kimś innym, kimś kto krzywdził osobę, którą kocha… A teraz chociaż się zmieniam i zaczynam spostrzegać świat inaczej pojawia się Marco, który wyrzuca mi jakim jestem fatalnym przyjacielem.
 Poczułem jak mnie łapie za dłoń. Spojrzałem to w oczy dziewczyny,
 - Jak mam się zmienić, żebym był dobrym przyjacielem i dobrym chłopakiem? Jak?
 - Mario – uśmiechnęła się. – Dla mnie jesteś wspaniałym przyjacielem… I z pewnością chłopakiem również.
 Nachyliła się i pocałowała mnie w usta.

***
Lena, 12 grudnia 2012r.
 - Och, Skarbie źle to robisz – usłyszałam po raz kolejny głos pani King. – Powinnaś to kroić w kostkę, a nie plastry.
 - Mamo! – odwróciła się z nożem Vera. – Daj mi to zrobić po swojemu. Zajmij się swoim ciastem, a ja sama zrobię sałatkę!
 Uśmiechnęłam się pod nosem i kontynuowałam zmywanie naczyń. Muszę powiedzieć, że państwo King są tutaj od wczoraj, a już rozumiem, dlaczego Veronica ma ich po uszy… A raczej matkę, z ojcem da się jeszcze na spokojnie porozmawiać, ale z panią Angeliką? Przecież ten człowiek jest niemożliwy.
 - Dziecko, daj ja to zrobię.
 Zabrała Veronice nóż i zabrała się za krojenie pomidorów. Dziewczyna również nabrała takich kolorów. Złapała szmatkę, w którą wytarła dłonie, a następnie rzuciła na stolik. Wypadła z kuchni i poszła do salonu. Kiedy skończyłam zmywać dołączyłam tam do niej.
 - Nie możesz się tak denerwować – z uśmiechem odezwałam się do niej. – Weź na luz, twoi rodzice jutro wyjeżdżają. Powinnaś z nimi spędzić każdą chwilę.
 - Poznałaś moją matkę, więc jak? Powiedz mi jak? – syknęła.
 Wzięła kilka wdechów, a chwilę później złapała laptopa i zabrała się do pracy. Jakoś ostatnio nie jest chętna do rozmów, a ja jej do tego nie zmuszam. No cóż, każdy ma jakieś tajemnice. Złapałam książkę, którą sobie niedawno kupiłam i zabrałam się za jej czytanie.
 - I jak było na randce? – odezwała się po jakimś czasie.
 - Nie byłam na randce – czułam jak moje policzki zaczynają się rumienić. – Po prostu poszłam ze znajomym do kina. To chyba nie znaczy od razu randki, prawda?
 Vera uśmiechnęła się znad laptopa.
 - Oczywiście, że nie, ale coraz częściej wracasz do domu z takim bananem na ustach, że aż miło się na ciebie patrzy – zaczęła się szczerzyć.
 - Tak, ale to przeważnie po spotkaniu z Liamem… A wczoraj byłam z Niallem.
 - Z Horanem? – zmarszczyła nos. – Hmmm…. No też z niego niezłe ciacho… i wolny. To sobie go bierz, a ja… zabiorę się za Liama – skończyła swoje zdanie w jakiś dziwny sposób. – Właśnie, jak będzie się o mnie pytać, możesz już mu mówić prawdę. Przedwczoraj poznaliśmy się i dowiedział się, że jesteś moją współlokatorką.
 Dziewczyna puściło mi oko, a ja siedziałam jak wryta. Oni ona ani Liam nie powiedzieli mi, że się w końcu poznali. Poczułam, że robi mi się z tego powodu przykro. Pokręciłam głową, próbując odgonić smutek i skupić się na książce.
 Poczułam jak wibruje mi telefon. Wyciągnęłam go i odczytałam wiadomość.
Dziękuję Ci za wczorajszy dzień, było super ~Niall

 Uśmiechnęłam się i wyszłam z salonu.

7 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadanie *,* Jest najlepsze z wszystkich jakie do tej pory czytałam a czytałam bardzo bardzo dużo ;* Po przeczytaniu rozdziału mam big smajla na twarzy ;) Rozdział jak zwykle świetny ;p Już nie mogę się doczekać nexta, chciałabym żeby Mario przyjechał do Londynu i starał się o Lenę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział ! <3 Co ta Sina ;oo Nie ! Mario musi być z LENĄ !! Mam nadzieje że się opamięta . Czekam na wątek Leny i Mario . Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no kurde.... Co ta Sina za przeproszeniem odpierdala ?!! Mario i LENA są dla siebie stworzeni i nikt nie może in przeszkodzić! S co do rozdziału to cudo ;)) Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pierdykqm on hej opowiada że nadal kocha Lene! A ta go całuje gdzie tu sprawiedliwość?? Mario i Lena Forever ;3 Nie będzie im jakąś Sina tego psula! Niech znajdzie sobie kogoś a nie kradnie faceta!

    OdpowiedzUsuń
  5. W jakim programie robiłaś nagłówek bloga ?
    Rozdział świetny, genialny i cudowny. Życzę mnóstwo , mnóstwo weny :)

    OdpowiedzUsuń