Lena, 13 grudnia 2012r.
Weszłam do baru, w
którym pracuje Veronica. Rozejrzałam się, szukając osoby, która mnie tutaj
zaprosiła. Kiedy w końcu dojrzałam go, podeszłam tam. Niall siedział przy
stoliku razem z Liamem oraz z resztą grupy. Znaczy się, chyba brakowało
jednego… Harry’ego? Tak, chyba tak się nazywał. Przy okazji poznałam ich
przyjaciółki: Dan, El oraz Perrie.
- Cieszę się, że
tutaj przyszłaś – szepnął mi do ucha Liam.
Z uśmiechem
popatrzyłam na niego.
- Ja też. Wiesz, w
końcu mogę wyrwać się z domu… i ‘objęć’ Very. Nie żebym coś do niej miała, ale
po prostu odkąd dostałam zakaz na wszystko, to powoli zanudzałam się na śmierć.
Pokiwał głową i
złapał mnie za dłoń.
- Kurde, wiesz, że
ja wciąż nie potrafię uwierzyć w to, że w końcu się spotkaliśmy? Do tej pory z
przyzwyczajenia wyciągam telefon, żeby sprawdzić pocztę, bo może napisałaś.
- Tak, ja też się
bardzo cieszę. W końcu jesteś jednym z nielicznych, który mnie rozumie.
Usłyszałam gwizdy,
więc odwróciłam się. Przy wejściu zobaczyłam Harry’ego ze śliczną dziewczyną.
Najwyraźniej nas szukali, ponieważ Louis wstał i zaczął im całym sobą machać.
Zauważyłam, że jego dziewczyna przykryła swoją twarz menu, co przypominało mi
coś a la ‘ nie znam go’. Uśmiechnęłam się, widząc to. Zauważyłam, że chłopaki
mają ogromne poczucie humoru, dzięki czemu milej się z nimi tutaj siedzi.
- Cześć wam –
rzucił Harry. – Przepraszamy za spóźnienie, były korki.
- Dobra, dobra –
odezwał się Lou. – Gadaj nam kogo tutaj przyprowadziłeś.
- Myśleliśmy, że
przyjdziesz z Emmą – powiedział Zayn i razem z Tomlinsonem wpadli w śmiech.
Zauważyłam w jaki
sposób Harry na nich spojrzał. Jestem pewna, że gdyby potrafił zabijać
wzrokiem, to ci już dawno leżeliby martwi.
- Poznajcie Emmę.
Wszystkich oprócz
mnie zatkało. Najwidoczniej się nie spodziewali takiego obrotu sprawy. Ciekawa
jestem jak sobie ją wyobrażali. Spojrzałam na dziewczynę i zobaczyłam szczupłą
szatynkę o ciemnozielonych oczach, oraz prościutkich białych zębach, która w
żadnym wypadku nie przejęła się reakcją reszty.
Wyciągnęłam rękę i
się przedstawiłam.
- Lena.
Veronica, 13 grudnia 2012r.
Obsłużyłam
kolejnego nachalnego klienta w barze i zabrałam się za sprzątanie lady.
Wiedziałam, że jestem obserwowania przez John’a. On wciąż nie potrafi się
pogodzić z tym, że ojciec zmusił go do zatrudnienia mnie. Miał nadzieję, że już
mnie nigdy nie zobaczy. Ale to nie moja wina, że nigdy nie potrafiliśmy się
dogadać. Jestem pewna, że szybciej się z rybą porozumiem niż z nim.
Odebrałam od
klienta puste kufle po piwie i uśmiechnęłam się, tak jak za każdym razem, gdy
się ktoś z klientów do mnie zwróci… Bo najważniejsza jest kultura.
- Cześć – przy
barze usiadł Steven. – Przyszedłem ciebie uratować od nudy! Porozmawiam sobie z
najpiękniejszą barmanką jakie moje oczy w tym krótkim życiu widziały.
- Jeszcze nic nie
wypiłeś, a już gadasz bzdury – trzepnęłam go ścierką. – Cieszę się, że
przyszedłeś… Tak jakoś mi smutno jak nie mam do kogo otworzyć ust.
Przyjaciel
wyszczerzył się, a ja z uśmiechem na twarzy zaczęłam lać dla niego piwo.
