sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział osiemnasty

Veronica, 09 grudnia 2012r.
 Z torebki wyciągnęłam lusterko, żeby po raz ostatni się w nim przejrzeć. Kiedy poprawiłam już ostatnie niedociągnięcia, zapukałam do szklanych drzwi biura właściciela tego baru. Przez chwilę myślałam, że nikogo tam nie ma, póki nie wyszła ze środka niska kobieta o potarganych włosach i źle zapiętej koszuli. Uniosłam jedną brew i uśmiechnęłam się kpiąco.
 No widzę, że właściciel lubi zabawy z małolatami – pomyślałam. Chociaż wydawało mi się, że rodzice coś mi o nim kiedyś wspominali. Spokojny człowiek z żoną i trójką dzieci. No cóż, pozory zawsze mogą mylić.
 Ruszyłam ramionami, po raz ostatni spoglądając na oddalającą się dziewczynę i weszłam do środka. Biuro wydawało się być wielkie, ale to kwestia doboru odpowiedniego wyposażenia, koloru ścian, a przede wszystkim luster, które zajmowały całą lewą stronę.
 Rozejrzałam się po pomieszczeniu z nadzieją, że kogoś tutaj ujrzę, lecz nic takiego się nie stało. Usiadłam na krześle, gdzie siadali z pewnością wszyscy kandydaci do pracy w tym miejscu. Wówczas usłyszałam jakieś szmery połączone z przeklinaniem pod nosem. Podniosłam się z krzesła i nachyliłam nad biurkiem. Wtedy zobaczyłam młodego chłopaka walczącego ze swoim rozporkiem. Przyłożyłam pięść do ust, żeby nie wystraszyć go swoim śmiechem i wróciłam na miejsce.
 Odchrząknęłam. Szmery ucichły, a po chwili spod biurka wyjawił się on. Nie przypominał mi mężczyzny z trójką dzieci, ale dobrze znałam tą podłą twarz.
 - John… Jak miło cię znowu widzieć – mruknęłam. – Ale powiem szczerze, że liczyłam tutaj na kogoś innego… dojrzalszego.
 Spojrzał na mnie wilkiem i sięgnął po teczkę z moim imieniem. Faktycznie, zapomniałam o swoim CV, ale moi rodzice przewidzieli, to jak zwykle.
 - Veronica nic się nie zmieniłaś – powiedział swoim zachrypniętym głosem. – No może prawie nic… parę zmarszczek ci przybyło, ale nadal jesteś śliczna.
 - Ach, jak miło usłyszeć z samego rana taki komplement i jeszcze z twoich ust.
 - Tak, tak… - zaczął uważniej się przyglądać mojemu CV. A podobno miały być tylko formalności z moją pracą tutaj.. – Słyszałem, że na stałe zostajesz w Londynie.
 Przewróciłam oczami, wiedząc, że to nie będzie łatwa rozmowa. Na szczęście nie trwała dłużej niż pół godziny. Chłopak rzucił teczką i z szuflady wyciągnął kartkę i długopis.
 - Dobra, ojciec kazał ci tutaj podpisać.. – pokazał mi miejsce na dole kartki. – Aa… i masz jutro przyjść o 18:00.
 Pokiwałam głową, dając do zrozumienia, że rozumiem. Następnie wstałam i niechętnie podałam rękę John’owi. Skierowałam się do wyjścia, ale przed zamknięciem drzwi jeszcze na niego spojrzałam.
 - Jeżeli chodzi o ten rozporek, to radzę zainwestować w nowe spodnie, bo tak już z nim wiecznie będzie… zawsze będzie się zacinał – puściłam mu oczko i się zmyłam.
 Z torby wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do niejakiej Danielle.
 - Słucham – odezwał się głos w słuchawce.
 - Cześć, z tej strony Veronica King.
 - Cieszę się, że dzwonisz.
 - Czy mogę do ciebie jutro rano wpaść? Obawiam się, że w innym terminie nie będę miała czasu.
 - Jasne.
 - Więc jesteśmy umówione.
 Rozłączyłam się i komórkę wrzuciłam do torby. Złapałam taksówkę i pojechałam do domu, żeby odespać ten poranek.

