Veronica, 09 grudnia 2012r.
Z torebki
wyciągnęłam lusterko, żeby po raz ostatni się w nim przejrzeć. Kiedy poprawiłam
już ostatnie niedociągnięcia, zapukałam do szklanych drzwi biura właściciela
tego baru. Przez chwilę myślałam, że nikogo tam nie ma, póki nie wyszła ze
środka niska kobieta o potarganych włosach i źle zapiętej koszuli. Uniosłam
jedną brew i uśmiechnęłam się kpiąco.
No widzę, że właściciel lubi zabawy z
małolatami – pomyślałam. Chociaż wydawało mi się, że rodzice coś mi o nim
kiedyś wspominali. Spokojny człowiek z żoną i trójką dzieci. No cóż, pozory
zawsze mogą mylić.
Ruszyłam ramionami, po raz ostatni spoglądając na oddalającą się dziewczynę i weszłam do środka.
Biuro wydawało się być wielkie, ale to kwestia doboru odpowiedniego
wyposażenia, koloru ścian, a przede wszystkim luster, które zajmowały całą lewą
stronę.
Rozejrzałam się po
pomieszczeniu z nadzieją, że kogoś tutaj ujrzę, lecz nic takiego się nie stało.
Usiadłam na krześle, gdzie siadali z pewnością wszyscy kandydaci do pracy w tym
miejscu. Wówczas usłyszałam jakieś szmery połączone z przeklinaniem pod nosem.
Podniosłam się z krzesła i nachyliłam nad biurkiem. Wtedy zobaczyłam młodego
chłopaka walczącego ze swoim rozporkiem. Przyłożyłam pięść do ust, żeby nie
wystraszyć go swoim śmiechem i wróciłam na miejsce.
Odchrząknęłam.
Szmery ucichły, a po chwili spod biurka wyjawił się on. Nie przypominał mi
mężczyzny z trójką dzieci, ale dobrze znałam tą podłą twarz.
- John… Jak miło
cię znowu widzieć – mruknęłam. – Ale powiem szczerze, że liczyłam tutaj na
kogoś innego… dojrzalszego.
Spojrzał na mnie
wilkiem i sięgnął po teczkę z moim imieniem. Faktycznie, zapomniałam o swoim
CV, ale moi rodzice przewidzieli, to jak zwykle.
- Veronica nic się
nie zmieniłaś – powiedział swoim zachrypniętym głosem. – No może prawie nic…
parę zmarszczek ci przybyło, ale nadal jesteś śliczna.
- Ach, jak miło
usłyszeć z samego rana taki komplement i jeszcze z twoich ust.
- Tak, tak… -
zaczął uważniej się przyglądać mojemu CV. A podobno miały być tylko formalności
z moją pracą tutaj.. – Słyszałem, że na stałe zostajesz w Londynie.
Przewróciłam
oczami, wiedząc, że to nie będzie łatwa rozmowa. Na szczęście nie trwała dłużej
niż pół godziny. Chłopak rzucił teczką i z szuflady wyciągnął kartkę i
długopis.
- Dobra, ojciec
kazał ci tutaj podpisać.. – pokazał mi miejsce na dole kartki. – Aa… i masz
jutro przyjść o 18:00.
Pokiwałam głową,
dając do zrozumienia, że rozumiem. Następnie wstałam i niechętnie podałam rękę
John’owi. Skierowałam się do wyjścia, ale przed zamknięciem drzwi jeszcze na
niego spojrzałam.
- Jeżeli chodzi o
ten rozporek, to radzę zainwestować w nowe spodnie, bo tak już z nim wiecznie
będzie… zawsze będzie się zacinał – puściłam mu oczko i się zmyłam.
Z torby
wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do niejakiej Danielle.
- Słucham –
odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć, z tej
strony Veronica King.
- Cieszę się, że
dzwonisz.
- Czy mogę do
ciebie jutro rano wpaść? Obawiam się, że w innym terminie nie będę miała czasu.
- Jasne.
- Więc jesteśmy
umówione.
Rozłączyłam się i
komórkę wrzuciłam do torby. Złapałam taksówkę i pojechałam do domu, żeby
odespać ten poranek.
***
Veronica, 10 grudnia 2012 r.
Stanęłam przed drzwiami swojej
"klientki". Kiedyś w końcu musiałyśmy się umówić, bo jednak muszę
zaliczyć przedmiot u mojego kochanego profesora. Położyłam pięść na drzwiach i
zapukałam. Po chwili otworzyła mi wysoka dziewczyna o ciemnych kręconych włosach,
która od paru tygodni jest znana jako "była dziewczyna" Liama Payne'a.
Uśmiechnęłam się do niej, na co ona mi odwdzięczyła się tym samym.
Zaprosiwszy mnie do domu, dała sygnał, żebym zapoznała się z jej mieszkaniem.
Małe, więc myślę, że nie będzie większego problemu z zaprojektowaniem i
udekorowaniem wnętrza.