Spojrzałam w kierunku, gdzie do tej pory stał John. Na szczęście znikł z pola
widzenia, więc będę mogła sobie na spokojnie porozmawiać z Steven’em. Nie
rozumiem, dlaczego on zabrania nam kontaktów z klientami. Od zawsze było tak,
że barman był od rozmów. Ludzie przychodzili do niego, żeby się wygadać, a
teraz? Teraz jedyne, co mogę, to patrzeć na zatapiających się w trupa ludzi.
Czasem mam aż taką ochotę, żeby przeskoczyć przez bar, rzucić ich kieliszkiem o
ścianę i doprowadzić takiego człowieka do porządku, ale nie da się.
- Co powiesz? –
Steven przetarł swoje usta kciukiem.
- Mówiłam ci już,
że Liam mnie poznał? – przyjaciel zrobił wielkie oczy i pokręcił głową. – Hmm…
To jak my długo się nie widzieliśmy? – uśmiechnął się i ruszył ramionami. – No
więc, w końcu mnie poznał. Okazało się, że dziewczyna, która uratowała moje
zacne cztery litery, to Danielle, jego była.
- To jakiś
przypadek? – zrobił łyk piwa. – Może to już jakiś znak, żebyś się w końcu ustatkowała?
Spojrzałam na
niego krzywo. Miałam ochotę go jeszcze raz trzepnąć, ale tym razem mocniej.
Popatrzyłam na prawo, gdzie czekał na mnie klient. Dałam przyjacielowi znak, że
zaraz wracam. Podeszłam do chłopaka, który cierpliwie czekał przy barze. Na
pierwszy rzut oka nie poznałam go, po chwili rozpoznałam, że to Niall Horan.
Uśmiechnęłam się do niego, tak jak przystało na barmana w tym barze i
zapytałam, co podać.
- Poprosimy 9
drinków, które robisz najlepiej – uśmiechnął się.
- Tak jest! –
zasalutowałam.
Zabrałam się do
roboty, widząc kątem oka, że blondyn mi się przygląda. Teraz zaczynam się
zastanawiać, czy nie mam czegoś na twarzy. Wszyscy mnie dzisiaj obserwują… a to
jest przerażające. Nieświadomie uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam do chłopaka,
podając na tacy drinki.
- Czy mogę jeszcze
ci w czymś pomóc? – zapytałam.
- Tak… Czy my się
przypadkiem nie spotkaliśmy?
- Och, nie licząc
tego, że parę razy wpadałam na waszą grupkę, zeskoczyłam ze sceny na waszym
koncercie, jestem współlokatorką – odsunęłam głowę tak, że z daleka dostrzegłam
stolik, przy którym siedziała Lena wraz z 1D oraz Dan, El, Perrie i jeszcze
jedną dziewczyną, której nie kojarzyłam – twojej znajomej, Leny oraz to, że
bawiłam się z Liamem w kotka i myszkę, to…
nie.
Uśmiechnęłam się
do chłopaka i wróciłam do Steven’a, który rozmawiał z jakąś szatynką. Widząc,
że już jestem wolna, pożegnał się z nią i spojrzał na mnie. Zmarszczył nos,
więc już wyczuł, że coś jest nie tak. Kiwnął głową, żebym mówiła.
- On jest tutaj… z
Leną – mruknęłam. – Nie mówiła mi, że się dzisiaj gdzieś wybiera.
- Chyba nie jesteś
o niego zazdrosna – prychnął.
- Nie o to chodzi…
Ona raczej z nim nie kręci – uśmiechnęłam się. – Ostatnio była nawet w kinie z
Horanem…
Steven odstawił
prawie pusty kufel i zaczął się krzywić.
- Powiem ci tyle…
Nie wypiłem dużo, ale już ciebie nie ogarniam. O co ci chodzi? Wiem, że nie
jesteś zazdrosna o Laurę, bo dobrze pamiętam, że zależało ci, żeby w końcu
zaczęła się bawić. Przeszkadza ci to, że robi, to bez ciebie, czy jak? Czy może
przeszkadza ci to, że może zniszczyć twój plan?
- Jaki plan?
- Dobrze wiesz
jaki… Z nim będzie tak samo jak z resztą. Może powinnaś odpuścić nim w ogóle
zaczęłaś… Zaszkodzisz mu bardziej niż myślisz – odwrócił głowę i spojrzał na
tamten stolik. – Popatrz jak dobrze się bawią.