***
Veronica, 10 grudnia 2012 r.
 Stanęłam przed drzwiami swojej "klientki". Kiedyś w końcu musiałyśmy się umówić, bo jednak muszę zaliczyć przedmiot u mojego kochanego profesora. Położyłam pięść na drzwiach i zapukałam. Po chwili otworzyła mi wysoka dziewczyna o ciemnych kręconych włosach, która od paru tygodni jest znana jako "była dziewczyna" Liama Payne'a. Uśmiechnęłam się do niej, na co ona mi odwdzięczyła się tym samym. Zaprosiwszy mnie do domu, dała sygnał, żebym zapoznała się z jej mieszkaniem. Małe, więc myślę, że nie będzie większego problemu z zaprojektowaniem i udekorowaniem wnętrza.
 Weszłam do pokoju, który był jeszcze cały zawalony pudełkami, w których znajdowały się rzeczy z poprzedniego mieszkania. Coś mnie kusiło, żeby do nich zajrzeć i dowiedzieć się kim jest Danielle, ale jeszcze tego brakuje, żeby mnie z domu wyrzuciła.
 - Chcesz się czegoś napić? - zapytała swoim melodyjnym głosem.
 Odwróciłam się do niej i pokręciłam przecząco głową. Z torby wyciągnęłam swój laptop, na którym miałam wszystkie potrzebne materiały do projektowania. Sięgnęłam po plan mieszkania, o który wcześniej poprosiłam Dan i zaczęłam wprowadzać dane.
 - Mogę się dołączyć?
 Podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Uśmiechnęłam się i odsunęłam krzesło obok siebie.
 - Przecież, ty tu rządzisz.