Weszłam do pokoju, który był jeszcze
cały zawalony pudełkami, w których znajdowały się rzeczy z poprzedniego
mieszkania. Coś mnie kusiło, żeby do nich zajrzeć i dowiedzieć się kim jest
Danielle, ale jeszcze tego brakuje, żeby mnie z domu wyrzuciła.
- Chcesz się czegoś napić? -
zapytała swoim melodyjnym głosem.
Odwróciłam się do niej i pokręciłam
przecząco głową. Z torby wyciągnęłam swój laptop, na którym miałam wszystkie
potrzebne materiały do projektowania. Sięgnęłam po plan mieszkania, o który
wcześniej poprosiłam Dan i zaczęłam wprowadzać dane.
- Mogę się dołączyć?
Podniosłam głowę i spojrzałam na
nią. Uśmiechnęłam się i odsunęłam krzesło obok siebie.
- Przecież, ty tu rządzisz.
***
Liam, 10 grudnia 2012r.
Wskoczyłem do
basenu, czując, że ten dzień będzie udany. Po mojej prawej stronie Loczek
walczył jeszcze z czepkiem, próbując w końcu schować pod nim swe włosy, a z
lewej Niall, który oddał się wodzie. Oczywiście, odpoczywał sobie, leżąc na
plecach. Jeszcze dalej zanurzył się
Louis. Tylko Zayn odmówił dzisiaj pójścia z nami popływać… Oczywiście, wciąż
boi się wody, ale co na to poradzimy. Obiecał nam, że będzie sędziować, ale
jako, że walczymy o tydzień wolności musiał wybierać z kim chce być w drużynie.
Oczywiście, jak za każdym razem wybrał mnie, bo wiedział, że mam największe
szanse na zwycięstwo, ale wielkim rywalem jest jeszcze Niall, który w wodzie
się czuje jak ryba. Jest świetnym pływakiem, a co dziwne jak na osobę, która tyle
je co on.
- Gotowi!? –
usłyszeliśmy Malika z drugiej strony basenu.
- Zayn! – ryknął Harry.
– Pozwól chociaż się nam rozgrzać.
- A no tak,
zapomniałem – klepnął się w czoło i wrócił na miejsce, gdzie przeglądał jakieś
śmieszne filmiki na telefonie.
Zrobiłem na
rozgrzewkę z 10 basenów. Widziałem, że Lou i Loczek zrezygnowali po 4, a Niall
jak zwykle postanowił w inny sposób się rozgrzać. No cóż, każdy robi, co chce.
Wyszedłem z basenu
i wszedłem na słupek. Kiedy wszyscy byli gotowi, usłyszeliśmy odliczanie Zayna.
W końcu wszyscy wystartowali. Wskoczyłem w głębie i jak najszybciej starałem
się odpychać. Byłem tam tylko ja i woda. Musiałem pamiętać o regularnych
oddechach, to jest jeden z wielu kluczy do sukcesu. Wiedziałem, że zaraz
powinienem zrobić ‘fikołek’ i odbić się od ścianki. Tak też zrobiłem. Teraz ile
sił w ramionach i nogach miałem starałem się dopłynąć do końca.
Dotknąłem ścianki
i wynurzyłem głowę. Zobaczyłem nad sobą załamanego Malika, a obok siebie
uśmiechniętego Nialla.
- Liam, w tej
dziedzinie musisz mi przyznać rację, że jestem od ciebie lepszy – podciągnął się
i usiadł na murku, przyglądając się dopływającemu Louisowi i Loczkowi. – Malik zły
wybór, gdybyś wybrał mnie, to miałbyś tydzień wolnego od obowiązków w domu… Ale
tak to jest, jak się ufa, że niepokonany Liam, zawsze będzie niepokonany –
puścił mi oczko i poszedł do szatni.
Złapałem rękę
przyjaciela i uśmiechnąłem się do niego przepraszająco. Niall miał rację, że
gdyby wybrał jego, to miałby cały tydzień tylko dla siebie i Perrie.
Podszedłem do
ławki i złapałem ręcznik. Zobaczyłem, że moja komórka wibruje, a na ekranie pojawiła
się uśmiechnięta Danielle. Złapałem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Słucham –
odezwałem się.
- Cześć Liam.
Posłuchaj, jest u mnie ta projektantka, o której ci wspominałam… Czy miałbyś teraz
odrobinę czasu, żeby wpaść i zobaczyć, co ona proponuje?
Odsunąłem
słuchawkę od ucha, żeby zobaczyć, która godzina. Następnie znowu przyłożyłem i
się uśmiechnąłem.
- Jasne… Za jakieś
40 min powinienem stać już pod twoją kamienicą.
- Świetnie,
dziękuję.
Rozłączyła się, a
ja szybko pobiegłem do szatni.
Po paru minutach
już siedziałem w samochodzie, czekając w korku. Nawet zimą ludzie robią parady
na nie wiadomo co. Kiedy miałem szansę, skręciłem w uliczkę, modląc się, żeby
więcej osób o tym nie pomyślało. Ale cóż, ludzie w Londynie są wyjątkowo, że
tak powiem mało sprytni. Zawsze upierają się, żeby pozostać na głównych, bo
uważają, że i tak, i tak szybciej będą na miejscu.
Zatrzymałem się na
parkingu pod kamienicą Dan. Wysiadłem z samochodu, jeszcze zerkając w lusterko,
żeby jakoś po ludzku wyglądać. Po paru chwilach stałem już pod jej mieszkaniem,
zapukałem do drzwi. Kiedy w końcu otworzyła, zobaczyłem uśmiechniętą
dziewczynę, która wyszła na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Zdziwiłem się tym
zachowaniem, bo myślałem, że wejdziemy do środka. Najwyraźniej Dan zauważyła
moje zaskoczenie.
- Zaraz wejdziemy –
powiedziała – ale muszę cię o czymś uprzedzić. Miałam dosyć tego jak ta
dziewczyna, Veronica bawi się ciągle z tobą w kotka i myszkę.
- Miałam? A teraz
już nie masz? – uśmiechnąłem się do niej.
- Nie chodzi o to,
wciąż mnie ona irytuje, ale z powodu, że nadal cię kocham… - na te słowa
musiałem się zaczerwienić, bo zaczęła się tłumaczyć. – Oczywiście jak
przyjaciela… to postanowiłam ją odnaleźć… i powiem, że to nie było trudne.
Otworzyła w końcu
drzwi i kiwnęła głową, żebym wchodził. Zrobiłem tak też i ruszyłem do salonu,
gdzie podobno siedziała projektantka. Stając w drzwiach, poczułem jak krew uderza
mi do głowy. Przy stoliku do kawy siedziała ta sama ruda dziewczyna, którą
spotkał parę dni temu i wciąż marzył, żeby ją spotkać. Kiedy w końcu podniosła
głowę, uśmiechnęła się do mnie. W żadnym wypadku nie była zaskoczona, wyglądała
wręcz jakby na mnie oczekiwała.
- Kogo ja tutaj
widzę? – odezwała się swoim zalotnym głosem. – Długo kazałeś na siebie czekać.
- Żartujesz? –
wydusiłem z siebie. – Szukałem ciebie wszędzie, myślałem o tobie każdego dnia,
a ty sobie ze mnie żartowałaś?
- Taka moja
natura, Liam – podeszła do mnie i dotknęła mojego policzka. – Nie domyśliłeś
się tego po listach od Leny?
Spojrzałem na nią
zdziwiony. Miałem nadzieję, że powie coś więcej, ale ona nadal się uśmiechała.
- Skąd o niej
wiesz? I o listach?
- Och.. –
dziewczyna przewróciła oczami. – Lena to moja współlokatorka. Nie raz ją
spotkałeś. Na przykład pierwszy raz,
kiedy biegaliście, to wpadliście na siebie. Skąd ja to wiem? Bo na koncercie
pokazała mi ciebie… Ooo… a następnym razem na Mikołajkach…
- Wiem, poznaliśmy
już siebie – uśmiechnąłem się do niej.
- Naprawdę? –
zmarszczyła czoło. – W takim razie tego mi już nie powiedziała… Ech, dobra, ja
będę musiała uciekać.
- Może wybierzemy
się na kawę, czy coś takiego?
Dziewczyna
spojrzała na swój zegarek i się skrzywiła.
- Wybacz mi, ale
dzisiaj nie mogę. Zaraz zaczynają mi się zajęcia, a potem muszę uciekać do
pracy. Teraz jak już wiesz kim jestem, to możesz wpadać do mnie i do Leny…
Pokiwałem głową,
dając znak, że rozumiem. Vera jeszcze raz się uśmiechnęła i zniknęła jak to
robiła wcześniej, lecz tym razem w końcu mogłem z nią porozmawiać.
- Wiedziałem, że
ten dzień będzie piękny – powiedziałem pod nosem.
- Zjesz coś? –
zapytała Dan.
Odwróciłem się do
niej i pogłaskałem się po brzuchu, dając do zrozumienia, że jestem głodny jak
wilk.
Tak więc wróciłam... Postanowiłam dzisiaj dodać ten rozdział, tak na zakończenie tych wakacji. Nie oczekuję już od Was, że będziecie ten rozdział i następne komentować. Po prostu chcę tą historię zakończyć i być wobec Was fair. Następny rozdział dopiero za 2 tygodnie.
Kinga
Tak więc wróciłam... Postanowiłam dzisiaj dodać ten rozdział, tak na zakończenie tych wakacji. Nie oczekuję już od Was, że będziecie ten rozdział i następne komentować. Po prostu chcę tą historię zakończyć i być wobec Was fair. Następny rozdział dopiero za 2 tygodnie.
Kinga