- A co jeżeli on
mnie zmieni? – zapytałam, również patrząc w tamtą stronę. – Co jeżeli on jedyny
może mnie zmienić?
- Zmienić? –
prychnął. – Po co chcesz się zmieniać? Ja nie chcę, żebyś się zmieniała… Ja
chcę, żebyś odzyskała miłość… Prawdziwą miłość.
‘Prawdziwa miłość’
to słowa, które utknęły w mojej głowie. Poczułam jak robiło mi się niedobrze.
Spojrzałam na Steven’a, który zaczął się uśmiechać do jakiejś szatynki. Czy ja
go skrzywdziłam? Tak, zrobiłam to. Ale dlaczego on nie odszedł jak reszta?
Dlaczego on nadal tutaj przy mnie siedzi i doradza… Mógłby wstać i odejść, a po
drodze opowiadać jaką żmiją jestem.
Usłyszałam
tłuczone szkło i spojrzałam na ziemię. Upuściłam kufel, który wycierałam.
Popatrzyłam się po sali mając nadzieję, że w pobliżu nie było John’a. Gdyby to
widział, mógłby mieć pretekst do wyrzucenia mnie z roboty. Przez przypadek
natknęłam się na wzrok Liama, który się uśmiechnął do mnie, a ja odwdzięczyłam
się tym samym. Zauważyłam jak wstaje i idzie w kierunku baru.
- Śliczna – Steven
przywrócił mnie do żywych. – Rozejm? – wystawił dłoń. – Nie chciałem ci
Niszczyc humoru, po prostu wiesz jak się o ciebie martwię.
Złapałam jego dłoń
i nachyliłam się nad barem.
- Pozwól mi –
szepnęłam. – On będzie ostatnim… Jeżeli się nie uda, to odpuszczę te całe
‘ratowanie’.
Przyjaciel przewrócił
oczami i zgodził się na to. Uśmiechnęłam się i pocałowałam jego dłoń, bo za
daleko miałam do policzka. Popatrzyłam na prawo, gdzie czekał na mnie Liam.
Podeszłam do niego z uśmiechem na twarzy.
- Cześć Sherlocku
– zagadałam. – Co podać?
- Cześć, poproszę
wodę – pokiwałam głową i nalałam mu jej do szklanki. – Posłuchaj, jutro
przyjeżdża do Anglii chłopak Danielle i
zaprosiła mnie, żebym za dwa dni wypad z nimi na kolację… Może pójdziesz ze
mną?
Poczułam jak w
gardle mi zasycha. Dobrze wiedziałam z kim mam się spotkać. Na samą myśl moje
serce przyśpiesza. Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową.
- Jasne, nie ma
sprawy.
- Świetnie –
uśmiechnął się do mnie.
- King, była
umowa, że nie rozmawiamy z klientami o sprawach prywatnych – usłyszałam John’a.
Przewróciłam
oczami i popatrzyłam na niego. Gdybym mogła, to utłukłabym go na kwaśnie
jabłko, ale niestety jedynie na co mnie było stać, to pokiwanie głową, że
rozumiem i zajęciem się innymi klientami.
- Zabiję go
kiedyś, a ty będziesz moim alibi – rzuciłam w drodze do Steven’a.
- Zawsze na mnie
możesz liczyć.
***
Liam, 13 grudnia 2012r.
Złapałem Lenę za
rękę. Myślałem, że będzie próbowała ją zabrać, ale nie stało się tak.
Zaproponowałem jej, że ją odprowadzę. Najwyraźniej Niallowi to się nie
podobało, ale nic nie powiedział, tylko pokiwał głową. Widocznie Lena mu się
spodobała. Prawdę mówiąc, kocham ich oboje, ale nie chciałbym, żeby byli razem.
Chcę dla Leny chłopaka, który przez większość roku jest w domu, przy niej. Ona
przy Mario już wystarczająco wycierpiała, ale nie będę jej utrudniać kontaktu.
- Polubiłaś
Horana, nie? – zapytałem, kiedy przechodziliśmy przez pasy
- Tak –
uśmiechnęła się. – Świetnie się z nim rozmawia na temat piłki nożnej. I jest
normalny, nie żebym miała coś do reszty, ale jakoś tak ciężko mi z nimi dojść
do porozumienia. Dwa różne światy, rozumiesz.
- Jasne. Wiesz, że
zaprosiłem Verę na randkę? A raczej na podwójną.
- Tak? – zdziwiła
się. – To znowu muszę się przygotować do pytania, co ma założyć na randkę.
Boże, co to za pokręcony człowiek! – zaczęła się śmiać. – Ja wciąż nie rozumiem, dlaczego ona ci się podoba…
jest przecież twoim przeciwieństwem.
Przewróciłem
oczami i objąłem przyjaciółkę ramieniem. Trochę zabolały mnie jej słowa, bo
była drugą osobą, która w jakiś sposób nie wierzy, że może jest jakaś szansa na
udany związek z dziewczyną. Mają racje, jest moim przeciwieństwem, a jak to się
mówi ‘przeciwieństwa się przyciągają’. Podoba mi się ona i nic to nie zmieni,
chcę spróbować czegoś nowego… Należy mi się chyba.
- Już jesteśmy,
wejdziesz? – zapytała Lena, stojąc pod swoją kamienicą.
- Nie – pokręciłem
głową. – Słyszałem, że dzisiaj twój kuzyn ma do Londynu przylecieć, może
będziesz chciała z nim porozmawiać, itp.
Dziewczyna
pokiwała twierdząco głową. Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek, a
następnie zniknęła za drzwiami. Chwilę później dostałem SMS:
Kocham Cię ~Lena
***
Mario, 13 grudnia 2012r.
- Stary –
szturchnął mnie Marco. – Długo będziesz się wiercić?
Przetarłem oczy i
spojrzałem na niego. Najwyraźniej nie pasowało mu, że musimy siedzieć razem w
samolocie. Złożyłem swój fotel i sięgnąłem po komórkę, sprawdzając, czy
dostałem jakąkolwiek wiadomość. Widząc, że nie, odłożyłem ją na miejsce.
- Przepraszam –
mruknąłem, kładąc głowę na podgłówku.
- Za co mnie
przepraszasz? – fuknął Reus.
Odwróciłem głowę i
spojrzałem na niego. Zobaczyłem, że pomiędzy brwiami pojawiła się zmarszczka.
Dawniej zacząłbym się śmiać, to widząc, bo zawsze mnie ona śmieszyła, ale nie
tym razem.
- Za to, że nie
mam dla ciebie czasu.. Stary, jesteś moim najlepszym przyjacielem i nie
potrafię znieść myśli, że masz mnie dosyć. Brakuje mi twojego ADHD.
Zauważyłem, że
jego kąciki drgnęły.
- Mario zrozum, że
mi też jest ciężko bez Leny, jednak w jakimś sensie też jest moją przyjaciółką,
ale to ty wpadłeś na pomysł rozstania, a nie ona… A teraz mam wrażenie, że i my
się rozstaliśmy. Nie mam z kim pogadać, bo wiecznie jest Sina lub Oliver…
Na imię Sina
zaschło mi w gardle, spojrzałem przed siebie, próbując usunąć sprzed oczu
wczorajszego pocałunku.
- Mario? Co się
dzieje.
- Nie wiem –
popatrzyłem na niego. – Ja, ja… po prostu się już gubię w uczuciach. Kocham
Lenę, ale przy Sinie się czuję szczęśliwy… A co jak Lena ma kogoś już? Ma?
- Wiesz, że nie
mogę ci powiedzieć – szepnął. – Zabroniłeś mi nieważne jak byś błagał.
- Powiedz, proszę.
Widziałem, że Reus
walczy ze sobą w środku. Jego niebieskie oczy miały w sobie ogień, który musiał
go pochłaniać od środka. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że i on cierpi… I
coś czuję, że tutaj nie tylko chodzi o Lenę… Coś więcej, coś o czym próbował mi
powiedzieć, ale ja nigdy nie chciałem go słuchać, bo byłem tak zajęty sobą.
- Wybacz mi, nie
mogę – szepnął i założył słuchawki na uszy.
Oparłem się
wygodnie znowu o fotel i zamknąłem oczy.
Cholera! Że
wszystko musi być takie trudne – pomyślałem.