***
Liam, 10 grudnia 2012r. 
 Wskoczyłem do basenu, czując, że ten dzień będzie udany. Po mojej prawej stronie Loczek walczył jeszcze z czepkiem, próbując w końcu schować pod nim swe włosy, a z lewej Niall, który oddał się wodzie. Oczywiście, odpoczywał sobie, leżąc na plecach.  Jeszcze dalej zanurzył się Louis. Tylko Zayn odmówił dzisiaj pójścia z nami popływać… Oczywiście, wciąż boi się wody, ale co na to poradzimy. Obiecał nam, że będzie sędziować, ale jako, że walczymy o tydzień wolności musiał wybierać z kim chce być w drużynie. Oczywiście, jak za każdym razem wybrał mnie, bo wiedział, że mam największe szanse na zwycięstwo, ale wielkim rywalem jest jeszcze Niall, który w wodzie się czuje jak ryba. Jest świetnym pływakiem, a co dziwne jak na osobę, która tyle je co on.
 - Gotowi!? – usłyszeliśmy Malika z drugiej strony basenu.
 - Zayn! – ryknął Harry. – Pozwól chociaż się nam rozgrzać.
 - A no tak, zapomniałem – klepnął się w czoło i wrócił na miejsce, gdzie przeglądał jakieś śmieszne filmiki na telefonie.
 Zrobiłem na rozgrzewkę z 10 basenów. Widziałem, że Lou i Loczek zrezygnowali po 4, a Niall jak zwykle postanowił w inny sposób się rozgrzać. No cóż, każdy robi, co chce.
 Wyszedłem z basenu i wszedłem na słupek. Kiedy wszyscy byli gotowi, usłyszeliśmy odliczanie Zayna. W końcu wszyscy wystartowali. Wskoczyłem w głębie i jak najszybciej starałem się odpychać. Byłem tam tylko ja i woda. Musiałem pamiętać o regularnych oddechach, to jest jeden z wielu kluczy do sukcesu. Wiedziałem, że zaraz powinienem zrobić ‘fikołek’ i odbić się od ścianki. Tak też zrobiłem. Teraz ile sił w ramionach i nogach miałem starałem się dopłynąć do końca.
 Dotknąłem ścianki i wynurzyłem głowę. Zobaczyłem nad sobą załamanego Malika, a obok siebie uśmiechniętego Nialla.
 - Liam, w tej dziedzinie musisz mi przyznać rację, że jestem od ciebie lepszy – podciągnął się i usiadł na murku, przyglądając się dopływającemu Louisowi i Loczkowi. – Malik zły wybór, gdybyś wybrał mnie, to miałbyś tydzień wolnego od obowiązków w domu… Ale tak to jest, jak się ufa, że niepokonany Liam, zawsze będzie niepokonany – puścił mi oczko i poszedł do szatni.
 Złapałem rękę przyjaciela i uśmiechnąłem się do niego przepraszająco. Niall miał rację, że gdyby wybrał jego, to miałby cały tydzień tylko dla siebie i Perrie.
 Podszedłem do ławki i złapałem ręcznik. Zobaczyłem, że moja komórka wibruje, a na ekranie pojawiła się uśmiechnięta Danielle. Złapałem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
 - Słucham – odezwałem się.
 - Cześć Liam. Posłuchaj, jest u mnie ta projektantka, o której ci wspominałam… Czy miałbyś teraz odrobinę czasu, żeby wpaść i zobaczyć, co ona proponuje?
 Odsunąłem słuchawkę od ucha, żeby zobaczyć, która godzina. Następnie znowu przyłożyłem i się uśmiechnąłem.
 - Jasne… Za jakieś 40 min powinienem stać już pod twoją kamienicą.
 - Świetnie, dziękuję.
 Rozłączyła się, a ja szybko pobiegłem do szatni.
 Po paru minutach już siedziałem w samochodzie, czekając w korku. Nawet zimą ludzie robią parady na nie wiadomo co. Kiedy miałem szansę, skręciłem w uliczkę, modląc się, żeby więcej osób o tym nie pomyślało. Ale cóż, ludzie w Londynie są wyjątkowo, że tak powiem mało sprytni. Zawsze upierają się, żeby pozostać na głównych, bo uważają, że i tak, i tak szybciej będą na miejscu.
 Zatrzymałem się na parkingu pod kamienicą Dan. Wysiadłem z samochodu, jeszcze zerkając w lusterko, żeby jakoś po ludzku wyglądać. Po paru chwilach stałem już pod jej mieszkaniem, zapukałem do drzwi. Kiedy w końcu otworzyła, zobaczyłem uśmiechniętą dziewczynę, która wyszła na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Zdziwiłem się tym zachowaniem, bo myślałem, że wejdziemy do środka. Najwyraźniej Dan zauważyła moje zaskoczenie.
 - Zaraz wejdziemy – powiedziała – ale muszę cię o czymś uprzedzić. Miałam dosyć tego jak ta dziewczyna, Veronica bawi się ciągle z tobą w kotka i myszkę.
 - Miałam? A teraz już nie masz? – uśmiechnąłem się do niej.
 - Nie chodzi o to, wciąż mnie ona irytuje, ale z powodu, że nadal cię kocham… - na te słowa musiałem się zaczerwienić, bo zaczęła się tłumaczyć. – Oczywiście jak przyjaciela… to postanowiłam ją odnaleźć… i powiem, że to nie było trudne.
 Otworzyła w końcu drzwi i kiwnęła głową, żebym wchodził. Zrobiłem tak też i ruszyłem do salonu, gdzie podobno siedziała projektantka. Stając w drzwiach, poczułem jak krew uderza mi do głowy. Przy stoliku do kawy siedziała ta sama ruda dziewczyna, którą spotkał parę dni temu i wciąż marzył, żeby ją spotkać. Kiedy w końcu podniosła głowę, uśmiechnęła się do mnie. W żadnym wypadku nie była zaskoczona, wyglądała wręcz jakby na mnie oczekiwała.
 - Kogo ja tutaj widzę? – odezwała się swoim zalotnym głosem. – Długo kazałeś na siebie czekać.
 - Żartujesz? – wydusiłem z siebie. – Szukałem ciebie wszędzie, myślałem o tobie każdego dnia, a ty sobie ze mnie żartowałaś?
 - Taka moja natura, Liam – podeszła do mnie i dotknęła mojego policzka. – Nie domyśliłeś się tego po listach od Leny?
 Spojrzałem na nią zdziwiony. Miałem nadzieję, że powie coś więcej, ale ona nadal się uśmiechała.
 - Skąd o niej wiesz? I o listach?
 - Och.. – dziewczyna przewróciła oczami. – Lena to moja współlokatorka. Nie raz ją spotkałeś. Na przykład  pierwszy raz, kiedy biegaliście, to wpadliście na siebie. Skąd ja to wiem? Bo na koncercie pokazała mi ciebie… Ooo… a następnym razem na Mikołajkach…
 - Wiem, poznaliśmy już siebie – uśmiechnąłem się do niej.
 - Naprawdę? – zmarszczyła czoło. – W takim razie tego mi już nie powiedziała… Ech, dobra, ja będę musiała uciekać.
 - Może wybierzemy się na kawę, czy coś takiego?
 Dziewczyna spojrzała na swój zegarek i się skrzywiła.
 - Wybacz mi, ale dzisiaj nie mogę. Zaraz zaczynają mi się zajęcia, a potem muszę uciekać do pracy. Teraz jak już wiesz kim jestem, to możesz wpadać do mnie i do Leny…
 Pokiwałem głową, dając znak, że rozumiem. Vera jeszcze raz się uśmiechnęła i zniknęła jak to robiła wcześniej, lecz tym razem w końcu mogłem z nią porozmawiać.
 - Wiedziałem, że ten dzień będzie piękny – powiedziałem pod nosem.
 - Zjesz coś? – zapytała Dan.
 Odwróciłem się do niej i pogłaskałem się po brzuchu, dając do zrozumienia, że jestem głodny jak wilk.

Tak więc wróciłam... Postanowiłam dzisiaj dodać ten rozdział, tak na zakończenie tych wakacji. Nie oczekuję już od Was, że będziecie ten rozdział i następne komentować. Po prostu chcę tą historię zakończyć i być wobec Was fair. Następny rozdział dopiero za 2 tygodnie.
Kinga

4 komentarze: